Na moment zajrzała do nas wiosna. Za mną pierwsza wypita na tarasie kawa, na twarzy szczypta opalenizny, na nosie pierwsze piegi
Niestety sielankę przepędził ostry wiatr, który hula dziś między blokami i w amoku targa konarami drzew. Moje plany o rozpoczęciu sezonu rowerowego w ten weekend legły w gruzach, widocznie pisane mi w sobotę zwinąć się w kłębek i poczytać książkę…
Na osłodę mam szybki mus czekoladowy. Jego wadą jest z pewnością kaloryczność, ale któż lcizy kalorie, gdy za oknem zimno i wietrznie! Poza tym mus – oprócz oczywistych walorów smakowych – ma jeszcze jedną zaletę: przyrządza się go bez użycia jajek.
BEZJAJECZNY MUS CZEKOLADOWY
150 g + 4 kostki gorzkiej czekolady
170 g słodzonego mleka skondensowanego
250 ml śmietany 30 %
2 łyżki alkoholu, np. rumu, brandy, likieru pomarańczowego
150 g czekolady topię w kąpieli wodnej, odstawiam do ostygnięcia. W dużej misce mieszam mleko skondensowane oraz śmietankę i ubijam  na dość puszystą masę (ale nie na sztywno). 
Wlewam 1/3 śmietanowo-mlecznej masy do stopionej czekolady i mieszam energicznie. Następnie powoli wlewam masę czekoladową do pozostałej części masy śmietanowo-mlecznej i mieszam delikatnie. Na koniec mieszam z alkoholem. Rozlewam masę do filiżanek i wstawiam na godzinę do lodówki.
Przed podaniem posypuję deser startymi czterema kostkami czekolady.
Uwagi:
1. Przepis pochodzi z „Nigellissimy” Nigelli Lawson. Przepis na 6 naczyń o pojemności 150 ml. Robiłam go już dwukrotnie, raz, tak jak przewidywał oryginalny przepis – z dodatkiem dwóch łyżek soku pomarańczowego i skórki z 1/2 pomarańczy, drugim bez nich. Mam też pomysł na wersję  z moczonymi w rumie wiśniami na dnie.
2. Oryginalny przepis przewiduje jeszcze warstwę bitej śmietany na wierzchu, ja tym razem z niej zrezygnowałam.
3. Uwaga, pyszne jeszcze zanim stężeje!
4. A tutaj mam jeszcze inny mus czekoladowy, też w filiżankach 🙂
Mimo że do wiosny oficjalnie pozostało jeszcze kilkanaście dni, początek marca oznacza dla mnie koniec zimy. Robi się jakoś jaśniej, cieplej, weselej. Słońce świeci intensywniej, przysłaniając spływające po chodnikach brudne resztki zimy.
I to nie początek roku, ale właśnie pierwsze dni marca, sprawiają, że zaczynam snuć plany. Mam ochotę na wielkie porządki, te dokoła mnie te i we mnie. Chcę dać organizmowi zastrzyk energii po męczącej zimie, musnąć bladą skórę ciepłym promieniem, chcę witamin i słońca. Budzi się we mnie apetyt na nowalijki, potrzebuję czegoś zielonego, świeżego i soczystego. Mam ochotę na dietę, ale nie po to, by schudnąć, ale żeby oczyścić organizm, który po zimie wydaje mi się brudny jak zalegające w rowach resztki śniegu.
Na parapecie rozsiewam pierwszą porcję rzeżuchy. Kiedy wyrośnie, ozdobi moje kanapki, powędruje do twarożku, puree ziemniaczanego i sałatek. Na razie cierpliwie czekam, aż wykiełkuje.
W Trójce Grażyna Dobroń mówiła ostatnio o wiosennych dietach oczyszczających. Głodówka ? to brzmi brzydko, ale oczyszczenie organizmu brzmi już o wiele lepiej. Wśród prezentowanych przez panią Dobroń propozycji najbardziej zaciekawiły mnie te dwie:
a) dzień jabłkowy: przez jeden dzień spożywamy wyłącznie jabłka, pod każdą postacią: surowe, duszone i w formie soków;
b) dzień owsiany: zalewamy 6-7 łyżek płatków owsianych wodą lub chudym mlekiem i jemy tę miksturę przez cały dzień, co trzy godziny.
Niebawem przede mną dzień owsiany!
Na razie jednak zjadam ostatnie w tym roku talerze owsianki (później nie będę już mieć na nią ochoty), czasem ugotuję rozgrzewającą zupę krem, ale coraz częściej spoglądam tęskno w stronę nowalijek. Nie chcę jednak jeść tych równych jak od linijki pęczków szczypioru, napompowanych rzodkiewek bez ostrości, którą tak lubię ? czekam na prawdziwe warzywa. Niedobory zieleni pokrywam rukolą, szpinakiem i roszponką, sięgam też po kiełki.
W nowym numerze Kukbuka pojawił się przepis na kuszące burgery z pęczaku i koziego sera. W oryginale serwowano je z kiełkami i porem, ale ja miałam w lodówce rukolę i cebulę, a więc wykorzystałam te składniki. I tak powstały burgery z pęczaku (pęczakoburgery) z dodatkiem karmelizowanej cebulki balsamico i rukolą.
Pyszne!

 

PĘCZAKOBURGERY Z CEBULKĄ BALSAMICO I RUKOLĄ
na burgery:
1/3 szklanki kaszy pęczak, ugotowanej zgodnie z instrukcją na opakowaniu
3 łyżki pestek słonecznika
100 g twarożku koziego
1 jajko
sól i pieprz do smaku
6 łyżek kaszy manny (lub bułki tartej)
8 bułek z ziarnami
4 garści rukoli
1 papryczka chilli, pokrojona w plasterki
na cebulkę balsamico:
2 cebule, pokrojone w piórka 2 łyżki oleju
1 łyżka brązowego cukru lub miodu
3-4 łyżki octu balsamicznego
tłuszcz do smażenia burgerów
Przygotowuję cebulkę: rozgrzewam olej i szklę na nim cebulkę. W kubeczku mieszam cukier/miód z balsamico, kiedy cebula będzie zeszklona, zwiększam ogień i wlewam posłodzone balsamico. Podsmażam, aż płyn zniknie z patelni. Odstawiam cebulkę do wystygnięcia.Przygotowuję burgery: w misce mieszam słonecznik, pęczak i rozdrobniony ser. Dodaję jajko, sól i pieprz, wyrabiam masę. Na koniec dodaję kaszę mannę, mieszam dokładnie i formuję 8 owalnych kotlecików. Burgery smażę na złoto z dwóch stron (ok. 5 minut z każdej, zależy od grubości kotletów).

Burgery podaję w przeciętych bułkach, między rukolą z papryczką chilli a cebulką balsamico.

Uwagi:

1. Przepis na burgery pochodzi z Kukbuka, reszta to moje pomysły. Całość smakowała mi świetnie, będę wracać do tego przepisu. 2. Kozi twarożek z powodzeniem można zastąpić fetą. Dodatek keczupu do tego hamburgera też nie jest przestępstwem… 🙂

Semifreddo pojawia się u mnie od czasu do czasu, w różnych konfiguracjach smakowych.  Na blogu pokazywałam już malinowe, robiłam też kawowe i moje ulubione – z figami i migdałami
Dzisiaj pokazuję Wam to:
SEMIFREDDO TOFFI

1/3 szkl. cukru 2 łyżki wody
1 i 3/4 szkl. śmietany kremówki

3 jajka 2 żółtka
1/2 szkl. cukru
Na patelni rozpuszczam 1/3 szklanki cukru w wodzie na małym ogniu. Następnie zwiększam ogień i gotuję pięć minut bez mieszania, aż nabierze ciemnozłotego koloru. 

Zdejmuję z ognia, odstawiam na trzy minuty, następnie dodaję 1/2 szklanki śmietany, postawiam na ogniu i mieszam, aż powstanie gładkie toffi. Przelewam do miski, chłodzę.

Jajka, żółtka i pół szklanki cukru ubijam mikserem na gęstą masę. Delikatnie łączę ją z toffi i odstawiam. Ubijam pozostałą śmietanę, mieszam z masą i mrożę ok. 4 godziny (nie dłużej, bo zamrozi się całkowicie, a nie o to w semifreddo chodzi). Wyciągam chwilę przed podaniem, rozkładam do filiżanek, ozdabiam listkiem mięty i podaję.
Uwagi:
1. Przepis Marty Gessler. 
2. Semifreddo nie można za mocno zamrozić, więc polecam przestrzegać czasów mrożenia.
3. Bardzo lubię semifreddo, to coś między lodami a zmrożonym koglem-moglem 🙂