Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalej
Mam w pamięci komentarze Aneczki, która prosiła, bym pokazała swe tajemne segregatory kulinarne. Dziś będzie więc o nich, ale…
Po pierwsze: nie mam ze sobą wszystkich (brakuje mi tego z przepisami z WO, Elle i Zwierciadła oraz tego nowego, z przepisami z blogów).
Po drugie, jestem świadoma faktu, że to trochę chore, pozwalać im pęcznieć i rozrastać się do dowolnych rozmiarów. Spójrzcie na ten pomarańczowy segregator ? są w nim gł. wydruki z internetu. Początkowo cieniutki, nagle strasznie napęczniał? Moje ulubione przepisy z pomarańczowego to te ściągane z forum oraz receptury moich ulubionych kucharzy, ściągane ze stron Kuchni.tv. Bill Grangersa i jego wiśniowe tartaletki, Anna Olson i jej tarta z rabarbarem, Agnieszka Kręglicka i jej skordalia?
Po trzecie, ten fioletowy segregator to całkiem inna bajka. Niekulinarny, ale też wywołuje achy i ochy. Trzymam tu i n s p i r a c j e.
Piękne wnętrza i piękne przedmioty. Miejsca i zdjęcia, które mnie urzekły.
Po czwarte, spójrzcie na ten segregator w kolorze morskiej zieleni. Tam znajdują się pierwsze wycinki kulinarne, jakie zaczęłam gromadzić. Jakieś skrawki z Teletygodnia czy tygodnika dla kobiet, kupionego wyłącznie dla płyty DVD. Lubię go, nie ma co.
Po piąte, zwróćcie uwagę na ten zielony segregator z koronką. To moja najcenniejsza rzecz ? zawiera wycinki z Kobiety i Życia, numerów starszych niż ja sama, kolekcjonowanych jeszcze przez moją mamcię. Czarno-białe, ze smacznymi kąskami na odwrocie. Śmieszna reklama, gorąca ploteczka o celebrytach minionych lat, wzór na kostium kąpielowy albo pomysł na łóżko piętrowe. Np. na odwrocie kartki z przepisami na letnie desery znajduje się taka perełka:
W Anglii przeprowadzono ankietę na temat niezwykłej wagi, zapytano mianowicie kilka tysięcy panów w wieku od 25 do 35 lat: którą z gwiazd filmowych uważają za najbardziej zmysłową? W osobliwej tej ankiecie zwyciężyła Joan Collins, na drugim miejscu uplasowała się Brigitte Bardot, a na trzecim ? Jane Fonda. Jak wiadomo, BB liczy sobie 44 lata, J. Fonda 41, a zwyciężczyni ukończyła 45 lat. ?Widocznie my, kobiety dojrzałe, wydajemy się młodym mężczyznom bardziej interesujące niż młodziutkie dziewczęta? powiedziała pani Collins, zachwycona swoim dość niespodziewanym triumfem.
Po szóste, w srebrnym pudełku po czekoladkach Wedla* mam jeszcze jeden skarb: karteczki z przepisami z Elle.** Lubię je przeglądać, to o wiele milsze niż przekładanie kartek w segregatorze. Tu każdy przepis zwraca na siebie uwagę, każde zdjęcie ma swoje miejsce.
Po siódme, kto dobrnął do końca, temu pyszny kurczak z warzywami. Nie, moi mili, przepis nie pochodzi z jednego z segregatorów. Znalazłam go w książce ?Jamie Oliver w domu?.
Urzekły mnie w nim trzy rzeczy:
– prostota wykonania (jak to u Jamiego zwykle bywa) – pomysł na rozpłaszczone ziemniaki (które po rozgnieceniu są bardziej aromatyczne i ładniej przypieczone) – przenikanie smaków: upieczone słodkie pomidorki cherry puszczają sok, który łapczywie wchłaniają ziemniaki; a czego te ostatnie nie zdołają wchłonąć, to miesza się z ziołami (wyciągając z nich aromat), z tłuszczem z kurczaka i tworzy pyszny, delikatny sos?
Poezja.
UDKA KURCZAKA PIECZONE MŁODYMI ZIEMNIAKAMI I POMIDORAMI
Składniki (na 4 porcje):
700 g młodych ziemniaków, oskrobanych 4 udka z kurczaka oliwa 400 g pomidorków cherry, sparzonych i obranych ze skórki (ale to nie jest konieczny zabieg) garść lisków świeżego oregano, szałwii i estragonu (posiekanych) czerwony ocet winny sól i pieprz
W garnku gotuję całe ziemniaki w osolonej wodzie.
Nagrzewam piekarnik do 200 st. C. Mięso nacieram oliwą, solą i pieprzem, umieszczam na gorącej patelni (skórką do dołu). Smażę je po 10 minut z każdej strony, po czym przekładam do blaszanej formy. Między kawałkami kurczaka rozkładam ugotowane ziemniaki. Trzonkiem od noża delikatnie je rozgniatam (nie mogą być rozwalone, mają tylko popękać). Między ziemniaczki wkładam obrane ze skórki pomidory.
W miseczce mieszam posiekane zioła, szczyptę soli, 4 łyżki oliwy i 1 łyżkę octu winnego. Mieszam to dokładnie, po czym rozkładam mieszankę po warzywach i kurczaku. Warzywa można jeszcze trochę posolić i popieprzyć.
Piekę całość przez ok. 40 minut.
Uwagi:
1. w mojej wersji jest więcej ziół – rwałam po prostu te, które rosną w doniczkach.
2. zmieniłam tez proporcje, bo w wersji Jamiego jest więcej mięsa. Ja mogłabym z powodzeniem mieć bezmięsne wydanie tej potrawy, ponieważ najważniejsze są tu dla mnie ziemniaki i pomidorki, ale że robiłam obiad dla wybitnych mięsożerców, to wylądował tu kurczak.
* pierwsze czekoladki, jakie dostałam w swym życiu; kupiła mi je ciocia z okazji I Komunii Św., nigdy nie zapomnę momentu, gdy podniosłam wieczko, a moim oczom ukazały się czekoladowe cuda w najróżniejszych kształtach i kolorach… Najpiękniejsza była ta z zieloną posypką, pistacjowa;
** niestety, Elle zrezygnowało z takiej formy przepisów, a ja dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że przestałam kupować ten magazyn właśnie wtedy, gdy znikły zeń moje ulubione karteczki;
Niedawno Ewa (moja najmłodsza siostra) wyruszyła na kolonie, pierwsze w swym życiu. Chcąc nie chcąc, podczas pieczenia czekoladowych ciasteczek, które miała wziąć na drogę, odżyły moje kolonijne wspomnienia.
Pierwsze kolonie (a raczej sanatorium) w Rabce ? pierwsza miłość, do Olka, piątoklasisty z czarną czupryną i piegami na nosie. Pierwszy list miłosny z najsłodszym post scriptum, jakie kiedykolwiek otrzymałam:
PS Jeśli chcesz, mogę cię pocałować.
Tak, tak! Oczywiście, że chciałam, marzyłam, śniłam o tym pocałunku! I gdy już miało do niego dojść, ktoś wtargnął do sali do gry w ping-ponga, gdzie rozgrywała się cała akcja i zniweczył nasze ewentualne uniesienia.
Drugi był obóz harcerski, tu miałam przygodę z blondynem o nieznanej prowiniencji.* Taki był przystojny, taki tajemniczy? Do momentu, gdy usłyszałam, jak mówi w sklepie:
Poproszę s p r i t e.
Nie sprajt, a właśnie sprite. Czar prysł, ale wtedy blondyn zapragnął ze mną chodzić i jeszcze po obozie przyjeżdżał pod mój dom i krzyczał Aniaaaaaa, wyyyyjdź!, a ja kryłam się za firanką i drżałam ze strachu.
I ostatnie: kolonie w ósmej klasie, na Słowacji. To na nich poznałam kolonistę, z którym przeżyłam jedną trzecią mojego, dość już długiego żywota. Smak pierwszego pocałunku i nieśmiałe splatanie dłoni w autobusie. Ten etap już zakończony, ale wspomnienia zostały.
Tak czyste i naiwne, jak czyste jest życie, gdy ma się czternaście lat.
***
A w plecaku Ewy wylądowało pudełko z czekoladowymi ciastkami. Do kompletu miały być jeszcze ciasteczka cytrynowe, ale te spałaszował Bosfor**?
Coś więcej o ciastkach? Przepis na nie zaczerpnęłam z książki ?Chocolate & zucchini?. W oryginale Klotylda dodała do nich ziarna kakaowca, doradzając, że można je zastąpić orzechami. Z braku tych pierwszych i z niechęci do pieczenia ?zwykłych? ciastek z orzechami, pomyślałam, że dobrze się tu sprawdzą ziarna kawy. Dodawałam je już kiedyś do coffee crunch bars i sprawdziły się rewelacyjnie: były chrupkie, miały orzechowy posmak i tylko gdzieś w dalekim tle czuć było kawę.
Poczęstowana czekoladowym ciastkiem Magda (średnia siostra), która nie lubi smaku kawy, nawet nie się nie domyśliła, co kryje w sobie wypiek, które właśnie zajada. Spytała tylko, co tak fajnie chrupie.
***
I na koniec, odchodząc od czekoladowo-kolonijnych tematów, podziękuję Olciaky i Karolci za wyróżnienie, jakie od nich otrzymałam. Jest mi naprawdę bardzo miło, że mnie doceniłyście!
***
CZEKOLADOWE CIASTKA Z ZIARNAMI KAWY
Składniki (na ok.10 sporych ciastek):
100 g białej mąki pszennej
20 g mąki razowej
30 g kakao
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
140 g czekolady (ja dałam 100 g gorzkiej i 40 g mlecznej)
pół garści ziarenek kawy, pokrojonych na mniejsze cząstki
110 g masła w pokojowej temperaturze
100 g cukru pudru (można dać mniej)
1/2 łyżeczki soli
Do miski przesiewam mąki, kakao i sodę.
Topię połowę czekolady (w kąpieli wodnej). Pozostałą część czekolady siekam i odkładam do oddzielnej miseczki razem z ziarnami kawy.
Ucieram masło, az stanie się puszyste, wtedy dodaję do niego cukier puder, sól i ucieram, az powstanie gładka masa. Następnie dodaję do masy schodzoną stopioną czekoladę i mieszam do połączenia składników.
Następnie dodaję do masy mąkę z kakaem, mieszam. Masa będzie ciężka i b. gęsta. Dodaję do niej posiekaną czekoladę i kawę, mieszając masę rękami (będzie zbyt cięzka, by zrobił to mikser).
Masę zbijam w kulę, owijam folią spozywczą i chłodzę w lodówce przez 20 minut.
Rozgrzewam piekarnik do 180 st. C., wykładam blachę papierem do pieczenia.
Z ciasta formuję od 10 kulek równej wielkości, po czym układam je na blasze, pozostawiając ok. czterocentymetrowe odstępy. Nastepnie spłaszczam każdą kulkę tak, by powstalo kształtne ciasteczko.
Piekę ciastka przez ok. 15 minut.
Uwagi:
1. ciasteczka są naprawde słodkie, dlatego przy następnym pieczeniu zmniejszę ilość cukru – 80 g wystarczy (chociaż oilośc cukru zalezy od tego, jak gorzkiej czekolady użyliśmy),
2. prezentowany przepis to moja wersja ciastek Kotyldy, ze wszystkimi zmianami (dwa rodzaje czekolady, kawa zamiast ziaren kakao), oryginał znajdziecie w książce „Chocolate & Zucchini”.
3. Jeśli boicie się ziaren kawy, użyjcie zamiast nich dowolnych orzechów (laskowe, uprażone na patelni sprawdzą się idealnie). Jak zauwazyła Karolcia, obecność kawy w czekoladowych wypiekach sprawia, że czekolada smakuje ntensywniej, zyskując głębszy, mocniejszy smak. O dziwo, kawa jest tu słabo wyczuwalna – jej ziarenka dają ciastkom przyjemną chrupkość i nutkę egzotyki.
Pychota, jak kazdy czekoladowy wypiek!
* dodam jeszcze, że po właśnie po tym obozie moja siostra wróciła do domu czarna, bo okazało się, że żaden z opiekunów nie pilnował, czy ktoś się tam myje. Dla siedmioletniego dziecka to musiał być raj!
** tak to jest, gdy przy piecze się dwie rzeczy na raz, a do tego prowadzi konwersację i zerka na gazetę: przez pomyłkę podwoiłam ilość cukru i wyszły mi aromatyczne (bo cytrynowo-maślane) ciągutki. Niemniej jednak Bosforowi cytrynowe ciastka b. przypadły do gustu, podobnie jak nam czekoladowe;
*** na zdjeciu widać nos Bosfora, który ma ochotę na ziarenko kawy leżące obok ciastek; aha, nie pisałam, że najlepsze ze szklaneczką zimnego mleka!
– zobaczyłam białą skorupkę turlającą się po dachu. Po krótkich oględzinach okazało się, że znajdowało się w niej coś więcej niż tylko jajko. Zatem mamy w ogrodzie nowego mieszkańca – witaj, maleńki, obyś nie wyrósł na rozkrakane wronisko…
– zostałam obdarowana pięcioma żelowymi długopisami, co przyprawiło mnie o większą radość, niż moglibyście podejrzewać. Uuuuuuwielbiam artykuły biurowe, uwielbiam sklepy papiernicze:
szelest kartek,
równe rzędy kolorowych gumek do ścierania,
idealnie naostrzone ołówki
i metalowe temperówki, błyszczące jak auta w salonie Mercedesa?
W czeluściach moich szuflad leży kilkanaście czystych zeszytów (część z nich liczy sobie więcej lat niż ja*), które czekają, aż zacznę zapełniać je linijkami tekstu;
– spacerowałam po ogrodzie w towarzystwie chłodnego deszczu, który zawitał dziś do miasteczka razem z kłębami szarości;
– przez przypadek wykasowałam zdjęcia pysznej zapiekanki cukiniowo-bakłażanowo-pomidorowej (pod chrupiącą skorupką), którą niedawno zajadałyśmy się z siostrą.
Po krótkich rozmyślaniach ( „%^%&*&&(*!!!#%$!!!!”) postanowiłam, że poniższa potrawa wypełni cukiniowo-bakłażanowe ubytki:
PAN BAGNAT
(przepis zaczerpnęłam ze strony magazynu Delicious, tu podaję wersję z moimi zmianami)
Składniki:
1 mała żółta papryka (pozbawiona pestek i pokrojona w ćwiartki)
1 mała czerwona papryka (pozbawiona pestek i pokrojona w ćwiartki)
1 mała cukinia, pokrojona w półcentymetrowe, podłużne plastry
1 malutki bakłażan, pokrojony w półcentymetrowe, podłużne plastry
1 pomidor, pozbawiony skórek i wilgotnego wnętrza, pokrojony w ćwiartki
3 duże pieczarki, pokrojone w półcentymetrowe plastry
4 łyżki oliwy
1 łyżka octu balsamicznego
1 zmiażdżony ząbek czosnku
garść liści bazylii
bochenek okrągłego chleba (najlepiej jednodniowego)
2 łyżki czarnych oliwek, przeciętych na pół
1 kulka mozarelli (125 g), pokrojona w paski
sól i pieprz do smaku
Do dużej miski wrzucam wszystkie warzywa (bez czosnku), dodaję 4 łyżki oliwy, ocet balsamiczny. Doprawiam warzywa do smaku. Mieszam dokładnie, po czym podsmażam warzywa na patelni (trwa to ok. 4 min z jednej strony – warzywa powinny być miękkie i szkliste, ale nie mogą się rozwalać).
Tak przyrządzone warzywa przekładam do durszlaka, mieszam z czosnkiem. Durszlak układam na misce, całość przykrywam szczelnie folią i odstawiam na con. 2 godziny. W tym czasie warzywa puszczą sok, dzięki czemu chlebek nie namoknie.
Sięgam po chleb. Odkrawam z niego czubek (jakieś 4 cm od góry), który odkładam na bok (później się przyda). Wydrążam wnętrze bochenka, uważając, by nie naruszyć skórki i nie zrobić dziury. Ścianki i spód powinny mieć grubość. 2,5 cm.
Po dwóch godzinach warzywa są już mniej wilgotne. Delikatnie je mieszam, by wyleciały resztki soku. Sięgam po chlebek, na jego dnie układam listki bazylii (powinny się stykać), następnie warstwę plastrów bakłażana, potem warstwę papryki, następnie warstwę mozarelli, przepołowione oliwki, cząstki pomidora, plastry cukinii, warstwę listków bazylii oraz warstwę pieczarek. I tak do wyczerpania warzywnych zapasów.
Przykrywam bochenek chlebową „pokrywką”, owijam szczelnie folią spożywczą i kładę na chlebku dość ciężki przedmiot, by bochenek trochę się ubił. Chłodzę chleb przez ok. 2 godziny.
Kroję go jak tort. Podaję na ciepło lub zimno.
Uwagi:
1. Bardzo wazny jest etap odsączania warzyw – jeśli nie zrobi się tego dokładnie, chlebek podejdzie wodą i zmięknie, co będzie dosyć nieprzyjemne.
Warzywa układałam bez określonej kolejności, ale dla porządku w przepisie ustaliłam kolejność warstw.
2. Tomasz powiedział, że plasterek przydałby się tu plasterek boczku i ja w pełni się z nim zgadzam 🙂 Słony, chrupiący boczek stanowiłby fajny kontrast dla miękkiego, delikatnego wnętrza bochenka.
3. Zachowuję oryginalną nazwę przepisu, choć w internecie sprawdziłam, że nadzienie klasycznego pan bagnat to sałatka nicejska. Bez względu na to, czy to jest pan bagnat, czy też nie, rzecz jest bardzo dobra, bo zawiera same pyszne warzywa przesiąknięte aromatem czosnku i oliwy.
* dostałam je od dziadka, po którym przejęłam zamiłowanie do artykułów papierniczych 😉 Jego szuflada z ołówkami, metalowym dziurkaczem i plikiem czystych kopert, ściśniętych gumką recepturką przyprawiała mnie o drżenie serca (chyba nawet większe, niż ta druga szuflada, w której trzymał Donaldówy, wydzielane po jednej na dzień);
Copyright Strawberries from Poland, 2017