Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalej
Dwudziesty czwarty listopada przywitał mnie niebem w odcieniu gołębiej szarości, wiatrem, którego zimne macki sięgały aż pod płaszcz i deszczem, bezlitośnie obijającym się o policzki.
Autobus linii 122 leniwie toczył się po mokrym asfalcie, a ja, z kawałkiem kupnego urodzinowego ciasta w dłoniach*, jechałam do pracy zastanawiając się, po co komu listopad. Po co komu tyle szarości, wilgoci i zimna?
Może listopad jest po to, by podumać, przystanąć i wtulić się we własne myśli.
Może po to, by docenić wspomnienie o słonecznym październiku.
Może po to, by powróżyć sobie z wosku.
A może po to, by odchodzić urodziny?
Rok temu świętowałam lodowym tortem. W tym roku postanowiłam siedzieć cichutko i nie wspominać o urodzinach, ale pewna pani mnie zaskoczyła, wstawiając za mnie urodzinową notkę 😉 W związku z tym chciałam podziękować Wam za wszystkie okruszki sympatii, jakie wczoraj od Was zebrałam**.
W tym roku świętowałam na słono.
Tak się bowiem złożyło, że wyszłam że w pracy z ?kwiatami? w postaci dwóch butelek wina.*** Jedna z nich aż prosiła się o towarzystwo sera, w związku z czym po pracy udałam się do pewnych delikatesów, gdzie przez blisko kwadrans krążyłam dokoła lady z serami. Ostatecznie w moim koszyku wylądował pirenejski ser z pieprzem, champignon czosnkowy, złocisty lazur, brie, kiść winogron i świeża bagietka.
Najbardziej smakował mi czosnkowy champignon. Był ostry, wyrazisty i rozpływał się na języku. Złocisty lazur też nie miał się czego wstydzić ? z boku urocza pleśń, zapach, jakiego nie chcielibyście poczuć w tramwaju i słoność, która świetnie smakowała, gdy zagryzło się ją słodkim winogronem. Brie, jak to brie, stary poczciwy pleśniak, pokryty miękkim kożuszkiem, dobrze smakował ułożony na bagietce i popity białym winem. Najbardziej rozczarował mnie ser pirenejski, z pieprzem ,który okazał się całkiem bezbarwny w smaku. Jedyne, co go ratowało, to zanurzone w nim ziarna zielonego pieprzu.****
I tak ? kęs po kęsie, łyk po łyczku, wieczór przeszedł w noc i nastał 25 listopada.
Czyli dzień, jakich wiele.
POMYSŁ NA: DESKĘ SERÓW
kilka rodzajów serówbagietka
kiść winogron
białe wino
Sery układam na desce. Bagietkę łamię na pół i układam na serwetce (albo papierowej torebce;). Umyte winogrona ustawiam w środku serowej kompozycji. Obok kładę nożyk, którym podczas uczty odkrawam po cząstki wybranych serów.
Popijam sery białym winem i myślę sobie, że nawet listopad bywa kolorowy.
* a był to kawałek pleśniaka, bardzo dobry, nawiasem mówiąc;** a także za wyróżnienia, ale o tym następnym razem;
*** taką mam pracę! 🙂
**** miałam powstrzymać się od robienia zdjęć, bo nie ma nic gorszego nic fotografia jedzenia wieczorową porą (gdy brak odpowiedniego oświetlenia), ale pomyślałam, że to byłoby nie fair, przemądrzać się na temat serów i nie pokazać ani jednego. Dlatego też musicie przymknąć oko na jakość zdjęć, przekładając walory poznawcze nad estetycznymi;
Niedawno rozpuściłam włosy, kilka osób mnie nie poznało. Fajnie jest iść przez miasto i czuć, jak kosmyki podskakują z każdym krokiem.
Spotkałam w tramwaju moją dobrą koleżankę*. Droga do domu minęła mi bardzo szybko.
Dwa razy w tym tygodniu byłam nad morzem. Minęłam przytulonych emerytów. Widziałam gładkie, wyszlifowane przez wodę konary. Zabrałabym jeden do domu, gdybym miała gdzie go trzymać.
Na obiad zrobiłam makaron z sosem z suszonych prawdziwków i śmietany. W kuchni pachniało świętami ? to za sprawą aromatu namaczanych grzybów.
Wypiłam dobrą herbatę: z imbirem, cytryną i galaretką malinową od dziadków. Cieplej.
Śniła mi się kobieta w czarnej sukni z podciętymi żyłami. Zimniej.
Widziałam ?Rewers? B. Lankosza i utwierdziłam się w przekonaniu, że lubię Agatę Buzek i spokojniejszą wersję Krystyny Jandy. Poza tym nabrałam ochoty na sernik.
Z listy ?Do zrobienia w weekend? skreśliłam już długi spacer i pranie. Przede mną dobry obiad, dwa listy, trochę zdjęć, porządki**. Taka ze mnie weekendowa kura domowa.
Zrobiłam hummus, w wersji normalnej i de luxe. Z pieczonym czosnkiem i bez.
Dobrze jest.
HUMMUS KLASYCZNY
1 puszka ciecierzycy
1 ząbek czosnku
2 łyżeczki soku z cytryny
3 łyżeczki oliwy
2-5 łyżek wody, dla uzyskania upragnionej gładkości
sól
Ciecierzycę odsączam z wody. Wszystkie składniki miksuję na gładką masę.
Podaję z czymś chrupiącym (świeżymi warzywami pokrojonymi w słupki, naczosami albo ? o zgrozo ? chipsami solonymi) bądź smaruję pastą grzanki, ozdabiając ich wierzch odrobiną oliwy.
HUMMUS Z PIECZONYM CZOSNKIEM
1 puszka ciecierzycy
2 łyżeczki soku z cytryny
3 łyżeczki oliwy
2-5 łyżek wody, dla uzyskania upragnionej gładkości
sól i pieprz
główka czosnku
Czosnek dzielę na ząbki (nie obieram z łupinek!), układam na blasze i piekę w 180 st. C. przez ok.25 minut, aż zmięknie. Ciecierzycę odsączam z wody.
Gotowy czosnek wyciskam do miseczki, w której są już pozostałe składniki. Miksuję wszystko. Jeśli chcę, by humus był rzadszy, dolewam do niego więcej oliwy.
Uwagi:
1. Oczywiście nie rozgrzewałam piekarnika wyłącznie dla upieczenia główki czosnku? Piekłam go przy okazji robienia obiadu ? pieczonych warzyw. Kto czosnek piekł, ten wie, że po obróbce termicznej ten ostry zawodnik łagodnieje, stając się słodki, miękki i delikatny w smaku. Pyszny. Hummus z pieczonym czosnkiem jest łagodniejszy, dlatego go sobie popieprzyłam, co i Wam polecam 🙂
2. W moim humusie brakuje tahiny. Można zastąpić ją papką z uprażonego na patelni sezamu, ale mi nie chciało się tego robić, miało być szybko, łatwo i przyjemnie. Takoż i było 😉
3. Aha, humus z pieczonym czosnkiem to pomysł Magdy Gessler z książki, którą bardzo lubię ? ?Kolory smaków?. A przepis na klasyczny humus nie ma źródła, ale jeśli już bardzo chcecie, to polecam Wam tę stronę.*** To dzięki Michałowi K. dowiedziałam się, czym jest pesto i że gotowanie można zgrabnie łączyć z poezją.
*nie podoba mi się luka językowa dotycząca kręgu znajomych: mam bowiem sporo bliskich mi osób, które są dla mnie kimś więcej niż tylko koleżankami albo znajomymi, ale jednak jeszcze nie przyjaciółmi; i jeszcze jedno: czemu słowo przyjaciółka brzmi tak infantylnie? Jakby była stworzona wyłącznie do ?ploteczek przy kawce? albo ?pogaduszek o kosmetykach i ciuchach?. Przyjaciel brzmi całkiem inaczej: to słowo tchnie spokojem, powagą. Kojarzy się z długimi rozmowami, nie z pogaduszkami, z ważnymi tematami, nie z ploteczkami?
**duuuuuużo kurzu w domu, na szczęście żadne z nas nie jest alergikiem 😉
*** polecam także pewien bajeczny konkurs 🙂
Copyright Strawberries from Poland, 2017