Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalejJaśkowa Dolina, która – jak się okazało po publikacji tego postu – ma spore grono fanów, również skrywa w sobie kilka tajemnic. Obok zapierających dech w piersiach obdrapanych kamienic i pałacyków, obok obdrapanych podwórzy z kotami bez ogonów, obok stromych uliczek prowadzących donikąd, jest na Jaśkowej kilka sekretnych miejsc. Jedno z nich znajduje się w drodze na Morenę, nieopodal lasu. *
Zamurowane okna,
stara donica wepchnięta w kąt,
zarośnięte podwórko z kamiennymi cokołami w kształcie kuli,
pokruszone ornamenty i drewniane drzwi ze spękaną warstwą turkusowej farby.
Balkon z kremową żelazną balustradą nasuwa myśl o popołudniowych herbatkach, sączonych z porcelanowych filiżanek i zagryzanych kruchymi ciasteczkami**. Za wielkimi oknami muszą się znajdować przestronne wnętrza ze skrzypiącą drewnianą podłogą. Być może jest tu strych skrywający rupiecie i sekrety byłych właścicieli…
Kilkanaście budynków bliżej w kremowym kubku stygnie herbata. Na talerzu leży czekoladowe ciasto, które zagryzam spoglądając na koty harcujące po podwórzu.
To ciasto to też odkrycie. Jest bez mąki i ma zupełnie inną fakturę od tej mi dotychczas znanej. Gdy spróbowałam go zaraz po wyciągnięciu z blachy, byłam zawiedziona. Ciasto się rozwalało, było trochę jak podgrzany mus. Jednak dnia następnego ukroiłam sobie kolejny kawałek i jakież było moje zdziwienie, gdy ciasto okazało się pyszne! Mocno czekoladowe, ale dość lekkie, o bardzo delikatnej konsystencji. Żeby było bardziej zaskakująco i odkrywczo, główną barwę smakową nadaje mu przyprawa 5 smaków. Moja przyprawa przywędrowała do mnie aż z Chin, z rodzicami Tomasza, którzy przywieźli nam paczkę chińskich smakołyków.
CZEKOLADOWE CIASTO Z PRZYPRAWĄ 5 SMAKÓW
400 g ciemnej czekolady (ja używam gorzkiej marki W.)
270 g cukru
125 ml wody
3 płaskie łyżeczki przyprawy 5 smaków
280 g miękkiego masła
6 jaj średniej wielkości
Do ostygniętej (ale nie okrzepłej) czekolady dodaję masło i mieszam aż składniki się połączą. Następnie dodaję kilka łyżek masy jajecznej i mieszam dokładnie. Następnie dodaję czekoladową masę do pozostałej masy jajecznej i bardzo delikatnie, ale dość energicznie mieszam do połączenia składników (najlepiej drewnianą łyżką, bo masa się jej trzyma). Należy jak najkrócej mieszać masę, by nie straciła na puszystości.
Masę przekładam do wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy (26 cm, jeżeli piekę z połowy porcji, to maks. 22 cm) i piekę w 180 st. C. przez ok 40 minut.
Uwagi:
Z czystym sumieniem mogę Wam ten wypiek polecić, chociaż jeżeli uznajecie tylko lekkie murzynki, to ciasto nie dla Was. Dla mnie pycha.
4. Dla poszukujących czekoladowych ciast bez mąki mam jeszcze:
tort orzechowy z kremem czekoladowym
i
ciasto czekoladowo-orzechowe, bardzo intensywne w smaku.
** przepis na kruche ciasteczka już niedługo, oczywiście jak najbardziej vintage 🙂
Aby zebrać najpiękniejsze gruszki*, dziadek wchodził na dach altanki, zaś ja z babcią, która całe lato chodziła w słomkowym kapeluszu, zbierałyśmy te, które wylądowały na ziemi.
Potem przychodził czas na ucztę – wybierałam najładniejsze gruszki, wycierałam je w koszulkę i zjadałam. Wieczorami dziadkowie robili gruszki w słodkiej zalewie, które zimową porą uwielbiałam wyjadać prosto ze słoika.
Ja też lubiłam te gruszkowe uczty, choć zawsze wybierałam twarde, chrupiące owoce i w zasadzie dopiero niedawno doceniłam smak tych dojrzałych, miękkich i ociekających lepkim sokiem. Właśnie takie gruszki nadają się do dżemu, który chcę Wam pokazać.
(z podanej porcji wychodzą 3 małe słoiczki lub 1,5 zwykłego)
140 g cukru
4 szklanki obranych ze skórki i pokrojonych w drobną kostkę gruszek
1 cytryna
1 łyżka startego, świeżego imbiru
Z wyszorowanej cytryny ścieram skórkę i wyciskam sok. W garnku umieszczam gruszki, sok i skórkę z cytryny, cukier i imbir. Podgrzewam i delikatnie mieszam. Gdy całość się zagotuje, zmniejszam gaz i duszę na małym ogniu, mieszając owoce co jakiś czas.
Dżem jest gotowy, gdy sok, który puściły gruszki w znacznej części odparuje, a masa będzie dość gęsta. Trwa to ok. pół godziny (im bardziej gęsty dżem ma być, tym dłużej musi pyrkać na gazie). Podczas gotowania gruszki nie powinny się rozpaść.
Zaraz po zdjęciu gruszek z gazu (muszą być gorące) przekładam je do wyparzonych słoików i mocno zakręcam, układając słoiki do góry nogami. Słoiki można również pasteryzować (10 minut).
Uwagi:
2. Dżem ma piękny, słoneczny kolor, obezwładniający zapach (cytrusy i gruszka) i świetny smak. Cytryna ładnie gra ze słodkimi gruszkami, imbir dodaje dżemowi odrobinę ostrości. Dżem świetnie smakuje na chałce albo podgrzanej na suchej patelni pajdzie drożdżowego ciasta (najlepiej prosto od mamusi:).
3. Dżem zrobiłam z gruszek, które są na zdjęciu. Wyglądają na twarde, bo są zielone, ale tak naprawdę były miękkie i delikatne – taka odmiana. Oczywiście daleko im do gruszek z dziadkowej działki, ale jak się nie ma tego, co się lubi…
Sobota utkana z małych przyjemności, które po ciężkim czasie uderzyły ze zdwojoną siłą.
Wyjście po zakupy w ulubionych kozakach. Por, czekolada, Gazeta Wyborcza, Kuchnia, kalafior, sok jabłkowy i chrupiący chleb ze słonecznikiem.
Piękna pogoda – cały Wrzeszcz zalany słońcem, w powietrzu czuć zapach suchych liści i ciepła, ludzie jakby bardziej uśmiechnięci.
A na koniec spacer, taki prawdziwie jesienny – z wiatrem we włosach i brodzeniem w morzu liści, jakie zalało lasy dokoła Jaśkowej Doliny.
Garść zdjęć, które dodadzą otuchy w listopadzie.
Jesienny obiad z książki, którą ostatnimi czasy z lubością oglądam i uzbrajam w zakładki „do zrobienia”. Mowa o „Ministry of food”, czyli…”Każdy może gotować” Jamiego Olivera, który zachęcił mnie do zrobienia mocno jesiennego curry z domowym sosem jalfrezi.
WARZYWA JALFREZI, czyli WARZYWNE CURRY
1 średnia cebula 1 świeża papryczka chilli kawałek świeżego imbiru wielkości kciuka 2 ząbki czosnku mały pęczek świeżej kolendry 2 czerwone papryki 1 kalafior 1 mała dynia albo 1/2 dużej 2 puszki ciecierzycy (po 200 g każda) łyżka masła i olej porcja sosu jalfrezi (przepis poniżej) 2 puszki pomidorów (po 400 g każda) 4 łyżki octu balsamicznego sól, pieprz sok z cytryny – dowolna ilość
SOS JALFREZI
2 ząbki czosnku (obrane ze skórki) kawałek świezego imbiru wielkości kciuka (obranego) 1 łyżeczka mielonej kurkumy 1/2 łyżeczki soli 2 łyżki oleju (najlepiej arachidowego) 2 łyżki przecieru pomidorowego 1 świeża papryczka chilli (w oryginale zielona) mały pęczek świeżej kolendry
Wszystkie składniki sosu miksuję w blenderze, aż uzyskam jednolitą masę.
Uwagi:
1. To danie ma w sobie całe bogactwo jesiennych smaków: dynię, papryki, kalafior, są tu tez pomidory, cieciorka i garść egzotycznych przypraw. Wygląda jak jesień i smakuje jak jesień. Jest aromatyczne i wyraziste. Po zjedzeniu jego porcji na policzki wyskakują rumieńce, a w brzuchu robi się cieplej.
2. Wbrew pozorom nie wymaga ono wielkiego nakładu pracy – pastę jalfrezi miksuję w blenderze, co trwa zaledwie chwilę, warzywa nie wymagają uprzedniego podgotowywania… W zasadzie tylko dynia nastręcza pewnych problemów, bo nie mam siły jej obierać; ale w tym momencie przychodzi na pomoc mój rycerz i rozłupuje pomarańczową głowę, po czym obiera ją ze skóry.
Aha, ja robiłam curry z połowy w/w składników. Prezentowana tu porcja jest na 8 osób.
3. Nie, nie polecam uzupełniać tego curry kurczakiem. Tak, dobrze smakuje z ryżem, a jeszcze lepiej z bagietką (choć tu zdania są podzielone). Tak, polecam go Wam w ramach Festiwalu Dyni.
PS Zwycięzcy drugiego etapu konkursu „Dopasuj danie” już znani – moje gratulacje!
Copyright Strawberries from Poland, 2017