Koniec listopada to chyba najbardziej niewdzięczny moment na przyjście na świat.

Gdyby zapytać o najbrzydszy miesiac w roku, większośc osób bez wahania wymieniłaby listopad. Miesiąc to szary i ciemny; za późno już na złote refleksy jesieni, a za wcześnie na rozjaśniającą świat warstewkę puszystego śniegu.

Cóż zatem może począć nieszczęśnik, który pojawił się na świecie właśnie w tym momencie?

Może świętować, pijąc gorącą czekoladę. Może uczcić ten dzień słodkim puddingiem. Może… No właśnie! Może, na przekór listopadowej aurze, an przekór przeszywającym chłodom i skostniałym palcom, zrobić słodki i – jakże nielistopadowy! – tort lodowy.

I przez chwilkę, między jednym a drugim kęsem, odnieść wrażenie, że za oknem pełnia lata…

Oto fotostory bez końca: efekt końcowy nie został uwieczniony ze względu na nietrwałość mego dzieła i – nie ukrywajmy – niecierpliwość gości.

Idea pochodzi z „Nigella Ekspresowo”. Szczegóły moje.

TORT LODOWY

Składniki:

opakowanie lodów śmietankowych/waniliowych paczka ulubionych draży (u mnie kokosowe) dwie małe chałwy waniliowe (w formie batonika) opakowanie ulubionej czekolady polewa czekoladowa

Duże składniki najpierw rozdrabniam, następnie mieszam z lodami, które wyłożyłam z zamrażarki chwilę wcześniej. Tortownicę (20 cm) wykładam folia spożywczą, układam na niej masę. Wygładzam, chowam do zamrażarki. Wyciągam z zamrażarki tuz przed podaniem. Polewam czekoladą.

Podaję z ciemną, aromatyczną kawą.

Jesienne porządki.

Przeszukuję szafki kuchenne, przesypuję herbatki do ozdobnych puszek, płatki do wielkich słojów, przyprawy do pękatych pojemniczków…

Rozwiązuję kulinarne łamigłówki – jak wykorzystać pudełko dzikiego ryżu, które ukryło się przed światem w kącie kuchennej półki? Co zrobić z woreczkiem niechcianych, zapomnianych daktyli? A co z paczką czerwonej soczewicy, która spokojnie czeka na swoją kolej już blisko rok?

Ostatnią łamigłówkę rozwiązałam błyskawicznie. Na forum GP pojawił się przepis na takie danie:

LIBIJSKA ZUPA Z CZERWONEJ SOCZEWICY

(poniżej przepis z moimi modyfikacjami)

Składniki:

350 g soczewicy
1 cebula
1 pomidor
1 średni ziemniak
1 ząbek czosnku
natka pietruszki
po pół łyżeczki: kuminu, pieprzu kajeńskiego, słodkiej papryki
rosół (jako baza)

Do rosołu wrzucam podsmażone uprzednio krążki cebuli i drobno pokrojonego ziemniaka i pomidora. Gotuję do miękkości. Dorzucam soczewicę i zmiażdżony ząbek czosnku, gotuje ok. 10 minut. Dorzucam przyprawy, lekko solę. Miksuję i obficie posypuje pietruszką.
Podaję z grzankami z bagietki, natartymi ząbkiem czosnku.

Pyszna, rozgrzewająca rzecz!


Przypełzł kolejny weekend.
Kwintesencja późnej jesieni ? szarość uczepiła się krajobrazu i żadnym sposobem nie można jej usunąć.
A potem pewne ekscytujące plany, a wraz z nimi szereg marzonek (drobnych marzeń), legły w gruzach. Czy to możliwe, że zrobiło się jeszcze szarzej?

Są trzy sposoby na rozjaśnienie rzeczywistości:
– miękki uścisk bliskiej osoby,
– kilka dobrych drinków,
– seans terapeutyczny w kuchni.
Jako że nieobecność bliskiej osoby jest główną przyczyną szarości, pierwszy sposób odpada. Drugi także, bo kac następnego dnia nie poprawi mi nastroju. Zostaje więc sposób trzeci.

Zapach orzechowo-czekoladowego ciasta, który wieczorem zawładnął mym nosem, był naprawdę kojący.

Co my tu mamy??
Gorzka czekolada.
Orzechy włoskie.

Brzmi i smakuje wytrawnie. Nie znajdziemy tu uniwersalnej słodyczy, która zaspokoi każde podniebienie. Nie znajdziemy tej mlecznej, delikatnej nutki, jaką niosą ze sobą inne czekoladowe wypieki.

A więc co znajdziemy w orzechowo-czekoladowym cieście?
Smak gorzkiej czekolady, z silnym akcentem w postaci orzechów włoskich. Bo jest to bomba orzechowa, z tym, że ze spóźnionym zapłonem, bo wybuchła zaraz po zakończeniu Orzechowego Tygodnia.

CIASTO ORZECHOWO-CZEKOLADOWE
(podstawowy przepis pochodził od P. Brodnickiego i J. Oliviera, ale… tłumaczyłam to w ostatnim poście:)
Składniki:2 tabliczki gorzkiej czekolady
350 g orzechów wloskich1 1/4 kostki miekkiego masła
6 jajek
100 g cukru
cukier puder do posypania ciasta

Czekoladę i 300 g orzechów miksuję na proszek w blenderze.
Masło ucieram z żółtkami i większością cukru. Białka ubijam na sztywno z pozostałą częścią cukru.
Do masy maślano-żółtkowej dodaje orzechowy proszek, mieszam dokładnie. Dodaję pozostale kawałki orzechów. Do tej masy dodaję ubite białka. Delikatnie miaszam.
Wylewam do nastamrowanej masłem tortownicy i piekę ok. godziny w 190-200 st. C.

To jedyne znane mi ciasto, które lepiej smakuje, na zimno niż na ciepło. Oczywiście nie licząc tiramisu, tortów lodowych czy serników na zimno 😉