
Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalejMuszę się Wam do czegoś przyznać: na początku grudnia kupiłam słoik kremu piernikowego i miałam pomysł, by dać go Olkowi na Mikołajki. Krążyłam dokoła tego słoika jak lis obok kurnika i w końcu zaatakowałam. W dwa dni pożarłam zawartość, a Olek dostał na Mikołaja sweter z bałwankiem z lumpeksu (bardzo zacny, dobra firma, dobry skład i w ogóle fajna rzecz!). Ale od momentu pożarcia słoiczka, zaczęły mnie – nomen omen – zjadać wyrzuty sumienia i wczoraj ostatecznie się z nimi uporałam, robiąc synowi własnoręcznie słoik kremu piernikowego. Sytuacja idealna: domowy ma lepszy skład, ja jestem spełniona kulinarnie, dziecko szczęśliwe, a blog zyskuje nowy przepis.
Swego czasu miałam ochotę przygotować dla Was mały prezentownik, ale szczerze mówiąc odechciało mi się, bo zewsząd uderzyły mnie te zestawienia (w znacznej części będące zakamuflowaną reklamą). Taka to parszywa strona internetu, który globalizuje każdy pomysł i doznanie. Nie mogę już patrzeć na kakao z piankami na tle choinki, chociaż nie zrobiłam w tym roku ani łyczka, a choinka jeszcze czeka na tarasie. Ale krąży mi po głowie kilka fajnych rzeczy/tematów, które chciałam Wam pokazać. I pomyślałam, że czas wrócić do cyklu „Lubię…”, który wymyśliłam lata temu (klik) i zarzuciłam ze względu na brak regularności. Ale – jak słusznie zauważyły dziewczyny, które zmobilizowały mnie do powrotu do cyklu – nie muszę pisać co miesiąc.
Wspólne pieczenie pierniczków: na blacie pełno mąki, ciasto lepi się do wszystkiego, Olek umorusany (swoją drogą, to takie ładne staroświeckie słowo, jak urwis czy ancymon), ale szczęśliwy. Gryzę się w język, by go ciągle nie poprawiać „nie ugniataj tyle, nie wal tyle mąki, wałkuj grubiej/cieniej, wycinaj tak i siak”… Korci mnie, by się wtrącać, ale przecież nie o to tu chodzi. Odpuszczam.
Z całej porcji ciasta odkładam dla siebie taką, która wystarczy na jedną blachę pierniczków, a resztę oddaję Olkowi, ograniczając się do rozwałkowania ciasta. Potem szaleje on, szczęśliwy i spełniony, a ja oddalam się na bezpieczną odległość, by dać mu nieco swobody, ale w razie potrzeby pomóc. Olo wycina miśki, jamniki, serduszka i gwiazdy, lepi diplodoki i hojnie posypuje całość mąką. Będzie, co ma być!
Copyright Strawberries from Poland, 2017