Kiedy człowiek odwyknie od pisania, pomysły śmigają po głowie, ale ciężko je zmaterializować. Głowa jak palce zgrabiałe na zimnie nieporadnie klei kanciaste kulki słów. No ale trzeba, bo nie samymi obrazkami i filmikami człowiek żyje, prawa? Czasem chce się zrobić skok w gąszcz słów, zanurzyć w lekturze i zafundować sobie zupełnie analogową przyjemność czytania dajmy na to – zupełnie oldschoolowego blogu.
W listopadzie lubię wracać do analogowych przyjemności. Z nadejściem pierwszej gęstej mgły uruchamia się we mnie przymus sypania wszędzie cynamonu i odpalania piekarnika, najlepiej na drożdżowe ciasto. Bo jesień pachnie mi cynamonem i drożdżami. I jeszcze zmurszałą ziemią i lepką mgłą zatykającą dziurki w nosie, ale w tym odcinku nie o tym.
To odcinek poświęcony ciastu drożdżowemu, ale nie temu słodkiemu (choć zawijasy cynamonowe – klik – były już grane), a wytrawnemu. Dzisiaj będzie o focacci. Najlepszej, jaką upiekłam. Takiej, którą – zgodnie z mottem mojej ukochanej Nigelli Lawson – piekę, jem i powtarzam. Dwa lata temu prezentowałam tu zmodyfikowaną wersję przepisu, zaznaczając, że dyniowe wcielenie focacci to tylko opcja, że królową jest klasyczna, ziemniaczana wersja.
Ale stwierdziłam, że ten przepis zasługuje na oddzielny wpis. Bo, moi drodzy, focaccia z ziemniakami to wspaniały wypiek, który pojawił się u mnie już kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt razy. Oryginał pochodzi od Asi Miczulskiej, która w książce K. i Z. Pilitowskich “Ziemniak”. Asia z kolei napisała, że przepis dostała od znajomego Włocha.
Dlaczego focaccia z ziemniakami jest najlepsza?
- Bo – to po pierwsze – jest łatwa do zrobienia. Jeśli użyjecie suchych, nieprzeterminowanych drożdży i będziecie przestrzegać czasu wyrastania i sposobu wyrabiania, nie ma opcji, że nie wyrośnie.
- Bo – to po drugie – zaraz po upieczeniu jest wspaniale chrupiąca, sprężysta, a jednak ciągle wilgotna. Należy tylko hojnie polać ją oliwą, a rozkosznie chrupiące górki wyrosną same.
- Bo – to po trzecie i to już rzadkość przy foczkach – następnego dnia nadal trzyma formę. Nie twardnieje, nie zbija się w gniota, nie kruszy się, jest wilgotna i pyszna. A to z kolei dzięki dodatkowi ziemniaków, które dbają o wilgotność wypieku.
Podsumowując: ludzie, pieczcie ją. Focaccia z ziemniakami to jedna z najlepszych rzeczy, jaka może przytrafić się Wam tej jesieni!
NAJPYSZNIEJSZA FOCACCIA Z ZIEMNIAKAMI
- 150 g puree ziemniaczanego (czyli 2 średnie ugotowane ziemniaki, zgniecione na puree, przestygnięte)
- 7 g suszonych drożdży
- 1 łyżka cukru
- 300 ml ciepłej wody
- 500 g mąki typu 00 lub pszennej mąki typ 500
- 3 łyżeczki soli
- oliwa
- sól gruboziarnista, a jeszcze lepiej sól Maldon
- świeży rozmaryn
W robocie kuchennym łączę wszystkie składniki poza 3 ostatnimi, wyrabiam 10 minut. Jeśli ciasto za bardzo się lepi, podsypuję lekko mąką i ugniatam, aż będzie gładkie i jędrne.
Miskę smaruję oliwą, wykładam, przykrywam ściereczką (inaczej podeschnie) i odstawiam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Na 1,5 ? 2 godziny, aż podwoi objętość. Formę o wymiarach 25 x 40 cm smaruję oliwą i wykładam wyrośnięte ciasto. Opuszkami palców robię dołeczki, wtykam gałązki świeżego rozmarynu (opcjonalnie) i polewam całość hojnie oliwą i posypuję solą. Odstawiam do wyrośnięcia na co najmniej 1 godzinę.
Nagrzewam piekarnik do 230 st. C. i piekę 20-30 minut, do zarumienienia.
Uwagi:
- focaccię piekłam już we wskazanej formie, jest wówczas wysoka i dobrze robi się z niej kanapki. Ale innym razem rozciągnęłam ją na całą blachę z piekarnika i taka bardziej płaska też jest super. I jest jej “więcej”.
- na Instagramie nagrałam rolkę z procesem robienia focacci, więc tutaj – klik – możecie podejrzeć, jak powinno wyglądać to ciasto.
Gdy Młode były młodsze często robiłam bulki z dodatkiem ziemniaków. Były super delikatne w środku również na drugi dzień, dobre i do kanapek i do burgerów. Focaccie na pewno zrobię.
Jakis fajny forumowy przepis na bułki?
Już nie pamiętam skąd jest, musze zajrzeć w szpargały bo mam/miałam wydrukowany.
Dzięki za analogową przyjemność czytania (choć w internecie)! To takie dobre zanurzyć się w taką ilość słów, której skrótowe (by nie powiedzieć: powierzchowne) social media nie przyjmują…
Uczucie do focacci rozumiem doskonale – po powrocie z wakacji na angielskiej prowincji (Costwolds), gdzie zajadaliśmy się focaccią z lokalnej piekarni, przez kilkanaście dni piekłam codziennie foccacię zmieniając proporcję czy temperaturę, żeby zbliżyć się do wakacyjnego ideału;)
I udało się zbliżyć do idealu? 🙂
Tak, ale też i nie (jak mawiał Skipper ?) Smak zbliżony, ale to inaczej jeść kanapkę z focaccii w urokliwymi angielskim miasteczku albo w Kornwalii nad brzegiem oceanu, a inaczej w pracy/szkole… 😉
Dzień dobry, nareszcie zrobiłam focaccię))) I jest suuuper! Trochę się bałam, ponieważ użyłam purée ziemniaczanego po kolacji (a tam mleko i masło), ale wszystko się udało i mamy dzisiaj kanaki z mini mozzarellą, salami, pesto i pomidorami. Dziękuję!
Ooo, fajny pomysł na wykorzystanie resztki puree! Ale na przyszłosć: masło nigdy wypiekom nie zaszkodzi, drożdzowe przyjmie z miłościa każdą ilość, więc nie ma się co martwić 🙂