rozlewanie soku do słoików
Najbardziej lubię maliny z sierpniowych i wrześniowych zbiorów. Wydają mi się bardziej wysublimowane w smaku, słodsze i pełniejsze.
Wujek Jurek, który zaopatruje rodzinę w najpyszniejsze pod słońcem pomidory, nieopodal szklarni ma jeszcze rząd bujnych krzaków malinowych. To z wujkowych malin dziadkowie robią soki, które zimą ratują mnie od depresji i przeziębienia.
Rok temu byliśmy z Tomkiem na zbiorach u wujka – urodzaj owoców sprawił, że czułam się jak w raju, jadłam owoce garściami, nie zważając na plamiący mi sukienkę sok. Po powrocie do mieszkania dziadków, ruszyła malinowa produkcja. Mimo najszczerszych chęci, nie mogłam w niczym pomóc, bo przecież nie mogę dotknąć gorącego słoika albo podpalić skropionej uprzednio spirytusem nakrętki! 
Przysiadłam więc na drewnianym stołku w kącie kuchni i obserwowałam tę pachnącą malinami pracę. Do Gdańska wróciłam z garstką zdjęć i kilkoma słoikami soku.
skrapianie nakrętek spirytusem
zakręcanie słoików


Restauracja Petit Paris

ul. Śląska 21, Gdynia
czynna: od godz. 12:00
http://www.petitparis.pl
W ramach wędrówek po Szlaku Kulinarnym Centrum Gdyni byłam już w knajpie wietnamskiej i japońskiej, więc dla odmiany postanowiłam spróbować  bliższej nam kuchni. Wybór padł na Petit Paris.

Zaczęłam od kieliszka wina musującego (12 zł). W międzyczasie pojawiła się chrupiąca ciepła bagietka z oliwą, której znów nie mogłam się oprzeć. Z bąbelkami w głowie przeszłam do wyboru przystawki. Stanęło na smakowitym pucharku fraicheur, czyli marynowanych szyjkach rakowych (jadłam je po raz pierwszy w życiu) w sosie koktajlowym aromatyzowanym imbirem i świeżą kolendrą z guacamole i różowym grapefruitem (25 zł). Nazwa długa, cena dosyć wysoka (raki), ale rzecz pyszna! Delikatne szyjki rakowe w połączeniu z kolendrą, aksamitnym awokado i kwaskowatym grapefruitem smakowały przednio. Następnie przyszła kolej na zupę cebulową (11 zł) o słodkawym, winnym posmaku, z posypaną serem grzanką.
Danie główne ? filet z sandacza z puree z pietruszki, chipsami z buraków i vinaigrette z jabłek Granny Smith i orzechów laskowych (38 zł) weszło na stół przyozdobione kwiatami. Talerz wyglądał tak ładnie, że żal było mi psuć artystyczną wizję kucharza. Ryba była delikatna i świetnie grała z orzechami laskowymi i kwaskowatym jabłkiem. Drugie z dań, których spróbowałam, to supreme z perliczki pieczone z oliwą truflową, podawane z potrawką z kurek aromatyzowanych szałwią (35 zł). Podano do tego kremowe delikatne ziemniaki Dauphiniose (przynajmniej tak mi się wydawało, nie było ich w menu). Miękkie mięso z dodatkiem kurek i z truflowych echem to sprawdzone i pyszne połączenie, więc talerz został zupełnie wyczyszczony.
I wreszcie deser ? jako że nie mam w domu prawdziwego palnika do przyrządzania chrupiącej skorupki cukrowej, zamówiłam creme brulee (12 zł). Serwowany tu deser spokojnie wystarczyłby dla dwóch osób, porcja była bardzo solidna, ale tak pyszna, że zjadłam ją całą?
I jeszcze słówko sprawach ?pozajedzeniowych?: restauracja urządzona jest prosto i elegancko, potrawy podawane są w białej zastawie, która zawsze podkreśla urodę dania (pod warunkiem, że nie jest to kwadratowy talerz ?zdobiony? suszonymi ziołami na brzegach?). Obsługa jest bardzo miła (gdzie się podziały wszystkie niemiłe kelnerki? 🙂 ani razu na takowe nie trafiłam!), ale nie nachalna. A w tle cicho sączy się muzyka (niestety nie francuska).
Kolejne miejsce, do którego wrócę.
Dziś chciałam powiedzieć kilka słów o moich wakacjach. W zasadzie miałam już wybrane zdjęcia, w głowie zarys tego, co napiszę, ale na drodze stanęła mi kobiałka warzyw? Otóż wczoraj Marta podarowała mi pękaty koszyk dobroci z ogrodu jej mamy; kiedy zobaczyłam te cukinie, ogórki, czosnek, czerwone główki cebuli i pękate pomidory malinowe, wiedziałam, że rzucę w kąt wakacyjne opowieści i zabiorę się za robienie ulubionej wakacyjnej sałatki.
Mowa o nieziemsko pysznej panzanelli. Uważam, że jedynym godnym tej sałatki pomidorem jest malinowy albo bawole serce, broń boże twarde jak kamień, marketowe odmiany. Pomidory, które do niej wrzucam muszą wcześniej leniwie wygrzewać się na słońcu, ociekać sokiem i rozpływać się w ustach. Papryka powinna być pozbawiona skórki, najlepiej z lekko dymnym posmakiem, który wytwarza się podczas jej opiekania w piekarniku. Dalej pokrojona w cieniutkie piórka cebulka, bazylia ? co oczywiste – świeża. I dobra oliwa, ja używam hiszpańskiej (reglamentuję ją sobie na specjalne okazje).
Tę sałatkę przyrządziłam z grzankami z pełnoziarnistego chleba, ale najlepsze są z ciabattą albo bagietką.
Przepis na panzanellę przedstawiałam TUTAJ.

PS Zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym, czy to nie panzanellę wybrałabym na swój ostatni posiłek. Tym samym pozycja dotychczasowych liderów, tj. klusek śląskich z boczkiem i blinów poważnie się chwieje, choć pewnie zimą znów zmienię zdanie?