Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalejZapraszam Was do lektury mojego artykułu, który pojawił się w 39 numerze Newsweeka. Pełna wersja do przeczytania w tym tygodniku.
Smutek po minionym lecie można sobie osładzać na wiele sposobów. Jedni wystawiają twarz do słońca, inni zanurzają się w lesie w poszukiwaniu grzybów, a jeszcze inni szukają pocieszenia w jedzeniu. Zapraszam na spacer po pomorskich restauracjach, w których szukałam jesieni na talerzu.
Grzybobranie to jeden z ulubionych polskich jesiennych sportów, a na stole o tej porze roku królują grzyby. Najszlachetniejszych z nich, borowików, można spróbować w gdańskiej restauracji Mercato. Szef kuchni, Dominik Karpik tak mówi o daniu, które stanowi esencję jesieni:
?Nasze najbardziej jesienne danie to konfitowane udko z królika z wariacją na temat grzybów. Znajduje się tu smardz, prawdziwek, boczniak królewski. Podajemy to z grzybowym zabajone, a na górze grzybowe creme fraiche z pudrem grzybowym.?
Spragnieni grzybowych smaków powinni odwiedzić sopocką Słoną Wodę. Tu szef Piotr Strzelczyk stawia na maślaki, które łączy z dziczyzną. To dosyć trudny motyw kulinarny, dlatego warto zdać się na profesjonalistów i spróbować dań z dziczyzny w pomorskich restauracjach.
W listopadzie, na świętego Marcina, tradycyjnie przygotowuje się gęsinę. W tym czasie warto odwiedzić restaurację w Celbowie – Nordowi Mol, w której corocznie odbywa się Gęsia Uczta, podczas której można spróbować tego mięsa w najwspanialszej odsłonie. Rozpływające się w ustach konfitowane udko gęsie w sosie z aronii i kluseczkami jabłkowymi to wspaniały przykład, że proste, sezonowe smaki bronią się same. Polecamy też pyszną, wyrazistą zupę dyniową, która najlepiej smakuje zajadana w jesiennych promieniach słońca w restauracyjnym ogródku. Zarówno dynie, jak i jabłka czy aronia, pochodzą z przyrestauracyjnego ogródka.
Pysznej kaczki z dodatkiem modrej kapusty i puszystych, rozkosznie złocistych kluseczek można spróbować w gdańskiej restauracji Tu Można Marzyć. Delikatne mięso kaczki i słodko-korzenna czerwona kapusta to jesienna klasyka w najlepszym wydaniu. A jeśli nie macie ochoty na mięso, Maciej Makowski, współwłaściciel lokalu, zaprasza na chrupiący kotlet rybny z dodatkiem ziemniaczków.
Jeśli już jesteśmy przy kaczce, zajrzyjmy do gdańskiej restauracji Fino, która mieści się bardzo blisko głównych szlaków turystycznych Gdańska, Neptuna i okolic. Pod sterami Jacka Koprowskiego ruszycie w niebanalną podróż kulinarną. Kaczka, którą serwuje szef Jacek, pojawia się w doborowym jesiennym towarzystwie: z cykorią i chrupiącą posypką chlebowo-gorgonzolową, soczystymi jeżynami, gruszką i? sajgonkami z wyrazistą nutą orzechową.
Do restauracji Las i Woda w Charzykowych pojechałam na zlecenie Pomorskiej Organizacji Turystycznej. Efektem mojej wizyty jest artykuł, który możecie przeczytać też na stronie Pomorskie Prestige: KLIK.
Jest ciepły, wakacyjny dzień. To chyba najfajniejszy czas na odwiedziny restauracji Las i Woda w hotelu Notera w Charzykowych, sercu Borów Tucholskich. Na Jeziorze Charzykowskim pływają żaglówki i motorówki, a na brzegu pluskają się dzieci. Jezioro kusi chłodną wodą, ale zanim się w nim zanurzę, przede mną inne atrakcje! Czeka mnie degustacja letniego menu stworzonego przez szefa kuchni restauracji Las i Woda, Macieja Hipplera.
Dzisiaj spróbuję letniej odsłony menu. Najpierw posłuchajmy, co szef Maciek opowiada o ich pracy nad nową kartą:
Odeszliśmy od sezonowej wymiany całej karty, bo stwierdziliśmy, że zdecydowanie lepiej jest dopracowywać stopniowo każde z dań, które wchodzi do karty. Nasza obecna formuła to karta, która jest stopniowo dostosowywana do aktualnego sezonu. W efekcie niemal co tydzień zmieniamy jakieś danie. Dzięki temu możemy się idealnie wpasować w środek sezonu na dany produkt.
Zatem zaczynamy wędrówkę po okolicznych lasach i jeziorach, ale nie ruszając się od stolika restauracji Las i Woda, to będzie podróż po smakach. I tak na stole ląduje talerz pełen soczystej, świeżej zieleni. Malutkie szparagi od zaprzyjaźnionego dostawcy i młodziutki szpinak okraszone lekkim dressingiem i marynowaną cebulką to cudne uzupełnienie dania głównego – kaczki z bobem i słodkimi czereśniami w pysznym śliwkowym sosie.
Wakacje u dziadków. Żar leje się z nieba, plac zabaw niemiłosiernie się nagrzewa. Huśtam się i ten pęd powietrza ślizgający się po ciele przyjemnie mnie chłodzi. Potem biegniemy do spożywczego „U Kamili”, gdzie wśród nadgryzionych przez osy drożdżówek i zmęczonych pęczków włoszczyzny buczy stara zamrażarka.
Otwieram jej wieko i z oszronionego wnętrza wyciągam mój skarb. Słodki kawałek lodu rozkosznie topi się na języku, a do tego – co jest nie bez znaczenia – jest produktem, na jaki mnie stać! Lodowy sopelek o smaku Coli kosztuje jakieś 50 groszy. Tak niewiele za tyle szczęścia! Jem je codziennie.
Ale prawdziwy rarytas czeka na nas w zamrażarce dziadków. W pudełeczkach po jogurcie, w równych rządkach czeka na nas zamrożony mus truskawkowy. Najbardziej lubię skrobać go łyżeczką i wyjadać jak sorbet (w sumie to jest sorbet), ale czasem czekam, aż się roztopi i polewam nim lody. Po lody też biegnę „do Kamili”, najbardziej lubimy blok kakaowo-śmietankowych, które babcia kroi w plastry. Polane sosem truskawkowym przenoszą mnie do kolejnego wymiaru rozkoszy. Dziadek czasem leje sobie do pucharka kieliszek wódki – o co chodzi zaczynam rozumieć, gdy jako dorosła próbuję tego triku. Wódka połączona z nadtopionymi lodami smakuje jak likier.
Ale wróćmy do świata dzieci. Lato to lody. Im więcej, tym lepiej! A najlepiej, gdy lody są domowe, bez syropu glukozowego i innego syfu. Rok temu codziennie jedliśmy lody gałkowe, ale przy dzisiejszych cenach zrezygnowałam z tego rytuału. Narobiłam za to mnóstwo najlepszych, najzdrowszych lodów truskawkowych!
Copyright Strawberries from Poland, 2017