Za oknem nabrzmiewa granatowa chmura, a wiatr roztrzaskał jedną glinianych doniczek i przewrócił tę ze słonecznikami…
***
Jednak zanim rozchulał się wiatr, a pogoda zmusiła do powrotu do cieplejszych ubrań,  zdążyliśmy nacieszyć się ciepłym, złotawym końcem sierpnia.
W sobotę dotarliśmy do ostatniego przystanku na Mierzei Wiślanej ? miejscowości Piaski. Piaski, w odróżnieniu od ich sąsiadów ? tłocznej Stegny czy oblanej kiczem Krynicy Morskiej ? są dosyć ciche i senne. W centrum miejscowości pachnie smażoną flądrą i dorszem, stanowiącymi główne punkty w menu trzech czy czterech smażalni, które tu się znajdują. Obok smażalni można kupić mdławe lody z automatu albo oblepione osami jagodzianki. Gdzieniegdzie przemknie blady plażowicz, który właśnie rozpoczął sezon albo rodzina obładowana pontonami. Właściciel pensjonatu, stojącego na skraju ślepej uliczki (tam dalej, za lasami jest już granica rosyjska), maluje płot. Tuż przy głównej drodze prowadzącej do Piasków (zbudowanej z betonowych płyt) hasają dziki, co nikogo nie dziwi.
Jest sennie i ciepło, jak przystało na wczesne sierpniowe popołudnie. Popijamy zimną Colę (ojej, jak niezdrowo!) i suniemy zakurzonymi chodnikami Piasków. Na piknik jest za wcześnie, za gorąco – zrobimy go na pustej plaży między Piaskami a Krynicą Morską. Teraz kąpiel w morzu, które jest tu bardziej słone i przejrzyste.
Kilka godzin później z piknikowego kosza wyłaniają się same klasyki. Pomidory, małe ogórki z działki cioci Tomka, czosnkowe nóżki kurczaka, jajka na twardo (!!!) i bułki ? brakuje tylko soli zawiniętej w serwetkę i jabłek na deser. Sól jest w solniczce, a zamiast jabłek mamy nugat z orzechami ziemnymi, przywieziony z Hiszpanii przez moją siostrę. Aha, jest i cukinia, ale inna niż w piknikowym menu, które pokazywałam rok temu. Ta jest z sosem z tahiny.

 

Ambitniejsze menu było na pikniku, który zrobiłam na początku sierpnia. Dzięki pomocy Oli i mojej najmłodszej siostry, Ewy, na plaży zajadaliśmy się tartą cukiniową, paczuszkami z ciasta francuskiego nadziewanymi pieczarkami z gorgonzolą i koperkiem, popijając to orzeźwiającym, lekko kołyszącym szprycerem z białego wina, wody i dziadkowego soku malinowego.
Całości miały dopełnić maślane ciasteczka bretońskie (o których pewnie napiszę), ale nie zdążyłyśmy z dziewczynami upiec ich przed wyjściem na plażę? Na deser były więc lody z jelitkowskiej budki.
***
Zaczynamy od szprycera.
SZPRYCER MALINOWY
1/2 l białego bądź różowego wina (wytrawnego bądź półwytrawnego)
1/2 l gazowanej wody mineralnej
4-5 łyżek soku malinowego
Do dużej butelki wlewamy sok malinowy, a następnie wino i wodę. Chłodzimy w lodówce albo wkładamy na krócej do zamrażarki. Przed rozlaniem do szklaneczek delikatnie mieszamy butelką, by składniki się połączyły.
PASZTECIKI Z CIASTA FRANCUSKIEGO Z PIECZARKAMI, LAZUREM I KOPERKIEM
1 płat ciasta francuskiego
ok. 8 dużych pieczarek albo 16 małych
2 łyżki masła
2 łyżki posiekanego koperku
1/2 małego opakowania sera pleśniowego typu lazur
sól i pieprz
białko do posmarowania ciasta
Umyte pieczarki kroję w plasterki. Na patelni rozgrzewam masło, wrzucam nań pieczarki, solę je i duszę ok. kwadransa. W misce kruszę ser, wrzucam lekko ochłodzone pieczarki, dodaję koperek i świeżo zmielony pieprz, a w razie potrzeby nieco dosalam farsz.
Ciasto francuskie kroję na kwadraty (powinny być dosyć duże, bo będziemy je składać na pół). Na połówkę każdego z nich kładę odpowiednią ilość farszu, przykrywam drugą częścią i zaklejam brzegi widelcem. Nakłuwam widelcem wierzch każdej z nich, poczym smaruję je rozbełtanym białkiem jajka. Piekę w piekarniku nagrzanym do 220 st. C (bez termoobiegu) aż nabiorą złotej barwy, co trwa około 15 minut.
CUKINIA Z SOSEM Z TAHINY
2 małe cukinie
1 ząbek czosnku, zmiażdżony
3 łyżki soku z cytryny
3 łyżki tahini (niesłodzona pasta z mielonego sezamu i oleju, dostępna w większości sklepów)
2 łyżki wody
2 łyżki oliwy (+ ewent. kolejne, gdy sos będzie zbyt gęsty)
Cukinię kroję na plastry, lekko solę i smażę na niewielkiej ilości oleju, aż zmięknie (jeszcze lepiej byłoby ją przyrządzić na patelni grillowej, a już najfajniej na grillu).
W słoiczku mieszam składniki sosu, dodając więcej oliwy, jeżeli jest zbyt gęsty.
Przed podaniem cukinię polewam sosem. Najlepiej, gdy jest jeszcze ciepła, ale na zimno też smakuje b. dobrze.

 

Uwagi:
1. Od pewnego wyjazdu do Włoch, podczas którego do obiadów dostawaliśmy zawsze dwie karafki ? jedną z winem, drugą z wodą ? jestem wielką fanką szprycerów. Szprycer to idealne towarzystwo dla letnich posiłków: jest lekki, orzeźwiający i delikatny w smaku. Dodatek soku malinowego to tylko jedna z możliwych wariacji.
2. Paczuszki z ciasta francuskiego są fajnym patentem na piknik. Nie brudzą, a do ich zjedzenia wystarczy dłoń uzbrojona w serwetkę. Oczywiście nie muszę Wam pisać, że można je faszerować czym dusza zapragnie ? największy klasyk to chyba szpinak z fetą, wersja pieczarkowa też nie szokuje innowacyjnością 😉
3. Cukinia na pikniku to u mnie chyba obowiązkowa pozycja. Aby uniknąć zupełnej monotonii, zrezygnowałam z mojej klasycznej cukinii z oliwą i czosnkiem, podając ją w towarzystwie sosu z tahiny, który znalazłam u Molly (z blogu Orangette).
Tahina to pasta sezamowa, która stanowi popularny składnik wielu bliskowschodnich potraw (np. hummusu czy pysznej pasty z pieczonego bakłażana – baba ganoush). Robi się ją podobnie do masła orzechowego, przez zmiksowanie ziaren sezamu (uprażonych) z olejem, można ją też kupić w większości marketów. Pokażę Wam kiedyś moją taninę, bo słoiczek tej domowej stoi u mnie w lodówce.
Tak czy siak, sos prezentowany przez Molly też należy do bliskowschodnich klasyków, widywałam go już wcześniej. Bardzo dobrze sprawdza się jako uzupełnienie przygotowywanych na parze, gotowanych czy grillowanych warzyw.
4. A tu znajdują się moje zeszłoroczne piknikowe propozycje.
Słońce w weekend równa się śniadanie na plaży (sałatka pomidorowa), kąpiel w morzu o temperaturze 18 st. C. i trochę świeżej opalenizny.
Pieczenie ciastek zaplanowane na sobotę odpada, bo po co siedzieć w domu, skoro można poleżeć na tarasie. Również pewna owsianka Jamiego Oliviera, która miała być pocieszeniem w kolejny ponury dzień, chwilowo wypada z obiegu. Przyjdzie i na nią czas.
Na blacie kuchennym leży kolejna paczka bobu, bo podczas wizyty w warzywniaku po raz znów nie mogę się jej oprzeć.
Po wieeeeelu porcjach gotowanego bobu z masłem i solą, porcji pesto z bobu (które jem z makaronem, na kanapkach bądź prosto z miski, bez zbędnych dodatków) i bobu z pangrattato, czas na sałatkę z miętą i lazurem. I może jeszcze bób według przepisu Molly Winzenberg (autorki blogu Orangette), który od dawna znajduje się na liście moich potraw do zrobienia.
O, jakie dobre.
O, jakie proste.
SAŁATKA Z BOBU, SERA LAZUR I MIĘTY
(przepis na 2 porcje obiadowe lub 4 śniadaniowe)
1/2kg bobu, ugotowanego i obranego z łupinek
2 łyżki uprażonych na suchej patelni ziaren słonecznika
1 trójkąt sera lazur (z dowolną pleśnią)
1 łyżeczka soku z cytryny
ok. 4 łyżki oliwy
ok. 10 listków mięty
ewent. sól i pieprz
Ugotowany, jeszcze ciepły bób mieszam z pokruszoną na niewielkie kawałki lazurem, porwanymi listkami mięty i oliwą. Doprawiam do smaku, skrapiam sokiem z cytryny i odstawiam do przegryzienia (co oczywiście nie jest konieczne).
Tuż przed podaniem posypuję uprażonymi na suchej patelni pestkami słonecznika.

 

 

DUSZONY BÓB MOLLY WINZENBERG
(przepis: Orangette)
Uwagi:
1. Przepis na sałatkę opiera się na prostych skojarzeniach smakowych: bób + orzeźwiająca mięta, bób + słony ser pleśniowy. Do tego coś chrupkiego w postaci uprażonych ziaren słonecznika i trochę oliwy do ?nawilżenia? sałatki. Najfajniej smakuje, gdy się trochę przegryzie, np. jako drugie śniadanie w pracy.
2. Przepis na duszony bób widziałam na blogu Orangette już dawno, ale dopiero w tym sezonie się na niego skusiłam. Wskutek duszenia bobu z oliwą i aromatycznymi przyprawami powstaje bardzo brzydka i niezmiernie pyszna potrawa, której miękkość i intensywność smaków jest bardzo kojąca. Pysznie smakuje z kawałkiem świeżej bułki, zwłaszcza, jeśli zamoczy się ją w delikatnym sosie, który powstaje podczas duszenia. Pyszne i bezproblemowe danie (i jedyne, w którym akceptuję bób w łupinkach).
Poza sezonem można spokojnie przygotować to danie z bobu mrożonego, który można kupić w każdym markecie.

 

1. Włóczyć się po Jarmarku Dominikańskim, najlepiej zaraz po deszczu, kiedy turyści dopijają jeszcze kawę w ciepłych kawiarniach.

2. Targować się na Jarmarku Dominikańskim.

– W jakiej cenie ta buteleczka?
– Dla pani po dziesięć złotych.
– Wezmę te trzy za dziesięć, a pan mi dorzuci jeszcze tę czwartą buteleczkę.
– Nieeee, tą to ja za pięć mogę sprzedać!
– No to dorzucę jeszcze dwa złote. Cztery za dwanaście.
– No dobrze, pakujemy!
Zasada jest jedna: zbijam o połowę, a potem negocjuję. Jeżeli sprzedawca nie obniży ceny przynajmniej o 1/3, nie kupuję. A co!

3. Odcinki Nigella Kitchen na youtube ? zastępują mi tabliczkę czekolady w deszczowe dni.
4. Sierpniowy numer magazynu ?Fotografia i aparaty cyfrowe?, a zwłaszcza jego 124 i 125 stronę, na których to zaprezentowano moje fotografie, z bardzo budującą recenzją 🙂

5. Moją patelnię grillową, która rekompensuje mi braki lata w tym roku?

GRILLOWANE WARZYWA Z HALLOUMI
2 małe cukinie
1 średni bakłażan
4 łyżki oliwy
sok z połowy cytryny
1/2 łyżeczki zmielonego kuminu
1/2 opakowania sera halloumi
sól
Umyte warzywa kroję w cienkie plastry i lekko solę.  Mieszam oliwę z sokiem z cytryny i kuminem, polewam tym warzywa. Halloumi kroję w dość cienkie plastry.
Rozgrzewam patelnię grillową (w wersji optymistycznej rozpalam grill), układam na niej plastry warzyw i grilluję z dwóch stron. Gdy wszystkie będą zgrillowane, układam na patelni ser i chwilę grilluję.
Na talerzu układam ciepłe warzywa, a na nich ser. Podaję z bagietką.
Uwagi:
1. Przepis pochodzi z książki Sophie Dahl „Miss Dahl’s volumptuous delights”, o której pisałam miesiąc temu.
2. Grillowana cukinia pojawiała się u mnie już tutaj, a grillowane bakłażany – tu. Podane razem, w towarzystwie skrzypiącego, słonego sera halloumi, z nutką kuminu, tworzą dobry, sierpniowy obiad.
3. Można pokusić się  o spolszczenie przepisu Sophie, zastępując halloumi równie słonym, skrzypiącym i lekko dymnym oscypkiem.
A co!