Słodkie powroty, słodkie prezenty, słodkie przywitanie.

Upiekłam czekoladową bezę.
Jest chrupiąca, ja na bezę przystało. W środku się lekko ciągnie, a kawałki czekolady, które zgromadziły się w jej wnętrzu, stanowią niespodziankę dla pewnego siebie (bo wiedzącego, czego się spodziewać) podniebienia. Bita śmietana łagodzi kakaowe oblicze ciasta. Kwaśna mandarynka zastępuje maliny i truskawki, za którymi tak tęsknię.
Dobre. Baaardzo dobre!


Zaparzyłam kawę. Do ulubionej miseczki włożyłam solidną porcję Pavlovej. Usiadłam przy biurku i z nieukrywaną rozkoszą zaczęłam rozmyślać, jaką lekturę wybrać na weekend.

No dobrze? Tak naprawdę długo się nie namyślałam!

(?)Po śnieżnej Wielkanocy wiosna zwyciężyła całkiem nagle, lecz było to klasyczne zwycięstwo Pyrrusowe. Już w kwietniu wszystko naraz rozkwitło, a następnie migiem przywiędło, ponieważ, na fali globalnego ocieplenia, prosto z Afryki przybyły masy globalnego powietrza tropikalnego. Bzy momentalnie poczerniały, słowikom odechciało się śpiewać, a nad Poznaniem rozsnuła się apatia skwaru. (?)

CZEKOLADOWA PAVLOVA

(przepis autorstwa Nigelli Lawson, z moimi modyfikacjami)


Składniki:

6 białek
300 g drobnego cukru
3 łyżki kakao
1 łyzeczka octu balsamicznego
50 g ciemnej czekolady (posiekanej)
300 ml słodkiej śmietanki
puszka mandarynek

Białka ubijam na sztywną pianę. Dodaję po łyżce cukru, ciągle miksując. Na koniec dodaję kakao, ocet i czekoladę. Mieszam delikatnie i wykładam na blachę do pieczenia. Wyrównuję boki, wierzch. Wkładam do piekarnika nagrzanego do 180 st., natychmiast przykręcam do 150 st. C. Piekę ok. 1,5 godz. Studzę w otwartym piekarniku.

Przekladam na paterę, odwaracam bezę. Wykładam na nią ubitą śmietanę. Na wierzchu układam kwaskowate owoce, posypuję startą czekoladą (niewiele).

Uwagi: 1. Ta beza jest trochę wytrawniejsza. Dzięki (albo przez)czekoladzie wewnątrz jest bardziej ciągnąca. Następnym razem upiekę ja tylko z kakao, bo czekolada w środku – choć dobra – wydaje mi się tu zbędna.
2. Poczatkowo dziwiło mnie, że śmietana nie jest w ogóle słodzona, ale odkąd spróbowałam Pavlovej, wiem, że dodatek cukru jest zbędny. Słodycz bezy „dosładza” śmietanę.

Od kilku dni nieprzerwanie króluje szarość. Stopniały resztki śniegu, a wraz z nimi okruchy nadziei, że zima jeszcze pokaże pazura. Zmatowiały krajobraz nie zachęca do spacerów?

Gdzie podziała się ta wczesnostyczniowa energia?
Nawet mocna kawa nie pomaga.

W myślach mam jednak bardzo optymistyczny koktajl. Nigella nazwała go koktajlem mlecznym na start, zapewne ze względu na porcję energii, jaka się w nim znajduje.

Sięgam do zamrażarki po banana (tu trzymam te przedojrzałe, koktajlowe). Z lodówki wyciągam mleko. Grzebię w szafce w poszukiwaniu kakao i kawy. Rozlega się cichutkie warczenie blendera i po chwili dzierżę w dłoniach szklankę koktajlu, moją oręż w walce z marazmem.

***
Chyba każdy z nas wie, że istnieje coś takiego, jak połączenia doskonałe: koperek i wędzony łosoś,mozarella i pomidor, camembert i gruszka. Banan i czekolada.

Mamy więc w koktajlu bananową miękkość, mamy kakaową goryczkę. A teraz mały tunning: dodajemy trochę kawy i kilka minut później odkrywamy nowe oblicze bananowo-czekoladowej pary. Kawa znacznie wzbogaca smak, pozbawiając koktajl łagodności. A w nas jakby więcej energii.

KOKTAJL MLECZNY NA START

Przepis pochodzi z „Nigella Ekspresowo”(z moimi modyfikacjami).

Składniki:

1 dojrzały, zamrożony banan
2/3 szklanki mleka
2 łyżeczki kakao (Nigella mówi o 4 łyżeczkach czekolady w proszku)
1 łyżka miodu
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej

Składniki koktajlu miksuję. Przelewam do szklanki.
Sączę powoli, a w głowie kołacze mi myśl, że to będzie dobry dzień.

(…) Było już po czwartej, a chmurne popołudnie chyliło się ku posępnemu zmrokowi. Słyszałam, jak krople deszczu bezustannie biją w okno nad schodami, jak wiatr wyje pośród klombów za domem (?).

Brrr? Przypalona kasza, kawałek owsianego placka, kromka chleba z serem?

Czytam Dziwne losy Jane Eyre i chwilami mi głupio, że oto siedzę w ciepłej kuchni, nad miską mleka z czekoladową granolą, pełną orzechów i innych dobrodziejstw, podczas gdy szczytem marzeń biednej Jane była odrobina ciepła i kromka z masłem?

Gdyby tylko mogła spróbować tej granoli, byłaby zachwycona!

*** Migdały pod wpływem temperatury nabierają niesamowitego smaku, stając się chrupiące i aromatyczne. Prędzej czy później nie wytrzymuję i zaczynam przetrząsać słoik w ich poszukiwaniu. Podobnie ma się rzecz z orzechami laskowymi, które w piekarniku twardnieją i nabierają charakteru ? wyjadam je, zapomniawszy o podstawowych zasadach przyzwoitości…

Oszczędnie podchodzę tylko do dwóch składników: cukru i soli, dając ich znacznie mniej, niż sugeruje Nigella, od której zaczerpnęłam szkielet receptury na granolę. Połowa cukru wystarcza w zupełności, podobnie jak szczypta soli. Owszem, skutkuje to większym rozdrobnieniem granoli, która nie zbija się już w tak wielkie i przyjemnie chrupiące grudki, ale to nic w porównaniu z liczbą kalorii, które w ten sposób oszczędzam!

CZEKOLADOWA GRANOLA

Składniki:

450 g płatków owsianych 120 g ziaren słonecznika 120 g sezamu 2 łyżeczki cynamonu 1 łyżeczka suszonego imbiru 6 łyżek płynnego miodu ok. 50 g brązowego cukru 250 g migdałów 1/2 łyzeczka soli 2 łyżki oleju 250 g orzechów laskowych 2 łyżeczki kakako 150 ml naturalnego soku jabłkowego

Wszystkie składniki mieszam, rozkładam na blasze. Piekę ok. 40 minut w 170 st. C. W czasie pieczenia kilkakrotnie mieszam. Po upieczeniu zostawiam do ostygnięcia, a potem łamię na kawałki.