Jak w tytule, będzie po prośbie. Wczoraj Tomasz zobaczył, że mój blog wybrany został do dziesiątki finalistów w konkursie na blog Gdańska 2011, w którym postanowiłam wziąć udział kilkanaście dni temu. Konkurs związany jest z imprezą Blog Forum Gdańsk 2011, na którą pewnie część z Was się wybiera.
Chciałam więc Was prosić o zagłosowanie na mój blog – wszystko trwa chwilę, bo wystarczy wejść tylko tutaj:

http://www.trojmiasto.pl/blogforumgdansk/?id_blog=60

i kliknąć głosuj, po prawej stronie, na dole.
Głosy można oddawać tylko do piątku (07.10.11), do północy.

Z góry Wam dziękuję 🙂
Niejednokrotnie pisałam o Wrzeszczu, jednej z moich ulubionych dzielnic Gdańska. Jego stara część pełna krętych uliczek z nadgryzionymi zębem czasu kamienicami, z lasem wślizgującym się w krajobraz miejski, z opuszczoną kamienicą, dworkiem Święty Zdrój czy ażurowym Forsthausem, kryje w sobie oczywiste, niepodważalne piękno. Tajemniczy mur z czerwonej cegły, kamienica z finezyjną werandą czy ozdobne gzymsy są po prostu ładne. Inaczej jest z ?nowoczesną? częścią dzielnicy, straszącą prl-owskimi molochami, brudnym dworcem z zegarem, który nie działa już chyba dekadę i barami bujającymi wonią przypalonego oleju. Brzydkie, brzydkie, brzyyyyyyydkieeee!
Ale granica między pięknem a brzydotą nie zawsze jest tak oczywista. Myślę, że z  nagromadzenia brzydoty może powstać skrawek piękna, trzeba je tylko odgrzebać. Bywa, że coś jest tak brzydkie, że aż staje się piękne – czy nie widzieliście nigdy pięknej brzydoty? Ja widziałam.

Przejdźmy do konkretów: będzie o pięknej brzydocie. Ukrytej pod warstwami brudu bomby kolorów i faktur, ciepłych snopów światła rozświetlających mroczne zakamarki. Znalazłam to wszystko w wilgotnym dworcowym przejściu podziemnym we Wrzeszczu.

Dworzec SKM-Wrzeszcz zaprasza!

A więc dzisiaj chcę Wam pokazać mniej oczywiste skrawki Wrzeszcza, ale podobnie jak podczas ostatniej wędrówki, z ciastkiem w dłoni. Ciastko jest mocno maślane, bardzo delikatne, rozpływające się w ustach i zarówno jego uroda, jak i smak są niepodważalne.

BRETOŃSKIE CIASTECZKA MAŚLANE

” 5 żółtek
250 g mąki
175 g cukru pudru
200 g solonego masła (można dać zwykłe masło i posolić dużą szczyptą soli
żółtka)
żółtko + 1 łyżka mleka do posmarowania ciastek
cukier drobny kryształ do posypania ciastek

Rozgrzać piekranik do 180C.
Wyłożyć blachę papierem do pieczenia.
Mąkę przesiać do miski,wlać żółtka, dodać cukier i masło i wyrobic palcami na
gładka masę.
Z ciasta uformować niezbyt gruby wałek, owinąć go folią alu.
Schłodzić.
Schłodzone ciasto kroić w plastry, smarować żółtkiem wymieszanym z mlekiem,
posypać cukrem kryształem.
Piec tak długo, aż każde ciastko przyrumieni się na złoto. Najlepszym
rozwiązaniem jest wyjmowanie ciastek stopniowo, w miarę przyrumieniania” (trwa to ok. 15 minut)”.

Uwagi:
1. Przepis pochodzi z Galerii Potraw, spisałam go dawno temu od Miszam, której cudne zdjęcie na długo pozostało mi w pamięci. Ciasteczka stanowią udaną parę z pavlovą, bo pozwalają na zutylizowanie dużej ilości żółtek pozostałych po pieczeniu bezy.
2. Ciastka są MOCNO maślane. Delikatne, kruche i rozpływające się w ustach. Pamiętajcie, że podczas pieczenia dosyć się rozlewają, należy więc pokroić je na con. 2 cm kawałki i ułożyć w sporych odstępach – tylko to gwarantuje otrzymanie ładnego kształtu.
3. Z podanej porcji wychodzą 2 blachy ciastek. Ja robię ciasto z całej porcji, a potem mrożę 1/2 surowego wałeczka. W związku z tym, kiedy tylko najdzie mnie ochota na maślany kąsek bez brudzenia kuchni, rozmrażam wałek, kroję go w plastry i piekę. Czasem ? zgodnie z zaleceniami ? smaruję go żółtkiem, bo wtedy ładniej wygląda.

Trochę chmur na północy ? powiedziała prezenterka radiowa, tymczasem nad naszym tarasem zawisły ciężkie chmurzyska, które z pewnością nie zwiastują nic dobrego. Wiatr nie przestaje maltretować krzaczka rozmarynu, przerzedzonych aksamitek i ich balkonowych kompanów, a ja nie mogę wyjść z podziwu nad niezłomnością słoneczników, które na przekór wszystkiemu trwają, uśmiechając się na żółto.
W kuchni uśmiecha się na zielono wielki pęczek pietruszki. Jest i fasolka (zielona, bo chwytam ostatnie kolory kojarzące się z latem), pachną sobie pomidory i lśnią papryki. Staram się nacieszyć tymi smakami, bo wiem, że już niebawem pomidor będzie smakował jak ziemniak, papryka kosztować będzie krocie, a fasolka zniknie z półek.
Zajadamy się więc sałatką z pieczonej papryki, fety i migdałów, aromatyczną caprese w wersji classic i mini, z małymi kulkami mozarelli i pomidorkami koktajlowymi oraz makaronem o smaku pomidorówki mojej babci, słodkim i delikatnym, zrobionym na bazie miękkich malinówek.
A z fasolki (pomidorów, pietruszki i szczypiorku) robię sałatkę, która z grillowanymi polędwiczkami z rozmarynem tworzy fantastyczny obiad.

ZIELONA SAŁATKA Z FASOLKI SZPARAGOWEJ

dowolna ilość zielonej fasolki szparagowej (dobrze będzie dać ok. 300 g) 2 duże pomidory, najlepiej malinowe 1/2 pęczku szczypiorku 1 mały pęczek natki pietruszki sól i pieprz 4 łyżki oliwy 1,5 łyżki octu winnego

Fasolkę gotuję uważając, by zachowała jędrność i była lekko twarda (zaraz po ugotowaniu płuczę zimną wodą). Po ugotowaniu kroję ją na mniejsze kawałki. Kroję szczypiorek, rwę pietruszkę (jej kawałki powinny być dosyć duże), a pomidory kroję w grubą kostkę.

Na dnie dużej miski mieszam oliwę z octem, solą i pieprzem. Wrzucam wszystkie warzywa i delikatnie mieszam. Jeśli sałatka jest zbyt sucha, dodaję jeszcze oliwy i octu.

Podaję od razu albo nawet po kilku godzinach (sałatka może być przyrządzona wcześniej).

 

CZOSNKOWO-ROZMARYNOWE POLĘDWICZKI

1 polędwiczka cielęca 2 gałązki rozmarynu 3 łyżki oliwy sól 1/2 płatków chilli 2 ząbki czosnku 2 łyżki soku z cytryny (lub białego octu)

Polędwiczkę kroję w plastry grubości ok. 2 cm. W misce mieszam oliwę, sok z cytryny, zmiażdżone ząbki czosnku i pokrojone igiełki rozmarynu (można je też zmiażdżyć w moździerzu – to ważne, bo musi „wyjsć” z nich aromat). Do miski wkładam polędwiczki i dokładnie mieszam w marynacie. Przykrywam miskę talerzem i chowam do lodówki na kilka godzin (a minimum na pół godziny, bo muszą się przegryźć).

Polędwiczki solę tuż przed smażeniem. Rozgrzewam patelnię grillową i smażę do uzyskania apetycznych prążków. Nie dodaję już tłuszczu, bo nie ma takiej potrzeby. Podaję od razu.

Uwagi:

1. Przepis na fasolkę pochodzi z jednego z mych przepastnych segregatorów, jego autorem jest Bill Granger.  Moja zmiana polega na zastąpieniu czerwonej cebuli szczypiorkiem. Podane proporcje starczają na obiad dla ok. 4 osób (jako dodatek).

Sałatka jest prze-pysz-na. Miękkie, aromatyczne pomidory świetnie smakują z jędrną fasolką. Całość zaostrza szczypiorek i wyrazisty smak pietruszki. Dla mnie to jeden z hitów tego lata.

2. Polędwiczki z rozmarynem i czosnkiem to proste, ale i ładne danie. Przyrządzam je na patelni grillowej, bo o wiele fajniej wyglądają z prążkami, ale oczywiście na zwykłej patelni też da się je zrobić. Rozmaryn po usmażeniu staje się chrupiący i łagodnieje w smaku, więc nie odrzucajcie go. 

Razem z sałatką z fasolki to danie idealne, skończone. Dopychanie obok ziemniaków jest wg mnie zbędne, ale rozumiem, że tradycjonaliści zawsze potrzebują trochę węglowodanów na talerzu 🙂

Aha, ilość porcji zależy od wielkości polędwiczki, wg mnie z jednej wyjdą  2-4 porcje obiadowe, wszystko zależy od wielkości oraz apetytu jedzących.