Ani się obejrzałam, jak nadszedł Orzechowy Tydzień. Brałam w nim udział rok temu, była to moja pierwsza (i dotychczas ostatnia) akcja. W tym roku z przyjemnością wracam do orzechowego wątku…

Jak co roku, z końcem października nie mogłam zmyć z rąk żółtych plam po orzechach. Jak co roku, wynosiliśmy z ogrodu kosze orzechów włoskich. I – jak co roku – zastanawiamy się, jak wykorzystać te obfite plony.
Część orzechów wzmocni smak świątecznych pierniczków, to pewne.
Część zjem na śniadanie: zatopione w mleku, w towarzystwie banana.

A część orzechów włoskich – wraz z płatkami owsianymi, żytnimi, kokosem, orzechami laskowymi i innymi dobrami – trafiła do batoników muesli. Z zewnątrz chrupkie i twarde, w środku odrobinę ciągnące, delikatniejsze. Słodkie i pełne niespodzianek: tu orzech, tam ziarnko sezamu, tu kwaśna żurawina…

BATONIKI MUESLI

Przepis pochodzi z książki, o której pisałam w poprzedni poście 🙂 Traktowałam go jednak bardziej jako pewien szkic, aniżeli dokładna instrukcję, ponieważ sporo w nim zmieniłam.

– puszka skondensowanego mleka (słodzonego, choć tego nie wyszczególniono w przepisie)
– 250 g płatków owsianych (pomieszałam je z żytnimi)
– 75 g wiórków kokosowych
– 100 g suszonej żurawiny
– 125 g mieszanki ziaren słonecznika, pestek dyni, sezamu (pestki dyni zastąpiłam orzechami laskowymi, dodałam tez prażone siemię lniane)
– 125 g niesolonych orzeszków ziemnych (dałam orzechy laskowe)

Na dużej patelni podgrzewam mleko.
Mieszam z pozostałymi składnikami, wylewam na blachę. Piekę w 130 stopniach, przez godzinę.
Odstawiam do wystygnięcia, na kwadrans.

Voila! Zdrowa pychota gotowa.

__________
Okruch nr 1.
__________

Najpierw był spacer po jesiennym ogrodzie, taki z mnóstwem niespodzianek, drobnych zachwytów i zauroczeń.


Chwilami mam wrażenie, że ogród o tej porze roku jest piękniejszy niż latem czy wiosną… Bo to jesienne piękno nie jest tak oczywiste, barwne i wybujałe – ono wymaga odkrycia, pochylenia nad szczegółem. Zwiędły kwiat jest równie fascynujący, co ten, który dopiero się rozwinął i eksplodował barwami. Mokry liść, który spoczął na trawie może oczarować tak samo, jak lekki, zielony listek tańczący na gałęzi.

Myślę, że listopad można oswajać, dzieląc go na kadry. Rozbijać go na mniejsze fragmenty i w każdym z nich starać się znaleźć coś wartego zapamiętania.

c.d.n.
___________
Okruch nr 2.
___________

Potem Nigella Express znalazła sie w mojej biblioteczce, co oznaczało, że nadszedł długo wyczekiwany moment – delektowanie sie lekturą. Zaczęłam od budowania scenerii, która w takich przypadkach jest bardzo prosta: herbata (wybór padł na miętową), poduszka i książka. W tle sączyła się muzyka (ideał: Sjesta M. Kydryńskiego), a ja weszłam w rozkoszny świat ciepłych, kojących potraw, słodkich deserów i rozweselajacych drinków.

Przeglądanie książek kulinarnych przypomina czytanie baśni – wymaga wyobraźni. Czytając basnie, zawsze wcielałam się w jedną z postaci, a po lekturze dopierywałam w myslach ciąg dalszy opowiesci, wymyślałam nowe stroje, urządzałam kolejne komnaty, tworzyłam nowych bohaterów. Podczas lektury książek kulinarnych wyobraźnia tez intensywnie pracuje: w głowie rodzi się smak, jak i aromat oglądanych potraw, a także to, jakby się je podało, z kim miałoby się ochotę je zjeść, jakie zdjęcia chciałoby się im zrobić…

c.d.n.

___________
Okruch nr 3.
___________

A na kolację był jesienny klasyk: tosty i czarna herbata, doprawiona kilkoma kroplami cytryny.

Kromki chleba (tylko nie tostowego ciągutka) po zewnętrznej stronie muszą być posmarowane masłem – to ono odpowiada za chrupkość i złocistą barwę.
W środku musi się znaleźć sporo żółtego sera, który po rozgrzaniu stanie się przyjemnie ciągnący.
Dalej kawałek szybki dla zaostrzenia smaku.
Cieniutki krążek cebuli, która pod wpływem ciepła wydzieli słodkawy aromat, wzbogacając tosta.
Na zewnątrz czasem warstewka keczupu, jednak nie za wiele, by nie zagłuszyć smaku. W wersji wiosenno-letniej z radością zastępuję go plastrem pomidora.

Chrup, chrup.

Prostota, harmonia, ukojenie. Czołówka comfort food.