Kubeczek jagód z odrobiną cukru, może także z dodatkiem śmietanki.
Czarny język i fioletowe usta, trudna do usunięcia plama na białej sukience.
Albo fioletowe dłonie, łapczywie wpychające do ust kolejne porcje owoców znalezione na zboczu wzgórza usłanego krzakami jagód aż po horyzont.
Lubię jagody, bo kojarzą mi się z beztroskimi wakacjami, zbożem, co złotymi falami kładzie się na polu, skowronkiem na niebie, miękkim mchem i zielonym zapachem lasu. O ile maliny i truskawki darzę miłością bezgraniczną, o tyle jagody lubię ze względu na tę własnie wakacyjną otoczkę, szereg miłych skojarzeń i garść fioletowych wspomnień.
Tydzień temu do mojej kolekcji jagodowych obrazków dołączył jeszcze jeden, tak piękny i intensywny, że aż kiczowaty. Bo co powiecie na drewnianą  ławeczkę wetkniętą dosłownie na sam czubek góry, nieopodal kamiennej kapliczki z dzwonnicą i drewnianego płotu otulonego malwami? Dodajcie do tego jeszcze małą sarenkę, obrus w granatową kratę, obszczerbione kubasy pełne zsiadłego mleka, tak gęstego, że można je było kroić chochelką, dwa półmiski pierogów z jagodami i dzbanuszek słodkiej śmietanki…

 

Rok temu lepiłam pierogi z Martą – to też ładne wspomnienie. Różowe wino, fioletowe dłonie i góra pierogów zjedzonych na tarasie przez stadko głodnych osób. Kiedy zimą przeglądałam zdjęcia z tamtego dnia, miałam wrażenie, że to wszystko odeszło już bezpowrotnie i ta beztroska, i ta prosta radość już się nigdy nie powtórzą.
W tym roku znów lepię pierogi z jagodami i myślę: a jednak!

 

PIEROGI Z JAGODAMI

na ciasto:
ok. 3 szklanki mąki
niepełna szklanka ciepłej wody
szczypta soli
jajko
1 łyżka oleju
na farsz: świeże lub mrożone jagody
Na stolnicę wsypuję mąkę zmieszaną z solą. Robię kopczyk, w środek wbijam jajko i mieszam z mąką. Dodaję powoli wodę, ciągle mieszając z mąką. Na końcu dodaję olej i wyrabiam ciasto – jeśli jest za ścisłe, wlewam trochę wody, jeśli za miękkie, dodaję nieco mąki. Niestety ulubioną konsystencję uzyskamy metodą prób i błędów. Wyrabiam ciasto, aż stanie się miękkie i elastyczne (najlepiej je ciągle ugniatać). Ciasto można też zrobić w robocie z hakiem do ciasta drożdżowego.
Gotowe ciasto przykrywam czystą ściereczką i odstawiam na 15-20 minut (jeśli na dłużej, należy je włożyć do woreczka foliowego, by nie wyschło).
Z kuli ciasta odkrawam mniejsze części, które wałkuję obtoczonym nieco w mące wałkiem. Ciasto wałkuję mocno od środka do zewnątrz, następnie szklanką/kubkiem wycinam zeń okręgi. Na środku kładę łyżkę/łyżeczkę umytych jagód i sklejam brzegi pieroga. Najlepiej sklejać pierogi lekko nawilżonymi palcami.
Pierogi układam na posypanej mąką stolnicy i gotuję niewielkimi partiami w dużej ilości osolonej wody z łyżką oleju. Najpierw pierogi opadną, więc delikatnie je mieszam, by nie przywarły do dna garnka. Od momentu wypłynięcia pierogów na wierzch, gotuję je jeszcze ok. 2 minuty. Podaję ciepłe, z cukrem i słodką śmietanką.
Uwagi:
1. Przepis na ciasto pierogowe znalazłam u Zofii Nasierowskiej w „Fotografii smaku czyli 24 obiadach dla początkujących i zaawansowanych” (książka doczekała się teraz kolejnego wydania, niestety słabego, bo z jakiś powodów ktoś postanowił zrezygnować z fotografii autorki, które stanowiły integralną część książki).
2. Lubię cienkie, delikatne ciasto pierogowe. W związku z tym rozwałkowuję je najdelikatniej, jak tylko mogę i uważnie sklejam, by nie rozwaliło się podczas gotowania. Pierogi podaję ze słodką śmietanką i cukrem.
Do szczęścia nie potrzeba mi nic więcej!
W momencie, gdy czytacie ten tekst, przemierzam okolice Olgi Tokarczuk, wyłapując w czasie i przestrzeni Prawiek i inne miejsca (ciągnąc swój pług przez kości umarłych ;).
Mam nadzieję, że kiedy to czytacie, za oknem świeci słońce.
Mam nadzieję, że pogodziliście się już faktem, że zielone szparagi pojawią się dopiero za rok.
Mam nadzieję, że zieleń u Was jest tak nieprzyzwoicie bujna, jak u mnie.
I że zarośla pachną równie słodko co tutaj.
Mam jeszcze nadzieję, że jedliście już pierwsze maliny prosto z krzaczka.
A jeśli ich nie jedliście, możecie się pocieszyć kremowym, aksamitnym i rozpływającym się w ustach sernikiem z mascarpone, białej czekolady i mrożonych malin, w którym zakochałam się już jakiś czas temu. W tym roku robiłam go już kilka razy i ciągle mam nań ochotę.
SERNIK MALINOWY Z MASCARPONE, BIAŁEJ CZEKOLADY  Z MALINAMI
250 g ciastek typu Digestive
100 g masła, roztopionego
3 czubate łyzeczki żelatyny w proszu
300 ml śmietany 30%, schłodzonej
4 czubate łyżki cukru pudru
600 g mascarpone
1 biała czekolada, roztopiona w kąpieli wodnej
1 szklanka malin, mogą być mrożone (nie rozmrażamy wcześniej)
1 galaretka malinowa
Formę (23 cm) smaruję tłuszczem i wykładam folią spożywczą. Ciastka miksuję na okruszki i mieszam z roztopionym masłem, wykładam na spód formy, lekko ugniatając.
Żelatynę namaczam w kilku łyżkach gorącej wody. Śmietankę ubijam na średnio sztywną pianę, dodaję cukier puder i ubijam na sztywno. Mieszając śmietanę na małych obrotach, dodaję stopniowo mascarpone, po czym białą czekoladę. Namoczoną żelatynę mieszam w 1/5 gorącej wody, po czym zwiększam obroty  miksera i wlewam szybko żelatynę. Wykładam masę na spód i chłodzę, przygotowując w tym czasie galaretkę owocową (daję 1/2 szklanki wody mniej, niż przewiduje przepis na opakowaniu). 
Na masę serową wykładam maliny, zalewam lekko stężałą galaretką i chłodzę kilka godzin. Z doświadczenia wiem, że 3 godziny wystarczają.

Uwagi:

1. Przepis na sernik pochodzi z Kwestii Smaku. Spód z Digestives wygrywa, wg mnie nie ma lepszego, a to dzięki słonawemu posmakowi, który świetnie kontrastuje z kremową delikatnością sernika.

2. Uwielbiam serniki na bazie mascarpone. Ser ten bardzo lubi się z letnimi owocami, co sprawia, że ciasta z dodatkiem mascarpone świetnie pasują sprawdzają się w roli letnich deserów.