Ale listopad, co? Słońce, trampki, lekki płaszcz, spacery jak w październiku. Dziwny to czas, z jednej strony człowiek cieszy się aurą, liśćmi na drzewach, z drugiej ma świadomość, że coś jest nie tak, że to nie jest normalne i właściwe. Dzisiaj nastał pierwszy mglisty, szary dzień i czuję się jakby bezpieczniej.

Jeśli na świecie słońca brak, zrób sobie słońce sam! Obłędnie żółte naleśniki dyniowe to dobry pomysł na takie dni, jak ten. Podaję je z dżemem z czerwonej mirabelki (o, tym).

 

Część osób, która mnie zna, wie o moim zamiłowaniu do czach. Lubię ten motyw, mam z nimi kilka ubrań i dodatków, a nawet kubek o takim kształcie. Jesienią, kiedy temat czaszek się zagęszcza, dostaję wiele wiadomości z linkami do czaszkowych ciekawostek, które można znaleźć w sklepach.

Paradoksalne jest to, że nie przepadam za Halloween (pisałam kiedyś o tym tutaj – klik), jestem typem od Zaduszek. Ale to w okresie przed Halloween najczęściej pojawia się mój ulubiony motyw i niekiedy z tego korzystam. Rok temu kupiłam w TK Maxx fartuszek w czachy!

Fakt, że nie obchodzimy Halloween nie przeszkadza nam bawić się motywami tego święta. Czaszki to jedno, ale ostatnio zaszalałam i – tłumacząc się radochą Olka (ale tak naprawdę i moją) – upiekłam paluchy wiedźmy. Przepis na te szalone ciasteczka widziałam już ponad dekadę temu, ale wcześniej jakoś nie miałam okazji ich zrobić, bo i dla kogo? Nadszedł ten czas, mogłam się pobawić i zaskoczyć nimi Olka. Wierzcie mi, był zachwycony!