Jeśli musiałabym dokonać wyboru, jakie warzywo mam jeść do końca życia, nie wahałabym się ani chwili, wybrałabym pomidora.
To warzywo doskonałe. Ma idealny wygląd, zapach i smak, oczywiście pod warunkiem, że nie kupujemy bladych atrap o strukturze i smaku ziemniaka. Kojarzy mi się z dzieciństwem: setkami talerzy zupy przyrządzonej przez babcie i mamę, ze szklarnią dziadków, z gąszczem zielonych krzaków w gospodarstwie u wujka Jurka, ze słońcem i wakacjami.
Na moim parapecie stoi miska pomidorów. Zawsze gdy spoglądam w tamtym kierunku, one tak kusząco lśnią, są tak rozkosznie pękate, tak soczyste i pachnące, że mam ochotę natychmiast się w nie wgryźć, poplamić dłonie sokiem i sięgnąć dna pomidorowej rozkoszy.
Tak, jestem zakochana w pomidorze i gdy nadchodzi październik, coraz głośniej gra mi w głowie smutna piosenka Kabaretu Starszych Panów, której tytuł wszyscy znamy. I co roku zastanawiam się, jak przeżyję te kilka miesięcy rozłąki.
Na razie pochłaniam pomidory na śniadania, obiady i kolacje.
Z piekarnika wyskakują kolejne blachy pieczonych pomidorów, w garnku gotuje się keczup, a w misce przegryza się pomidorowo-bazyliowa salsa do makaronu. Plaster malinowego pomidora ułożony na kromce chleba z cieniutką wstążką słodkiej cebuli i kilkoma drobinkami soli to jedno z moich idealnych śniadań. Albo zapiekane pomidorki koktajlowe ułożone na skropionej oliwą i natartej czosnkiem grzance. Albo szakszuka z malinówek, albo panzanella, albo…
ZUPA Z PIECZONYCH POMIDORÓW Z ZIELONYM ŚRODKIEM
8-10 pomidorów
2 czerwone cebule
1 ząbek czosnku
1-2 szklanki bulionu, w zależności od preferowanej gęstości zupy i soczystości pomidorów
sól i pieprz
oliwa do polania pomidorów przed pieczeniem
pesto bazyliowe do podania (albo ten bazyliowy sos z migdałami, albo salsa verde, albo nawet i pesto z liści rzodkiewki🙂
Pomidory przekrawam na połówki i pozbawiam gniazd nasiennych. Układam na blasze przecięciem do góry, posypuję solą i skrapiam oliwą. Cebule obieram ze skórki i przekrawam na pół, układam na blasze. Warzywa piekę w 180 st. C. przez 1 godzinę.
Po upieczeniu pozbawiam pomidory skórek i  przekładam do garnka razem z cebulą, zlewam również oliwę i sok, jaki wydzielił się podczas pieczenia. Zalewam bulionem, dodaję czosnek , miksuję na gładką masę i doprawiam pieprzem. Podgrzewam chwilę.
Przekładam zupę do miseczek i do każdej z nich daję hojną łyżkę pesto. Podaję z grzankami, najlepiej skropionymi oliwą i natartymi czosnkiem.
DOMOWY KECZUP
3,5 kg pomidorów pozbawionych skórki i pokrojonych w cząstki
4 cebule, obrane i pokrojone w cząstki
4 ząbki czosnku, obrane
500 ml octu z czerwonego wina
250 g brązowego cukru
10 goździków
3 cm kawałek imbiru, pokrojony w plasterki (opcjonalnie)
2 laski cynamonu (albo 1 płaska łyżeczka sproszkowanego)
2 łyżki soli morskiej
2 łyżeczki musztardy
2 listki laurowe
1 suszona albo świeża papryczka chilli
1 łyżeczka przyprawy korzennej
W garnku o grubym dnie rozgrzewam oliwę i podsmażam chwilę cebulę i czosnek. Dodaję pozostałe składniki za wyjątkiem cukru i gotuję to na niedużym ogniu przez ok. 40 minut, mieszając co jakiś czas.
Zdejmuję garnek z ognia i miksuję na gładką masę. Dodaję cukier, ewentualnie dosalam, mieszam i podgrzewam całość, mieszając co jakiś czas. Masa pomidorowa powinna zredukować się do pożądanej gęstości sosu, trwa to 30, a nawet 60 minut, w zależności od soczystości pomidorów.
Gdy sos będzie gotowy, przecieram go przez sito, aby uzyskać gładką strukturę. Jeszcze gorący przelewam do wyparzonych słoików, które szczelnie zakręcam.
Uwagi:
1. Kiedy piekę pomidory na zupę, nie okraszam ich ziołami i czosnkiem. Te sztuki, które wypiekam do innych celów, posypuję świeżymi ziołami, które akurat mam pod ręką, czasem dorzucam do nich czosnek (w ostatniej godzinie pieczenia).
Do pieczenia najlepiej nadają się mięsiste odmiany z niedużą ilością soku, np. podłużne pomidory Lima. Takie pomidory pieką się krócej, są zwarte. Pieczenie potęguje smak pomidora, podkreśla jego słodycz (podobnie jest z cebulą).
2. Gotując zupę inspirowałam się przepisem Ani. Recepturę na keczup znalazłam na stronie Nigelli.
3. W trakcie gotowania keczupu okazało się, że nie mam wystarczającej ilości octu winnego, więc dorzuciłam octu balsamicznego ? sos ściemniał i wydaje mi się, że zrobił się nieco dymny w posmaku, ale może to moja wyobraźnia.
Keczup smakuje świetnie, od razu mam ochotę sprawić mu towarzystwo w postaci domowego burgera :)4. A może skusicie się na cudowne pieczone pomidory z nutą tymianku i czosnku? Przepis tutaj.

Śpieszę się.
Tak bardzo chcę nacieszyć się smakiem pomidorów: zjadam je na śniadanie, zapiekam w piekarniku, miksuję, przecieram, gotuję.
Już niebawem pozostaną mi tylko mamine pomidory w słoikach. I szara tęsknota o zapachu pomidora.
Niektórzy z Was są pamiętliwi i do dziś wypominają mi, że jeszcze nie zamieściłam przepisu na ciasteczka z masłem orzechowym, które piekłam na śniadanie na Targu Węglowym 😉
Nadrabiam więc zaległości. Pieczcie je, bo warto – są kruche, mocno orzechowe i rozpływają się w ustach.
CIASTECZKA Z MASŁEM ORZECHOWYM I CZEKOLADĄ
1/2 szklanki miękkiego masła
1/2 szklanki masła orzechowego
1/2 szklanki brązowego cukru (można dać nieco mniej)
1/2 szklanki białego cukru (można dać nieco mniej)
1 duże jajko
1 i 1/4 szklanka mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
opcjonalnie: gorzka czekolada (1/2 tabliczki), posiekana
Masło ucieram z masłem orzechowym i cukrem na jednolitą masę. Ciągle miksując, dodaję jajko. Mąkę mieszam z proszkiem do pieczenia i sodą, dodaję do maślano-jajecznej masy, mieszam dokładnie. Dodaję czekoladę, mieszam.
Odstawiam ciasto do lodówki na godzinę.
Z chłodnego ciasta formuję kulki (nieco mniejsze niż orzech włoski), układam na wyłożonej papierem do pieczenia blasze w odstępach i rozpłaszczam je widelcem. Piekę w 180 st. C. przez 10-15 minut, w zależności od preferowanego stopnia wypieczenia.
Po upieczeniu pozostawiam do ostygnięcia na blaszce, dopóki trochę nie ostygną.
Uwagi:
1. Przepis od Agnieszki z Ciasteczkolandii (dziękuję!).
2. Z podanej proporcji wychodzą ok. 2 blaszki ciasteczek.
3. A tu znajdziecie przepis na inne ciasteczka z kratką (z tahiną). Uwielbiam je!