Gdy otworzyłam okno, głośny szum wodospadu wkradł się do pokoju. Z resztą wodospad był widoczny zza szyby, wystarczyło przebić wzrok przez zroszone listowiem gałęzie jabłonki, która ? nie wiedzieć czemu ? zapragnęła rosnąć akurat na krawędzi stoku. Woda z furią toczyła się po kamieniach. Tylko po to, by roztrzaskać się piętnaście metrów niżej?
To nie był sen, to był majowy weekend!
Było nas pięć: babcia, mama, ciocia, siostra i ja. Pojechałyśmy łatać dziury w opowieściach z przeszłości. Gwiazdą wyjazdu była babcia, która wprowadzała nas w świat swej młodości, snując opowieści o górach, rodzinie i życiu.
Przez trzy dni zdążyłyśmy odkryć kawałek przeszłości. Opowiadania babci, które kiedyś wydawały się być tak odległe, że wręcz nierealne, nabrały kształtów i wypełniły się barwami.
Zazieleniły się stoki, o których kiedyś tylko słyszałyśmy,
zobaczyłyśmy jagodowe polanki, które kiedyś mogłyśmy sobie tylko wyobrażać,
cioteczki i wujowie ? bohaterowie wielu anegdot – nabrali rumieńców,
a prażucha smaku.
Jakie to niezwykłe, spojrzeć na świat oczyma Hanusi, nie babci Ani, wejść w jej historię i przeżyć ją jeszcze raz.
Poczuć się częścią tamtego świata i przy kawałki serowo-makowego placka, który ?nowa? ciocia przed chwilą wyjęła z piekarnika, obejrzeć czarno-białe fotografie.
Poczuć ciepło błękitnego pieca kaflowego, który po dziś dzień stoi w ciocinej kuchni.
Zjeść rosół u kuzyna babci, który mieszka w drewnianej chałupie, zanurzonej w żółtym morzu mleczy.
Powąchać kościół, do którego co tydzień wędrowała wystrojona Hanusia.
Stanąć na stacji kolejowej, która odmieniła jej życie.
Patrzeć na góry, które ? choć bardziej porośnięte domami- stoją tam, gdzie stały pół wieku temu.
Usłyszeć, jak cioteczny pradziadek wespół z kuzynem, wygrywają góralskie melodie.
[Ten pierwszy grał na Helikonie*, drugi na skrzypcach. Mimo że średnia wieku muzyków wynosiła co najmniej 80 lat, kuchnię (bo tu siedzieliśmy) rozsadzały skoczne dźwięki góralskich przyśpiewek. Wódeczka wydobywała z dusz zgromadzonych przy stole smutek, jaki tylko góral może odczuwać. Zatem gdy przyszła kolej na ?Góralu, czy ci nie żal?, wuj Piotr zaśpiewał głosem tak potężnym i donośnym, że aż zadrżały błękitne kafle kuchennego pieca.]
Przywiozłam ze sobą
dwa kawałki bunca,
oscypek,
mnóstwo smaków, barw i zapachów,
jeszcze więcej opowieści
i trochę zdjęć.
Teraz muszę to wszystko ułożyć, posegregować. Zapamiętać. Najłatwiej będzie to zrobić przy talerzu pachnącego dymem oscypka.
OSCYPEK W BOCZKU
Składniki:
1 oscypek
4 cienkie plastry boczku
żurawina
Oscypek dzielę na 4 równe części. Każdą z nich owijam plastrem boczku. Smażę, aż boczek stanie się chrupki, a ser zmięknie.
Układam plastry na talerzyku, a na wierzchu kładę łyżeczkę żurawiny. Podaję ciepłe, z kawałkiem bagietki.
Dobre na przystawkę, jeszcze lepsze na kolację. A już najlepsze w towarzystwie dobrego wina!***
Uwagi: ser szybko stygnie, więc należy go podawać b. szybko. Jako że ciepły oscypek robi się jeszcze bardziej słony, słodka żurawina wydaje mi się niezbędnym dodatkiem. Ten słodko-słony smak z dymną nutą jest naprawdę pyszny.
* to ponoć góralska odmiana akordeonu
* który, jak to sam określił, jeszcze kilka lat temu ?bacował?
*** dobre wino to w moim słowniczku wino, które mi smakuje i b. rzadko jest droższe niż 20 zł : )
Aniu wspaniale się Ciebie czyta – pięknie dobierasz słowa i zawsze czekam na kolejny post 🙂 a wycieczka wspaniała – powrót do korzeni 🙂
a oscypka z żurawiną uwielbiam najlepiej z grilla teraz spróbuję koniecznie z boczkiem
pozdrawiam 🙂
Powrót do korzeni w wielopokoleniowym towarzystwie – to dopiero jest wydarzenie 🙂
jak zwykle piekna opowiesc, tym razem o zapachu oscypka, ktorego nie jadlam wieki… ach… :-))
Piekna opowiesc, az milo sie czyta.
Taka podroz okraszana opowiesciami z dawnych lat i goralska muzyka musiala byc wspaniala.
pozdrawiam
Zazdroszcze Ci. Nie gor bo bylam niedawno. Ale takiego wyjazdu babskiego, z babcia i mama…
:-)))Góry, bliscy, wspomnienia… fajne :-))
Aniu,
Słów mi brak…To cudowne, cudowne, że potrafisz czerpać z Rodziny. To co najlepsze. Ja nigdy nie rozumiałam ludzi w moim wieku. Jak można odcinać się od korzeni, nie doceniać Babci czy starych Ciotek bo to inne pokolenie, co oni tam wiedzą. A właśnie oni wiedzą!
Im jestem starsza, tym bardziej to doceniam, moja ukochana Babcia jest dla mnie skarbnicą wiedzy bynajmniej nie przestarzałej, bo nader często zadziwia mnie świeżością spojrzenia na sprawy współczesne, ludzkie czy rzeczywistość. Kiedyś miałyśmy taką dyskusję o macierzyństwie i prostytutkach-matkach, powiedziała takie mądre zdanie, że aż “mi kapcie spadły”. Ja to przytoczyłam podczas egzaminu z “Teorii literatury”, bo mi się wpisało w to co chciałam zawrzeć i pani się mocno zdziwiła, że osoba w tak dojrzałym wieku ma takie świeże i niestereotypowe podejście i taki tok myślenia.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale poruszyłaś ważną dla mnie kwestię i czułą strunę.
Pozdrawiam Cię…
Jak pięknie Aniu.. Wzruszające, piękne powroty, odkrywanie korzeni. Slicznie! 🙂
Aniu, to fakt, oscypek z grilla jest najlepszy – jeszcze bardziej zadymiony 🙂
An-na, oj tak tak 🙂
Cudawianki, to tez był mój pierwszy oscypek od baaaardzo dawna…
Karolko, Ewo, Krokodyl: 🙂
Patrycjo, nie ma za co przepraszam, lubię czytac długie, sensowne posty! Zgadzma się z Toba w stu procentach. Bardzo wiele mozemy uzyskac dzięki takim rozmowom, zblizaniu się do dziadków. Ja wróciłam z tej podrózy taka…spełniona.
Majano, dziekuję! 🙂
Aniu, wzruszasz mnie nieodmiennie. Czytam Twoje słowa o “pokoleniowej wyprawie” i wiesz… tak bardzo Ci zazdroszczę… Tak bardzo.
Ja na wspomnienie o swoich utraconych Babciach, odczuwam ogromny żal, że nie zadałam tylu pytań, że nie wysłuchałam z uwagą wszystkich słów, które wypowiadały, że mówiłam “później Babciu”…
Gdybym wiedziała…, gdybym tylko wiedziała jak potem to boli…
Mi się też bardzo podobało. Myślę o Lali Dehnela i jednym z opowiadań z Rynku w Smyrnie. Niesamowite jest to, że część osób doznaje tak wartościowej możliwości wejścia w “tamten” świat i co najważniejsze- bycia wprowadzonym do niego przez najbliższych. Mogę pozazdrościć i cieszyć się, że masz tą możliwość. To szczególna cecha tych z Pomorza?:)
Zazdroszczę. Najważniejsze jest to, by obudzić się w porę, żeby posłuchać, zobaczyć i doświadczyć. Ja mam już tylko strzępki rozmów i wspomnienia.
Aniu, wiesz jak z człowieka łezkę wycisnąć … zabrakło mi słów i zazdroszczę takich relacji rodzinnych.
Pozdrawiam gorąco 🙂
Zazdroszczę Ci takiej zażyłości z rodziną, tej bliskości i chęci wspólnej podróży do korzeni, to jest naprawdę wzruszajace
jak tak przyglądam się teraz swojej rodzinie, relacjom w niej panującym, to naprawdę zastanawiam się czemu u mnie jest tak jak jest… a jak jest? jest bardzo nieciekawie
Powrót do rodzinnych miejsc jest zawsze wielkim i zapadającym w pamięć przeżyciem. Musisz mieć z Babcią bardzo dobre kontakty, inaczej nie dałoby się tak po prostu wejść w jej życie, młodość, w jej sacrum.
Musimy się jednak liczyć z tym, że za kilkadziesiąt lat to my będziemy częścią historii. Do tego czasu trzeba jak najwięcej przeżyć, żeby kiedyś móc upiec placek i powiedzieć “to jest serowo-makowy placek. Właśnie Ten placek”.
Pozdrawiam :))
Cudna wyprawa… Czesto bardzo zaluje, ze wielu rzeczy juz nie przezyje, ze pewne chwile na zawsze przeminely, na dodatek za szybko bym mogla sie nimi nacieszyc i nich czerpac…
A oscypkiem bym sie chetnie poczestowala 😉
Pozdrawiam!
Bea ale oscypkiem dzielisz sie ze mna 😛
Wiesz Ania juz czwarty raz czytam Twoj wpis i mysle, ze takie chwile czlowiek docenia jak jest daleko od bliskich. Jak nie moze tak po prostu wsiasc do samochodu czy piociagu, zeby moc poczuc bliskosc i powspominac. Ale fajnie, ze jest nas wiecej. Tych, co takie chwile przezywaja, zapamietuja i potrafia tak opisac. To jest wlasnie ta poezja Ania, o ktorej pisalam.
Sciskam 🙂
Oj, MAłgosiu, ja też tak mam, bo jedna babcia odeszła, a ja pozostałam z kilkoma skrawkami informacji o niej. To smutne, człowiek się na siebie złości, czemu wcześniej o tym nie pomyślał…
Michał, trafnie to zestawiłeś z “Lalą” (którą z resztą uwielbiam:). Niestety nie mogę powiedzieć, ze to szczególna cecha tych z Pomorza, bo stamtąd nie pochodzę… A chciałabym 🙂
Lisko, to prawda, co piszesz. Byle zdążyć!
Tili :)))) Ale wiesz, te ralcje rodzinne nie są jakieś sielankowe, nie ma się co oszukiwać! JEst jak w normalnej rodzinie…:)
Ago, jak już pisałam wyżej Tili, wcale nie jest tak idealnie, choć rzeczywiście sam fakt wspólnej wyprawy jest budujący.
Olalala, fakt, nie licząc drobnych niesnasek, dobrze się nam żyje z babcią 🙂
Beo, no tak… Ja też mam już rzeczy, których zaczynam załować, bo z czymś nie zdążyłam…
Polko, strasznie ciepło mi się zrobiło na sercu po lekturze Twego wpisu. Jeśli chodzi o odległości, to też nie jest wesoło, mieszkamy daleko od dziadków i reszty rodziny- na drugim końcu Polski. Oczywiscie to nic z odległościami, jakie dzielą Ciebie i Twych bliskich, ale nie i tak nie mogę ot, tak po prostu wpaść do dziadków na obiad, itp. Zawsze z tego powodu było mi przykro.
Pozdrawiam Was i dziękuję za te ciepłe, wzruszające posty!!!
Nie to konto… Ups 🙂 To pisałam ja, Ania! 🙂
Aniu, cudowna podróż nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Chłoń tego jak najwięcej póki masz okazję. Niestety jak widzę z poprzednich wpisów wiele osób (w tym i ja) ją bezpowrotnie straciło. Też mi się, jak Michowi, twój wpis skojarzył z “Lalą” Jacka Dehnela.
musiało być cudownie na takiej wyprawie: opowieści, powrót do korzeni, rodzinnie i kobieco 🙂
ps. fajne trampki. ja mam żółte 😀
Aniu, pisze z opoznieniem… i co? nie wiem co napisac, bo Twoj post jest niesamowity, czyta sie z zapartym tchem, a na koniec jeszcze ten oscypek 🙂
I oczywiscie mysle o naszym podobienstwie i prosze mam: w obu z nas jest cos z gor, chyba znalazlysmy czesc przyczyny…
Mocno sciskam!
Agnieszko, a ja z tego wszystkiego zaczęłam dziś szukać na moich półkach “Lali”, bo ktoś – zaciekawiony porównaniami -chce ją przeczytać 🙂
Ally, dzięki 🙂 Nie widziałam nigdy żółtych trampek!
Basiu, no proszę! A z jakich gór jest Twoja cząstka? 🙂 Moja sięga okolic Żywca 🙂
Pozdrawiam cieplutko!
No to moja Aniu po tej drugiej stronie Tater jak to mowia, ale co gory to gory 🙂
Jak poszperam dobrze w pamieci, to przypominam sobie iz Mama moja (rodem ze “skieletczyzny”) zakochala sie po raz pierwszy w gorach wlasnie bedac w okolicach Zywca 🙂
Aniu,
przyznaję bez bicia, że strasznie długo tu nie zaglądałam. Bardzo żałuję. Ale nadrobiłam zaległości i… strasznie mi sie przyjemnie zrobiło na duszy! Mamy sporo wspólnych cech, tyle, że Ty więcej_bardziej_lepiej_częściej_mocniej dążysz do tego stanu. Stanu realizowania swoich pragnień, nawet tych najdrobniejszych. Stanu serca i umysłu. Doprawdy gdybym miała Ciebie blisko siebie, udzieliło by mi się to i zdecydowanie byłabym zmobilizowana do działania w tych określonych kierunkach. W tych, którymi Ty podążasz, a u mnie pozostają jako “jeszcze kiedyś to zrobię”. Dlatego cieszę się, że piszesz tego bloga i pozwalasz czytelnikom teleportować się w piękne krainy…
Aaaaależ ja też bym tak chciała. Nooo fajowski ten majowy weekend z babińcem.
A takie kapliczki przydrożne jak ta ze zdjęcia jakoś tak mnie sentymentalnie rozczulają i nawet nie wiem, dlaczego 🙂
:)**
Patrycjo, nie masz pojęcia, jak mi się ciepło na sercu zrobiło po lekturze Twego komentarza. Tu nie chodzi o częste wizyty na blogu, o częste komentowanie (ja sama jestem u Ciebie raz na jakiś czas i wtedy nadrabiam zaległosci)… Ciepły komentarz ‘od siebie’ jest o wiele b. warościowy. Dziękuję 🙂
Oczko, ja mam pewną słabość do przydrożnych kapliczek, kiedyś mam zamiar wybrać się na wędrówkę z aparatem i uwiecznić kilka takich, co je często widzę 🙂
:)) Jaki piękny weekend miałaś wspomnieniowo rodzinny :))))) Pozazdrościć szwędania się w górach, opowieści i pysznych, prostych smaków :)) Przemiło się czytało :))
Aniu, ja Cie tak pieknie prosze, NAPISZ KSIAZKE!!!! Moneczek prosi!
Napisz!!!! Pliz!!!! Błagam! Historie….. Ty zarobisz kase, a ludziom bedzie weselej i cieplejna serduszku… Tak pieknie piszesz… Napisz prosze!!!
:))))
Moneczek, strasznie miło mi się to czyta 😉
Bardzo sympatyczny przepis, ale co do helikonu, to trochę jak w Radio Erewań, wszystko się zgadza, z tym że nie góralski a rosyjski, i nie rodzaj akordeonu a rodzaj tuby.
Pozdrowienia!
Dziękuję za sprostowanie! 🙂