Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalejNa początku było jajko. Na twardo, wrzucone do filiżanki, posiekane łyżeczką i wymieszane z niewielką ilością majonezu. Do tego świeża bułka, przyniesiona rano przez dziadka i byłam w siódmym niebie.
I ta gilotynka do jajek! Uwielbiałam wykonywać jajeczne egzekucje. Równiutkie plasterki jajka, ułożone na cienkiej kromce chleba, posypane szczypiorkiem, tworzyły kanapkę idealną.
A jajka na miękko, które przyrządzały nam mama/babcia! Jedną z przyjemniejszych rzeczy było wyjadanie malutką łyżeczką płynnego żółtka i zeskrobywanie białka ze ścianek. Potem pozostawała sama skorupka. Lubiłam rozwalać ją łyżeczką albo gnieść w dłoniach, była to dla mnie zabawa porównywalna z rozwalaniem piaskowych budowli w piaskownicy.
I ten delikatny jak puch omlet biszkoptowy ? Mama smarowała go dżemem, najlepszy był chyba z truskawkowym.
A kogel-mogel! Czysty, z samym cukrem. Kakaowy. Cytrynowy.
Moja starsza młodsza siostra, Magdalena, zrobiła niegdyś wielką misę kogla-mogla ? jadłyśmy go szklankami, aż do całkowitego zemdlenia. I ? co dziwne ? wcale się do tego deseru nie zraziłyśmy!*
Jajecznica też pyszna, zwłaszcza ta z pomidorami, które dostawaliśmy od wujka (prosto z jego szklarni). Szkoda, że wtedy byłam zbyt mała na to, by docenić fakt, że dokoła wszyscy hodowali pomidory: wujkowie, mama, dziadkowie. Chciałoby się przywołać ten smak?
Ale wrócmy do jajek.
Na początku było jajko i tak już zostało.
Jajko na śniadanie to idealny początek dnia; sobotnia jajecznica, powszednie jajko na twardo, przeróżnej maści pasty kanapkowe (nie dalej jak wczoraj wyjadałam z maminej lodówki reszty takiej pasty jajecznej) albo jajka sadzone, najlepsze w towarzystwie chrupiącego plastra boczku?
Oczywiście, jajko ma także bardziej nowoczesne oblicza.
Odkąd zawitał do nas łosoś, jego plasterki, przykryte kapką majonezu i gałązką koperku, zdobią ugotowane na twardo połówki jajek. Jajecznica z łososiem to też rewelacja. Jajka faszerowane pastą tuńczykową – mniam!
Albo takie jajka w koszulkach?
Ouefs poches, brzmi to pięknie! Równie pięknie smakuje, pod warunkiem, że zostanie prawidłowo wykonane. Dla opornych albo nielubiących choćby odrobiny octowego posmaku, jaki czuć w klasycznej wersji jajek w koszulkach (sama zaliczam się do obu grup), mam baaaaardzo prosty sposób na przyrządzenie jajek w tej postaci.
JAJKA W KOSZULKACH DLA OPORNYCH
Składniki:
2 jajka
2 łyżeczki oleju
Dodatki:
mieszanka zielonych, jadalnych liści
podsmażony do chrupkości boczek
Potrzebne będą również:
2 woreczki foliowe
garnek wrzącej wody
1. Przygotowuję jajko- musi być jak najświeższe.
2. Do woreczka wlewam łyżeczkę oleju, rozprowadzając ją po ściankach.
3. Delikatnie wlewam jajko do woreczka, który następnie zawiązuję na supełek. Wrzucam je do wrzątku, gotuję około 3 minuty (co jakiś czas obracając woreczkiem).
4. Rozcinam woreczek, delikatnie umieszczam jajko na jakiś jadalnych zielonych listkach (u mnie lodowa sałata i kapusta pekińska).
5. Na wierzchu jajka kładę plasterki chrupiącego boczku.
6. Rozcinam jajko i mój talerz zalewa zielone żółtko. Białko jest ścięte!
Podobnie postępuję z drugim jajkiem.
To naprawdę fajny i niekłopotliwy sposób na oeufs poches! Woreczek chroni delikatne białko przed rozwaleniem, podczas gotowania nie powstają żadne niteczki, a na koniec nie trzeba odsączać jajka z wody.
Idealne śniadanie na niedzielę. Najlepiej smakuje w łóżku!
PS Zauważyłąm, ze nasze dzisiejsze śniadanie idealnie pasuje do blogowej akcji „Jajka o prostu”, dlatego wklejam tu ten oto banerek:
* w przypadku Magdy fakt, że taka ilość k-m jej nie zraziła, akurat nie dziwił: dziewczę to, mając zaledwie 6 lat, zwykło zjadać jajecznicę z 7 jaj (zachowując przy tym wygląd patyka);
Dziś, na na przekór pogodzie, zjedliśmy danie we wszystkich odcieniach zieleni (doprawione bielą). Seledynowa kapusta pekińska, zielony szczypiorek (jeszcze nie z własnej hodowli, niestety ? mój się ociąga), białe wstęgi rzepy, paseczki jasnego kurczaka i przezroczysty makaron ryżowy (uwielbiam jego ascetyczny wygląd). Wszystko to okraszone sosem rybnym i wrzucone do woka. Nawet pałeczki miałam zielone!
(Zdjęcia brak: byłam zbyt głodna, by skupiać się na ostrości zdjęć, ustawieniu pałeczek czy wyborze ładniejszego profilu dania?)
***
A już za chwilę przypełznie kolejny
. Zapowiada się zimowo, więc szykuję stos książek i czekam, aż nadejdzie kanapowa sobota ? czas lektury i ciepłej herbaty. A do herbaty najlepsze będą? No właśnie. Zacznijmy od początku.
Odkąd pamiętam, spędzałyśmy z Ewą (moją najmłodszą siostrą) wiele czasu w kuchni. Gdy miałam naście lat, Ewa miała zaledwie kilka. Siadała na kuchennym blacie, a ja smażyłam jej kropeczki, placuszki wielkości orzecha włoskiego, francuskie tosty na słodko ? z miodem i cynamonem ? i słono ? z serem żółtym i szynką. Z biegiem lat siostra zaczęła brać czynny udział w kuchennych zabawach. Odmierzała składniki, lepiła ze mną ciasteczka, wyjadała z misek resztki czekoladowej masy ?
Kilka dni temu wbiła nas w ziemię. Już w przedpokoju zaatakował nas intensywny zapach czekolady; w kuchni okazało się, że nasza kucharka upiekła? czekoladowy tort Nigelli. Na pytanie, co skłoniło ją do takiego wyczynu odpowiedziała, że mieli z tatą ochotę na coś słodkiego. Dlatego też Ewa poświęciła kilka godzin na pieczenie dwóch blatów ciasta, robienie strrrrrasznie kalorycznej i równie pysznej masy czekoladowej, a także zapełnianie zlewu tysiącem misek, miseczek i mich (z czego mama była niezmiernie zadowolona;).
Następnego dnia ciasto smakowało jeszcze lepiej: było intensywnie czekoladowe, słodkie i wilgotne.
Wczoraj wieczorem dostałam smsa z zaproszeniem na kolację autorstwa Ewy. Na progu przywitał mnie znajomy zapach. Słodkawy i orzeźwiający. Kojarzyłam go, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, co jest jego źródłem. Chwilę później wszystko się wyjaśniło: na stole stały słoiczki z pomarańczowym i morelowym dżemem, świeże masło i? sterta pomarańczowym mufinów. To jedne z naszych ulubionych wypieków śniadaniowo-kolacyjnych, piekłam je kilkakrotnie, zawsze znikały jeszcze zanim zdążyły ostygnąć. Nie inaczej było podczas tamtej kolacji.
Mufiny były słodkawe, ciepłe i aromatyczne. Najlepsze z kawałkiem masła, którego brzegi delikatnie topiły się w zetknięciu z ciepłym ciastem.
Idealne!
POMARAŃCZOWE MUFINY ŚNIADANIOWE (z książki ?Nigella gryzie?)
75 g masła 250 g mąki 25 g mielonych migdałów ? łyżeczki sody 2 łyżeczki proszku do pieczenia 75 g cukru skórka z 1 pomarańczy 100 ml swieżo wyciśniętego soku z pomarańczy 100 ml mleka jajko
Ewa rozpuściła i ostudziła masło. Wymieszała suche skałdniki: mąkę, mielone migdały, sodę, proszku do pieczenia, cukier, skórkę startą z pomarańczy. W innym naczyniu wymieszała mokre składniki: sok z pomarańczy, mleko, jajko oraz ostudzone masło.
Wymieszała płynne z suchymi, pamiętając o złotej zasadzie pieczenia mufinów: mieszaj delikatnie i niezbyt dokładnie (inaczej wyszłyby jej twarde grudy). Piekła je w 200 st. C., przez ok. 20 minut.
Copyright Strawberries from Poland, 2017