Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalejSą takie
wyrazy, które lubię trzymać na języku jak landrynkę i powoli, powoli je smakować.
Moje ulubione to m.in.:
źdźbło,
bursztyn,
jabłuszko,
szarlotka,
pietruszka…
/Czytałam kiedyś, spytany o swój ulubiony wyraz Piotr Adamczyk odpowiedział, że jest to 'żółć’, bo składa się z samych polskich liter. Ładne./
Lubię odkrywać nowe wyrazy.
W górnej szufladzie mego biurka leży czerwony zeszyt, w którym zapisuję nieznane mi słowa. I mimo że zapominam większość z nich, to kilka zawsze utkwi mi w pamięci. Moje niedawne odkrycie to imponderabilia.
Lubię poznawać historię wyrazów.
Niewytłumaczalną radością napawa mnie fakt, że wiem, że nazwa pomidory wzięła się od włoskiego określenia ?złote jabłka? (pommo doro), że prakseologia to całkiem świeże słowo, stworzone przez Kotarbińskiego, że niegdyś deszcz był deżdżem, stąd zwrot ?jak kania dżdżu?? Długo by wymieniać.
Kuskus to też ładny wyraz. Dźwięczny i lekki.
A jeśli go dobrze przyrządzić, smakuje jeszcze ładniej niż brzmi!
***
Przepis na tę potrawę znalazłam w książce ?Home food?*. Jednakże odwróciłam proporcje składników: w oryginale potrawa nazywała się Pikantne kiełbaski z harissą i kuskusem, moja potrawa to Kuskus z kiełbaskami.
Zanim podam przepis, wspomnę tylko o roli kaszki kuskus w moim życiu 😉
Z kuskusem nigdy się nie lubiliśmy. Na pierwszym roku studiów namiętnie go jadała moja miła współlokatorka. Z majonezem… To skutecznie zmiechęciło mnie do eksperymentów z tą kaszką, obraz miski kuskusu z majonezem na długo zapadł mi w pamięci.
Wróciłam do niego dopiero teraz i jestem zaskoczona, jak jest pyszny. Cytryna i pietruszka dodają mu lekkości, papryka charakteru, a rodzynki słodyczy.
Składniki:
300 g kaszki kuskus
1 ząbek czosnku
3 płatki chilli
oliwa (ilośc wg uznania)
3 łyżki soku z cytryny
łyżeczka skórki cytrynowej
garstka posiekanej pietruszki
1 czerwona papryka, opieczona i pokrojona w niewielkie plasterki
garść rodzynek
1 dobra kiełbasa (ja użyłam domowego wyrobu, mocno czosnkowej wędzonej kiełbasy)**
Kuskus przydządzam wg przepisu na opakowaniu.
Mieszam zmiażdżony czosnek, pokruszone chilii i ok. 1/4 szkl. oliwy (jej ilosć zależy od naszych gustów, od tego, jak wilgotny kuskus ma być). Dodaję do tego sok i skórkę cytrynową, pietruszkę, paprykę i rodzynki.
Odstawiam. W tym czasie kroję kiełbaski na niewielkie kawałki i podsmażam na patelni.
Następnie mieszam kuskus i pozostałe skłądniki (nie licząc kiełbaski). Wykładam na talerz. Na wierzchu układam kiełbaskę i zajadam zdziwiona, że kuskus może być tak dobry!
UWAGI:
1. w oryginale do kuskusu dodajemy pastę harissa. U mnie zastępowała ją mieszanka chilli, czosnku i oliwy.
2. paprykę „opiekłam” na suchej patelni, skórka ładnie poczerniała i schodziła bez większych problemów.
3. W przepisie podałam moje ilości składników, dużo tu pozmieniałam.
* bardzo ją lubię: zawiera wiele ciekawych przepisów i idealne zdjęcia (piękna kolorystyka, dyskretna stylizacja)
** w oryginale są kiełbaski jagnięce (bo jakżeby inaczej, kuskus + jagniecina = połaczenie idealne)
Dziesięć przypadkowych faktów o mnie:*
1. Zawsze chciałam urodzić się w maju. Oczyma wyobraźni widziałam majowe przyjęcia urodzinowe na świeżym powietrzu: zapach bzów, karuzela barw i stosy kruchych babeczek z owocami. Niestety, urodziłam się 6 miesięcy później: zapach wilgoci, wszechobecna szarość i stosy dymiącego bigosu.
(Oczywiście z bigosem tylko żartowałam 😉
2. Mam w mieszkaniu dwa bukiety bzu: jeden stoi na biurku, drugi w okolicach łóżka. Wszystko po to, by ciągle czuć jego zapach.
3. Wczoraj po raz pierwszy w życiu zobaczyłam rzeźbę w okularach.
4. Moje paznokcie się zaróżowiły.
5. Spodziewałam się dziś słońca, tymczasem świat zastygł w dusznej szarości i czeka na ulewę. Nawet mlecze wydają się mniej żółte.
6. Na parapecie pojawiła się błękitna doniczka z bazylią. Rośnij nam, malutka, bo już niebawem ułożę cię między pachnącym pomidorem a miękką mozarellą!
7. Byliśmy wczoraj z Tomkiem na pierwszym wspólnym ognisku, okazało się, że obydwoje lubimy zwęglone kiełbaski. Mała rzecz, a cieszy 😉
8. W moim starym portfelu znalazłam 100 zł. I nawet wiem, na co je wydam!
9. Uwielbiam myśleć, co robiłam rok temu o tej samej porze. Rok temu o tej porze wybierałam kolor okładki dla mojej pracy magisterskiej, wygrzewałam się na dużym balkonie w zielonej okolicy i podziwiałam nową bliznę, która pojawiła się po prawej stronie mego brzucha.
10. Po raz kolejny upiekłam:
WIŚNIOWE FINANCIERS
Składniki (na 1 blaszkę):
185 g stopionego masła ? szkl. mąki 1 szkl. zmielonych migdałów 1 i ? szkl. cukru pudru 6 białek świeżo starta skórka pomarańczowa (opcjonalnie) 18 wiśni bez pestek (użyłam mrożonych)
W misce mieszam schłodzone masło, mąkę, migdały, cukier puder i skórkę pomarańczową. W drugiej misce lekko ubijam białka, po czym mieszam pianę z resztą składników. Robię to krótko i niedbale ? tak, aby składniki się połączyły.
Foremki do finenciersów/muffinów wykładam papierem. Wlewam do nich masę. Na wierzchu ciasta układam po 3 wiśnie (nie rozmrażam och wcześniej).
Piekę w 200 st. C. przez 25 minut.
Uwaga: O smaku financiers pisałam już tutaj. W tym miejscu dodam, że kwaśne wiśnie idealnie pasują do słodkiego, chrupiącego ciasta.
* notka zainspirowana przeuroczym wątkiem na forum gazeta.pl; trafiłam na niego u Zemfiroczki (mówiłam, że mnie wciągnie!);
Gdy otworzyłam okno, głośny szum wodospadu wkradł się do pokoju. Z resztą wodospad był widoczny zza szyby, wystarczyło przebić wzrok przez zroszone listowiem gałęzie jabłonki, która ? nie wiedzieć czemu ? zapragnęła rosnąć akurat na krawędzi stoku. Woda z furią toczyła się po kamieniach. Tylko po to, by roztrzaskać się piętnaście metrów niżej?
To nie był sen, to był majowy weekend!
Było nas pięć: babcia, mama, ciocia, siostra i ja. Pojechałyśmy łatać dziury w opowieściach z przeszłości. Gwiazdą wyjazdu była babcia, która wprowadzała nas w świat swej młodości, snując opowieści o górach, rodzinie i życiu.
Przez trzy dni zdążyłyśmy odkryć kawałek przeszłości. Opowiadania babci, które kiedyś wydawały się być tak odległe, że wręcz nierealne, nabrały kształtów i wypełniły się barwami.
Zazieleniły się stoki, o których kiedyś tylko słyszałyśmy,
zobaczyłyśmy jagodowe polanki, które kiedyś mogłyśmy sobie tylko wyobrażać,
cioteczki i wujowie ? bohaterowie wielu anegdot – nabrali rumieńców,
a prażucha smaku.
Jakie to niezwykłe, spojrzeć na świat oczyma Hanusi, nie babci Ani, wejść w jej historię i przeżyć ją jeszcze raz.
Poczuć się częścią tamtego świata i przy kawałki serowo-makowego placka, który ?nowa? ciocia przed chwilą wyjęła z piekarnika, obejrzeć czarno-białe fotografie.
Poczuć ciepło błękitnego pieca kaflowego, który po dziś dzień stoi w ciocinej kuchni.
Zjeść rosół u kuzyna babci, który mieszka w drewnianej chałupie, zanurzonej w żółtym morzu mleczy.
Powąchać kościół, do którego co tydzień wędrowała wystrojona Hanusia.
Stanąć na stacji kolejowej, która odmieniła jej życie.
Patrzeć na góry, które ? choć bardziej porośnięte domami- stoją tam, gdzie stały pół wieku temu.
Usłyszeć, jak cioteczny pradziadek wespół z kuzynem, wygrywają góralskie melodie.
[Ten pierwszy grał na Helikonie*, drugi na skrzypcach. Mimo że średnia wieku muzyków wynosiła co najmniej 80 lat, kuchnię (bo tu siedzieliśmy) rozsadzały skoczne dźwięki góralskich przyśpiewek. Wódeczka wydobywała z dusz zgromadzonych przy stole smutek, jaki tylko góral może odczuwać. Zatem gdy przyszła kolej na ?Góralu, czy ci nie żal?, wuj Piotr zaśpiewał głosem tak potężnym i donośnym, że aż zadrżały błękitne kafle kuchennego pieca.]
Przywiozłam ze sobą
dwa kawałki bunca,
oscypek,
mnóstwo smaków, barw i zapachów,
jeszcze więcej opowieści
i trochę zdjęć.
Teraz muszę to wszystko ułożyć, posegregować. Zapamiętać. Najłatwiej będzie to zrobić przy talerzu pachnącego dymem oscypka.
OSCYPEK W BOCZKU
Składniki:
1 oscypek
4 cienkie plastry boczku
żurawina
Oscypek dzielę na 4 równe części. Każdą z nich owijam plastrem boczku. Smażę, aż boczek stanie się chrupki, a ser zmięknie.
Układam plastry na talerzyku, a na wierzchu kładę łyżeczkę żurawiny. Podaję ciepłe, z kawałkiem bagietki.
Dobre na przystawkę, jeszcze lepsze na kolację. A już najlepsze w towarzystwie dobrego wina!***
Uwagi: ser szybko stygnie, więc należy go podawać b. szybko. Jako że ciepły oscypek robi się jeszcze bardziej słony, słodka żurawina wydaje mi się niezbędnym dodatkiem. Ten słodko-słony smak z dymną nutą jest naprawdę pyszny.
* to ponoć góralska odmiana akordeonu
* który, jak to sam określił, jeszcze kilka lat temu ?bacował?
*** dobre wino to w moim słowniczku wino, które mi smakuje i b. rzadko jest droższe niż 20 zł : )
Copyright Strawberries from Poland, 2017