ekspresowe ciasteczka

W moim prywatnym rankingu pierniczkowym od laty wygrywają lebkuchen, norymberskie pierniczki z miętowym lukrem. Przepis od lat niezmiennie ten – klik. Ale z lebkuchen jest jeden problem: ciężko je ładnie ozdobić. Dlatego dla dzieci od dwóch lat wypiekam te ekspresowe, satysfakcjonujące pierniczki, które zachowują kształt, pięknie pachną i są idealne do ozdabiania – klik po przepis.

Co roku marzy mi się też ciasteczkowy maraton. Chciałabym upiec kilka rodzajów ciasteczek, od migdałowych księżyców, przez czekoladowe popękańce, na tych z marmoladowym oczkiem kończąc. Ułożyć je w kremowych papilotkach i zamknąć w ślicznej blaszanej puszce. Po czym strzepnąć mąkę z wykrochmalonego fartuszka i zasiąść w fotelu z filiżanką gorącej czekolady.

Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Kupny domek z piernika czeka już ponad tydzień, aż dokupię do niego lukry do ozdoby, w salonie próbuję przedrzeć się do wieszaka z zalegającym praniem, ale przeszkadzają mi w tym porozrzucane puzzle i książki, a zamiast wąchać  choinkę, spoglądam na pileę, która właśnie traci liście.

Poniżej przeczytacie artykuł, który pojawił się w najnowszym numerze Newsweeka, przygotowany na zlecenie Pomorskie Prestige.

Jesienią i zimą potrzebujemy ciepła, ale kocyk i ciepły kaloryfer to za mało, aby w dobrej formie przejść przez ten ciężki czas. Trzeba rozgrzać się od środka. Najlepiej za pomocą sycących, aromatycznych dań. 


Tym razem zaczniemy niestandardowo - w gdyńskiej Osterii Fino szefowie Jacek Koprowski i Mateusz Sikora na rozgrzanie proponują... tatara. I rzeczywiście, po kilku kęsach tatara z chrupiącymi płatkami topinambura, piklowanymi grzybami shimeji i majonezem truflowym z wyraźną, ostrą nutą czujemy w brzuchu przyjemne ciepło. Chilli wykonało swoją pracę! Drugie danie rozgrzewa już samym widokiem. Na talerzu ląduje raviolo con uovo, czyli ravioli z żółtkiem. Włoski klasyk, ale podkręcony wyrazistym musem dyniowym i owczym serem, a jakby tego było mało, polany palonym masłem, którego słodki orzechowy aromat podkręcają prażone migdały. 


Słoneczną barwę ma krem z dyni serwowany w słupskiej restauracji Dym na wodzie. Szef i właściciel miejsca - Rafał Niewiarowski oraz zastępca szefa - Piotr Faleński zadbali o to, by zupa miała idealnie zbilansowany smak: kremowość dyni podkręca mleczko kokosowe, a nuta chilli , imbiru, trawy cytrynowej i curry nadaje całości pazura. Drugie danie, żeberka na kapuście, brzmi klasycznie, a serwowane jest w niecodziennej formie. Najlepiej opowie o nich sam pomysłodawca, szef Rafał Niewiarowski: 
"gwiazdą naszego jesiennego menu są żeberka. Serwujemy je z chutney?em z węgierek, popcornem z kaszy gryczanej i zasmażaną kapustą z żurawiną. Żeberka są pieczone w całości, a następnie luzujemy je z kości, szarpiemy mięso, redukujemy sos i formujemy w kulę".


Pałac Poraj w Wicku to obowiązkowy przystanek w drodze ze Słupska do Trójmiasta. Albo odrębna destynacja, warto bowiem zaplanować wycieczkę do tego urokliwego, pełnego ciepła i pysznych smaków miejsca. Za atmosferę miejsca odpowiada właścicielka i miła obsługa, a za rozgrzewające dania szef Krzysztof Pacak. Podczas jesiennej wizyty próbujemy wybitnego menu wegetariańskiego. Bezmięsny rosół na pieczonych warzywach, podany z domowymi kluseczkami to wspaniałe, kojąca rzecz. "Stek" z kapusty serwowany z puree ziemniaczanym i obłędnym sosem pieczonych dyni i czosnku z pistacjami to danie, które ma kilka wymiarów smaku. Na deser próbujemy pływającego w maśle, rozkosznie mięciutkiego, pachnącego cynamonem knedla śliwkowego. Poezja!


Wracamy do Trójmiasta. W gdańskiej restauracji Canis szef Mateusz Janusz świetnie bawi się smakami późnej jesieni. Krem z topinamburu podany z chrupiącymi pierożkami z kompresowaną gruszką i musem z szarej renety stanowi mistrzowskie połączenie dostępnych późną jesienią smaków. Pierogi z pieczonym jesiotrem i twarogiem,  podane z francuskim sosem z serem blue i z zielonym pieprzem przyjemnie chrupią i budzą ospałe kubki smakowe. A na spragnionych mięsa czeka jagnięcina, na talerzu serwowana w dwóch odsłonach: gicz jagnięca duszona w czerwonym winie z nutą anyżu i goździków oraz comber jagnięcy, połączone wspaniałym puree z pieczonej marchwi z kurkumą, z sosem demi glace.

restauracja gdańsk
Miłośnicy zup powinni odwiedzić również gdańską restaurację Filharmonia, gdzie można spróbować wyjątkowej zupy musztardowej. Ta tradycyjna kaszubska potrawa to wspaniałe rozgrzewające danie. Pozostając w regionalnych klimatach, warto zamówić mięciutkie gęsie udko serwowane z kaszubskimi golcami, czyli delikatnymi kluseczkami ziemniaczanymi. W jesiennym menu pojawia się też dziczyzna w postaci jelenia w niezwykłym sosie z Jegermeistrem, serwowana z pyszną zapiekanką ziemniaczaną, marynowanym koprem włoskim i puree kaszanowym..


Przy Długim Pobrzeżu mieści się kultowa restauracja serwująca dania inspirowane kuchnią starogdańską. Gdański Bowke, bo o nim mowa, to miejsce z niepowtarzalnym klimatem. Próbujemy pysznej zupy rybnej z rakami. Zupa przygotowywana jest na bazie łososia bałtyckiego, a za rozgrzewające nuty dania odpowiada dodatek imbiru. Jeśli macie jeszcze miejsce na drugie rozgrzewające danie, szef Marcin Faliszek poleca rozpływający się w ustach wolnopieczony boczek z dzika, podawany z czarną porzeczką w towarzystwie pieczonej pietruszki i sosu demi glace.


W sopockiej restauracji M15, która działa przez cały rok, próbujemy pachnącego koperkiem wegańskiego krupniku z kaszą orkiszową, ziemniaczkami i borowikami, który przyjemnie rozgrzewa i syci. Na drugie danie szef Adrian Gabryszak poleca gęsinę w niecodziennej odsłonie, bo przygotowywaną w kwasie buraczanym, z sosem demi glace wzbogaconym o sok z buraków, który podkręca słodycz dania. Do gęsi szef podaje pyszną, czosnkowo-maślaną brukiew na ciepło i miękkie knedle ziemniaczane. 


Podczas późnojesiennych wędrówek warto wybrać się do Sulęczyna, do Leśnego Dworu, w którym mieści się restauracja Biôłi Trus (co po kaszubsku oznacza Biały Królik). Stery w kuchni sprawują tu szefowie Marcin Popielarz i Łukasz Miecznikowski. Degustację menu polecamy zacząć od niezwykłej zupy cebulowej. Tak opowiada o niej Łukasz Miecznikowski: 

"Najpierw przygotowuję marmoladę cebulową, która nadaje zupie intensywności. Bardzo lubię ocet w kuchni, tu daję octu cherry i z białego wina." Zapiekanka ziemniaczana gratin to z kolei ukłon w stronę grzybowego bogactwa jesieni. Ziemniaki przełożono musem truflowym i grzybami portobello oraz smardzami i marynowanym czosnkiem. Grzybowo-ziemniaczaną ziemistość dopełnia seler, a całość odświeża słodka nuta jabłek.


Naszą podróż po rozgrzewających daniach rozpoczęliśmy w nieoczywisty sposób i tak ją zakończymy. Zaglądamy do Gdyni, gdzie w rzędzie niepozornych pawilonów mieści się Ale Browar. Jak sama nazwa wskazuje, zaglądamy do browaru, w którym na miejscu można spróbować kilkunastu niesamowitych piw (w tym bezalkoholowych) lub kupić je na wynos. Rozmawiamy z Karoliną  Saks, managerką lokalu, która zaraża uśmiechem i pasją.

"Jesienią pojawiają się u nas cięższe, korzenne nuty. Tej jesieni wypuściliśmy dwa piwa dyniowe - opowiada pani Karolina - jedno z nich inspirowane jest pumpkin spice latte, czyli jesiennym kawowym klasykiem. Nasze piwo ma, podobnie jak dyniowa kawa mocne nuty korzenne: cynamon, imbir i kardamon, jest delikatnie słodkie i ma mocno wyczuwalną nutę kawy.  Do trunku pani Karolina poleca dania z sąsiadujących z Ale Browarem lokali - dyniową pizzę z Czerwonego Pieca i bowla z kurczakiem w japońskiej panierce z mnóstwem pysznych dodatków z Honolulu Wise Food. Jak się okazuje, ten pyszny tercet współdziała i nawzajem się uzupełnia.

Rozgrzewające dania mają różne oblicza i formy, ale łączy je jedno: smak, który na długo zapada w pamięci i sprawia, że chce się wrócić po więcej.

wypieki

Kiedy człowiek odwyknie od pisania, pomysły śmigają po głowie, ale ciężko je zmaterializować. Głowa jak palce zgrabiałe na zimnie nieporadnie klei kanciaste kulki słów. No ale trzeba, bo nie samymi obrazkami i filmikami człowiek żyje, prawa? Czasem chce się zrobić skok w gąszcz słów, zanurzyć w lekturze i zafundować sobie zupełnie analogową przyjemność czytania dajmy na to – zupełnie oldschoolowego blogu.

W listopadzie lubię wracać do analogowych przyjemności. Z nadejściem pierwszej gęstej mgły uruchamia się we mnie przymus sypania wszędzie cynamonu i odpalania piekarnika, najlepiej na drożdżowe ciasto. Bo jesień pachnie mi cynamonem i drożdżami. I jeszcze zmurszałą ziemią i lepką mgłą zatykającą dziurki w nosie, ale w tym odcinku nie o tym.

To odcinek poświęcony ciastu drożdżowemu, ale nie temu słodkiemu (choć zawijasy cynamonowe – klik – były już grane), a wytrawnemu. Dzisiaj będzie o focacci. Najlepszej, jaką upiekłam. Takiej, którą – zgodnie z mottem mojej ukochanej Nigelli Lawson – piekę, jem i powtarzam. Dwa lata temu prezentowałam tu zmodyfikowaną wersję przepisu, zaznaczając, że dyniowe wcielenie focacci to tylko opcja, że królową jest klasyczna, ziemniaczana wersja.