Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalejDzisiejszy post chodził mi po głowie od bardzo dawna, a zmobilizowałam się do jego napisania dzięki współpracy z Coffeedesk . Główną rolę w dzisiejszym poście grać będzie kawiarka. Będzie też o kawowych natręctwach i wspomnieniach, o rytuałach i kawowych obrazkach. Chętnie poczytam też o Waszych kawowych odlotach!
Po pierwsze: odpowiednia kawa.
Nie może być kwaśna, ma być lekko orzechowa w smaku, aksamitna i dość mocna. Nie lubię owocowych nut w kawie, dlatego przelewy i inne wynalazki mi nie smakują.
Po drugie: in kawiarka we trust!
Od lat to moja ulubiona forma parzenia kawy. Jako leniwa minimalistka nie widzę sensu posiadania ekspresu do kawy w domu. Kawiarka zajmuje o wiele mniej miejsca, jest tańsza, podręczna i zdecydowanie łatwiejsza w eksploatacji. No i można ją wszędzie ze sobą zabrać, co też czynię. Kawiarka jechała ze mną na Islandię, dzięki czemu mam na koncie parzenie kawy na końcu świata pod kołem podbiegunowym, w ciszy fiordów, w pustce interioru.
Kawiarkę zabieram na każdy weekendowy wypad, a do Zielonego Domku na Kaszubach kupiłam już oddzielną. Swoją drogą, gdy w domku zabrakło kiedyś prądu, przygotowałam kawę na ognisku. Mam też za sobą robienie kawy na grillu – da się!
Załóżmy, że spacer zaczynam od okolic Neptuna. W kierunku Dolnego Miasta warto ruszyć przez ulicę Słodowników, gdzie mieści się cukiernia W-Z. Miejsce poznacie po rozkosznym zapachu, który roznosi się po okolicy i kolejce, która niemal zawsze cierpliwie czeka na? No właśnie: na bułeczki z wiśniami, w sezonie na jagodzianki, na wspaniałe paszteciki i mnóstwo innych pyszności.
Z drożdżówką w plecaku ruszam w kierunku jednego z przejść podziemnych prowadzących pod Podwalem Przedmiejskim na Dolne Miasto. Wychodzę przy ulicy Ułańskiej 11, bo chcę Wam pokazać niezwykłą kamienicę mieszczącą się pod tym adresem (poznacie ją po sklepie wędkarskim). Wchodzę na dziedziniec i spoglądam w górę, na sufit z malowidłami z symbolami masońskimi. Ponoć tutaj mieściła się siedziba loży masońskiej. To jedna z większych perełek Dolnego Miasta, ukryta w niepozornej kamienicy.
Dalej ruszam w stronę ulicy Łąkowej i wszelkich jej odnóg. Lubię podglądać detale architektoniczne kamienic Dolnego Miasta. Wieżyczki, piękne okna, urocze balkoniki, rozety i inne zdobniki stanowią dowód na to, że to miejsce było niegdyś wymuskane. Ale trzeba przyznać, że na przestrzeni ostatnich lat ten rejon powoli staje na nogi, powstają tu fajne restauracje (o nich jeszcze opowiem), coraz więcej kamienic może pochwalić się nowymi fasadami, a spacerowanie po Łąkowej nie jest już aktem odwagi (kiedyś nie było to zbyt bezpieczne miejsce).
Dzisiejszy spacer jest dla mnie szczególny, bo chcę Wam pokazać okolice, w których przez kilka lat mieszkałam i znam tu niemal każdy gzyms, sztukaterię i zawijasa na ogrodzeniu. Zapraszam do Jaśkowej Doliny, cudnego zakątka Gdańska zanurzonego w lesie, pełnego perełek architektonicznych. To w tych okolicach znajduje się jeden z moich ukochanych domów w całym Trójmieście.
Jaśkowa Dolina to jedna z odnóg ulicy Grunwaldzkiej, głównej arterii miasta, ale potocznie oznacza również mniejsze uliczki łączące się z Jaśkową i ciągnie się pod górę aż do Moreny. Na pierwszy spacer polecam po prostu wędrówkę wzdłuż ulicy Jaśkowej i podziwianie tutejszych willi, z których każda jest warta uwagi. W dalszej kolejności warto zapuścić się w boczne uliczki, bo tam dzieje się magia – przyklejone do lasu poniemieckie wille z tajemniczymi ogrodami uruchamiają wyobraźnię.
Ale najpierw ruszam Jaśkową Doliną. Kiedyś była to brukowana uliczka porośnięta szpalerem kasztanowców. Wiele z tych drzew zachowało się do dzisiaj, więc jesienią przyjeżdżamy tu na kasztanowe łowy. Jedna z moich ulubionych willi mieści się pod numerem 23. Od strony ulicy chroni go wierzba płacząca, przewieszona przez strumyczek. Uwielbiam ten budynek, wszystkie jego detale, od kamiennych kul ozdabiających wejście, przez podniszczone płaskorzeźby na ścianach, aż po ażurowe balkony, również bogato zdobione.
Idąc dalej Jaśkową, mijam kolejnych ulubieńców: willę z czerwonej cegły i kamienicę z metalową „biżuterią”, a której mieści się obecnie biuro architektoniczne. Pokryte rdzą rozety przypominają mi kolczyki, które podkreślają urodę tego budynku. Tuż obok stoją wspaniałe, zanurzone w zieleni domki z murem pruskim. Lubię przedzierać się wzrokiem przez gęstwinę i podziwiać werandę z ozdobnymi drzwiami i kamienne kule z fikuśnie wygiętą, metalową balustradą, zdobiące boczne wejście domków. Niegdyś te domki musiały być rajem dla ich domowników, osadzone na uboczu miasta, tuż pod lasem. Dzisiaj przycupnęły przy ruchliwej, hałaśliwej ulicy i pewnie bardzo tęsknią za minionymi czasami.
Copyright Strawberries from Poland, 2017