Barszcz biały na zalewie z ogórków kiszonych
Kto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście “Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalejWegebowl to pomysł na szybki i bardzo satysfakcjonujący obiad. Przygotowanie go zajmuje mi jakiś kwadrans, w porywach dwadzieścia minut. Kluczowe składniki mojej miseczki to warzywny element chrupiący –
Czytaj dalejKiedy robi się zimno i mokro, nabieram ochoty na zupy i zapiekanki. Do łask powraca owsianka i kasza manna, wszystko co ciepłe i sycące. Nieustannie chce mi się ziemniaków. Ciepłe, parujące kartofelki najchętniej zalewam mlekiem, dodaję masła, gałki muszkatołowej i ugniatam na puree. I w zasadzie nie potrzebuję do niego nic więcej.
Puree ziemniaczane to moja czekolada. Kiedy jest mi źle, najbardziej poprawia mi humor właśnie ta potrawa. Kilka lat temu wylądowałam w szpitalu i przez dwa dni dostawałam jedynie cieniutką herbatę i rzadką kaszę mannę bez szczypty soli i cukru. Przez każdą z 48 godzin myślałam tylko o jednym: o misce puree ziemniaczanego. Ziemniaki śniły mi się po nocy i prześladowały mnie za dnia. W końcu wyszłam ze szpitala i pierwszym, co zrobiłam w domu, było oczywiście puree. Niestety, był maj i miałam do dyspozycji tylko młode ziemniaki, które nie cierpią tak grubiańskiego zachowania jak ugniatanie na gładką masę i moje wyśnione puree wyszło słabe, chyba po raz pierwszy w życiu. Swoją droga, opisywałam już kiedyś tę historię w książce (“Zapach truskawek. Rodzinne opowieści”), ale to było dawno temu i nic nie stoi na przeszkodzie przypomnieć ją tutaj.
Dawno nie dzieliłam się z Wami inspiracjami, zauroczeniami ze świata szeroko rozumianej kultury i stylu życia, czas odkurzyć “lubisie”! Dzisiaj odsłona kwietniowa. I trochę historii: w 2014 lubiłam to, w 2013 r. lubiłam to, w 2012 roku lubiłam to, a w 2011 roku lubiłam to.
1. Zapowiedź polskiego wydania książki Nigela Slatera “Jedz“.
Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Filo 24 maja. Mam nadzieję, że ta zapoczątkuje cykl polskich wydań Nigela Slatera, bo marzy mi się poczytać “Kitchen diaries” po polsku. Fot.: wydawnictwo Filo.
2. Audycję “Lament i odmęty” Brodki.
posłuchacie jej w Trójce, w piątki o 22:05. Bardzo lubię audycje tematyczne i to jedna z nich. Brodka jest cudownym szperaczem muzycznym. Szczególnie polecam jej kulinarną odsłonę (podlinkowałam ją w tytule) – mnóstwo muzycznych smaczków!
3. Prace Ja cię broszę.
Plakaty, pocztówki, kubki z charakterystycznymi ilustracjami autorki. Plakat z króliczkiem w balonie i owocowe pocztówki wiszą w pokoju Olusia.
Sernik z palonego masła (klik) pojawił się na wielu świątecznych stołach, czas na kolejną porcję wypieków z tym składnikiem. Jeszcze przed Wielkanocą upiekłam magdalenki z palonym masłem. Lubię je piec, bo to wdzięczne i niekłopotliwe ciastka (tutaj pokazywałam magdalenki wg receptury Marii Ochorowicz-Monatowej i Rachel Khoo). Cudownie sprawdzają się na pikniku i w podróży, pięknie pozują do zdjęć i doskonale umilają popołudniową herbatę. Te, które widzicie tutaj, nazwałam magdalenkami ze względu na formę, ale tak naprawdę to finansjerki (financiers), ciasteczka na bazie mąki migdałowej. Wieki temu prezentowałam tu przepis na cytrynowe (klik) i wiśniowe (klik) finansjerki.
Copyright Strawberries from Poland, 2017