Ajka przyznała mi niedawno wyróżnienie ?The versatile blogger?, za które bardzo dziękuję! Zgodnie z zasadami, powinnam wyznaczyć teraz kolejne blogi i napisać o sobie siedem faktów. Po raz kolejny bezczelnie przerwę ten łańcuszek, jednak pozwolę sobie na pewną siódemkę w tej notce.
Od dawna bowiem noszę się z zamiarem napisania notki o moich ostatnich inspiracjach,  znalezionych w sieci okruchach, wyłuskanych z magazynów cytatach, fajnych stronach, ciekawych książkach, słowem o mojej małej liście przebojów.

A więc w marcu lubię:
1.Stronę Ani ? Kup! cookbook, na której pojawiają się smakowite kąski kulinarne (ostatnio widziałam tam książki Delii Smith i Nigela Slatera). Sama zamówiłam u Ani boską ?Apples for jam? autorstwa Tessy Kiros i przebieram nogami, bo książka lada moment ma się u mnie pojawić.
2. Druciane szaleństwa Piegowatej ? mam na oku poszewkę w mojej ulubionej tonacji kolorystycznej, ale do szaleństwa zakochałam się w tym stołku!
3. Cóż poradzić – w marcu lubię także trzeci sezon serialu ?Usta-usta? (oczywiście via vi-ou-di, bo ti-vi ci u nas brak), bo to jeden z nielicznych dobrze zrobionych polskich seriali? zabawny, momentami wzruszający i ładnie nakręcony. No i gra tam Magdalena Popławska, której blond warkocz, piękne kości policzkowe i styl mnie zachwycają.
4. Mamrotanie zarośniętego Jeffa Bridgesa w ?Prawdziwym męstwie? braci Cohen i moment, kiedy Ruth Sheen w ?Kolejnym roku? Mike?a Leigh zrywa pomidory z krzaczka.
5. Lekturę ostatnich Wysokich Obcasów Extra w towarzystwie filiżanki pachnącego Earl Grey’a. Szczególnie polecam Wam rozmowę z filozofem Cezarym Wodzińskim o przyjaźni, na zachętę fragment:

„Nie ma sensu pytać, kto ile poświęca się w przyjaźni. To tak jakby pytać, ile wart jest uśmiech albo jaki jest ciężar właściwy pocałunku.”
6. Bób tonka ? za zapach, kształt i magiczną moc. Od dawna mam ochotę na ciastka z morelami i tonką, znalezione u Lo. Z pewnością się tu pojawią.
 Aha, mam jeszcze ogromną ochotę na ciasteczka z kardamonem, które widziałam u Moniki.
7. Zestawienie przepisów Minimalisty ? Marka Bittmana w The New York Times. W sekcji Dining & Wine w jednym miejscu wszystkie ?minimalistyczne? teksty (a jest ich mnóstwo, bo M.B. prowadził tę kolumnę przez całe 13 lat). Kawał smakowitej lektury!
 
I jeszcze jedno: chce mi się pikniku!
A więc stało się ? pewnego chłodnego wieczoru pracownicy firmy Herkules załadowali  nasz stół z wygiętymi nóżkami, dwa stare krzesła, nocną lampkę, kilkanaście kartonów książek, ubrań i kuchennych utensyliów, po czym ruszyli swą przybrudzoną ciężarówką pod górę, mijając stare kamienice Wrzeszcza.
Kilka godzin i dwa piwa imbirowe później, tonęliśmy w rzeczach. Zapełniając zapasami kolejne półki nie mogłam wyjść ze zdumienia, że nasza poprzednia, wydawałoby się niewielka kuchnia, była tak pojemna. Skąd u mnie tyle kasz, przeróżnych płatków, wiórków, cukrów, przypraw? Na półkach sąsiadujących z płatkami ułożyłam lśniące metalowe garnki i ciężką, żeliwną patelnię, którą z bólem serca oszczędzałam do momentu przeprowadzki. Pożegnanie ze starymi garnkami nastąpiło bezboleśnie ? żegnaj, emaliowany, przebrzydły rupieciu, żegnaj poorana widelcem (buziaki dla Tomasza) patelnio!

 

Nadchodzi nowe i lśniące!

Okej, trochę starego też zostaje, na przykład sztućce kupione na Jarmarku Dominikańskim, prodiż, który już nie lśni, talerze nie do pary, małe kieliszki ze złotą obwódką, z których wczoraj niektórzy siorbali wiśniówkę, dwa kieliszki z kolorowymi nóżkami, z których niektórzy wczoraj sączyli różowe wino, filiżanki bez spodków, w których nad wyraz ładnie prezentuje się mus czekoladowy, pucharki ponoć przedwojenne, butelki po śmietanie*?

Siedzę więc w szaro-białej kuchni, spoglądam na blat, który przedwczoraj pokrywałam kolejnymi warstwami oleju lnianego i popijam niedzielną kawę z ulubionego kubka. Za oknem zamglone słońce, na balkonie sroka, na parapecie cytryna. Właśnie, cytryna? Ostatnie ciasto upieczone w starej kuchni było mocno cytrynowe. Pierwsze upieczone w nowej kuchni było mocno czekoladowe.

Coś się kończy, coś się zaczyna, ale jedno pozostaje niezmienne ? zapach ciasta w kuchni.

 

TARTE AU CITRON

ciasto kruche wg tego przepisu (na dużą formę ciasto z półtorej porcji, ponieważ potrzebujemy wysokich rantów)
na masę cytrynową:
125 ml świeżo wyciśniętego soku z cytryny
skórka starta z 1 cytryny
100 g cukru kryształu
85 g masła
2 jajka
2 żółtka
Przygotowuję kruche ciasto według wskazanego przepisu, wyklejam nim dużą formę na tartę bądź dwie małe. Ranty ciasta powinny być dosyć wysokie, by nie wypływał z nich lemon curd. Ciasto odstawiam do lodówki. W trakcie przygotowywania  masy cytrynowej wkładam ciasto do piekarnika i piekę w 190 st. C.przez ok. 20-30 minut, aż lekko się zezłoci (nie może zbrązowieć, bo będzie jeszcze zapiekane z lemon curd).
W dużym rondlu podgrzewam masło, sok i skórkę cytrynową i cukier. Mieszam co jakiś czas, a gdy masło całkiem się rozpuści, zestawiam z gazu. W misce ubijam lekko żółtka i jajka, po czym dodaję do nich kilka łyżek lekko schłodzonej masy maślano-cytrynowej i mieszam dokładnie (by jajka się ogrzały). Potem przelewam pozostałą masę jajeczną do rondla i podgrzewam ją powoli, cały czas mieszając. Kiedy masa trochę zgęstnieje, a na jej obrzeżach zaczną pojawiać się bąbelki, zdejmuję masę z ognia i wylewam na podpieczony spód.
Tartę piekę w 190 st. C. 5-10 minut, aż masa się zetnie.

SZYBKIE BROWNIE Z ZARODKAMI PSZENNYMI

150 g niesolonego masła 300 g jasnego cukru muscovado 75 g przesianego kakao 125 g mąki przennej 25 g zarodków pszennych 1 łyżeczka sody oczyszczonej szczypta soli 4 jajka 150 g gorzkiej czekolady, posiekanej

W rondlu roztapiam masło, po czym dodaję doń cukier, mieszając do połączenia składników. W misce mieszam kakao, mąkę, zarodki, sodę, sól i następnie dodaję je do masy w rondlu. Zdejmuję naczynie z gazu, mieszam. Ciasto będzie gęste.
Do drugiej miski wbijam jajka i ubijam je trzepaczką, po czym dodaję do ciasta w rondlu. Na koniec wrzucam posiekaną czekoladę, szybko mieszam ciasto i przekładam do wysmarowanej tłuszczem formy (najlepsze kwadratowa o boku 25 cm). Piekę przez 20-25 minut w 190 st. C.

Uwagi:

1. Przepis na tartę pochodzi ze strony Davida Leibovitza. Kruche ciasto zrobiłam wg mojego sprawdzonego przepisu, tym razem z dodatkiem zwykłego cukru zamiast cukru pudru, by uzyskać bardziej chropowatą konsystencję (dla kontrastu z gładką masą cytrynową). Tarta jest ekstremalnie cytrynowa, orzeźwiająca i po prostu pyszna! Już kombinuję nad innymi wersjami tego wypieku – w miejsce cytryn można dać pomarańcze, limonki albo grejpfruty, opcji jest wiele i każda kusząca!

2. Przepis na szybkie brownie pochodzi z książki Nigelli Lawson „Kuchnia. Przepisy z serca domu”, jednak ja trochę go zmodyfikowałam i część mąki zastąpiłam zarodkami pszennymi. Wskutek tego zabiegu ciasto zyskało lekko wytrawny smak – czuć w nim strukturę zarodków. Ciasto jest bardzo czekoladowe, pachnące i wilgotne, jak na brownie przystało. Najlepiej smakuje pokrojone na drobne kawałeczki. 

3. A tutaj jeszcze inne brownies:
A tu słodkości z cytrusami w roli głównej:

 

* kilka osób pytało mnie o te butelki właśnie ? moje pochodzą z przepastnych szafek dziadka Tomka, w sklepach nigdy nie spotkałam tak zapakowanego nabiału, niestety;

Na północy bez zmian ? biało i mroźno.
I choć dni ostatnio piękne, z szaleńczym błękitem nieba i niesamowitą przejrzystością powietrza, to jednak mam już tego dosyć. Dość mam czarnego płaszczyka, dość naelektryzowanych włosów, czerwonego nosa, szczypiących policzków i skostniałych dłoni.

Nawet weekendowa czekolada w Sopocie i długi spacer po pustych, wietrznych plażach Kamiennego Potoku nie są w stanie przekonać mnie do powrotu zimy w lutym. Nawet piękna barwa stalowego nieba nad morzem nie zatamuje gromów, które sypię w myślach, gdy ślizgam się po nieodśnieżonych chodnikach. Nawet czekoladowo-bananowe muffiny nie są w stanie osłodzić mi goryczy lodowatego końca lutego. Mogą ją co najwyżej złagodzić.

Morze też zastygło w oczekiwaniu na wiosnę. Spacer po plaży, na której nie słuchać choćby najmniejszego szumu fal jest dziwnym przeżyciem. Skostniałe morze jest groźne i niepokojące. Spoglądając na nieruchome grzebienie fal można odnieść wrażenie, że oto nadchodzi koniec świata. Przyroda zastyga, a ziemia traci resztki energii i zamienia się w lodową skorupę pozbawioną życia.

 

MUFFINY BANANOWO-CZEKOLADOWE

(na 12 sztuk)
3 poczerniałe banany
125 ml oleju roślinnego
2 jajka
100 g jasnego cukru trzcinowego
225 g mąki pszennej
3 łyżki kakao
1 łyżeczka sody oczyszczonej
Rozgniatam banany, a następnie dodaję do nich olej, rozbełtane jajka i cukier.
W drugiej misce mieszam kakao, mąkę, sodę oczyszczoną. Delikatnie mieszam suche składniki z mokrymi (do połączenia składników ? w cieście mogą pozostać małe grudki, bez miksowania ? najlepiej mieszać je drewnianą łyżką).
Przekładam masę do nasmarowanych masłem albo wyłożonych papilotkami foremek na muffiny. Piekę około 15-20 minut w 200 st. C.

Uwagi:
1.Muffiny nie należą do wypieków, na których widok pieję z zachwytu (no chyba że są to świeżo upieczone muffiny pomarańczowe albo z rabarbarem i prażonymi orzechami laskowymi). Wolę lżejsze albo wilgotniejsze ciasta, a muffiny są zbyt ociężałe jak na moje podniebienie. Ale od czasu do czasu lubię je zrobić, bo są po prostu wdzięczne ? chwila pracy, kilka sprawdzonych połączeń smakowych (maliny + biała czekolada, banan + czekolada, orzechy włoskie + gorgonzola, itp.) i mamy porządny deser.
2. Ten przepis znalazłam u Nigelli (?Kuchnia. Przepisy z serca domu?) – skusiła mnie obecność bananów w cieście. Jako fanka chlebków bananowych uznałam, że ten muffin ma u mnie szanse. I okazało się to prawdą. Zjadłam go na ciepło, z zimnym mlekiem (które chyba zaczyna być passe, ale u mnie jest ciągle na topie). Pachniał kakao, a dzięki bananom był lekko wilgotny i nienatarczywie słodki. Kto jednak chce podrasować jego słodkość, może wrzucić posiekaną czekoladę albo do masy zamiast części kakao dodać roztopioną czekoladę.