żywienie niemowląt i dzieci - ksiązka

 

Rok temu o tej porze leżałam w łóżku z małym zawiniątkiem, które jeszcze wydawało się aniołkiem, bo tylko spało i jadło. Po tygodniu zawiniątko nabrało sił i zaczęło dawać nam czadu (klik). Za nami mnóstwo pięknych chwil, wszystkie te pierwsze razy, które tak bardzo cieszą: pierwsze podniesienie główki, pierwsze świadome spojrzenie, uśmiech, wyciągnięcie rączki, pierwsza łyżeczka marchewki, pierwszy kawałek jedzenia w rączce, pierwszy spacer, pierwsze tany-tany i milion innych. Za nami wiele ciężkich nocy, sporo moich łez, ale natura jest sprytna i wymazuje z pamięci wszystko, co złe i z perspektywy czasu nawet najgorszy okres wydaje się być całkiem przyjemny.
Roczek Olutka świętowaliśmy tortem bananowym z kokosowym kremem, niedługo podzielę się z Wami przepisem.
Kopytka dla niemowląt
Kiedy już objemy się zupami dyniowymi, zapiekam dynię w piekarniku i miksuję na puree. Taka dyniowa baza daje wielkie pole do popisu, przydaje się do najlepszego pod słońcem hummusu dyniowego (klik), do aksamitnego sernika dyniowego (klik), chlebka z dynią i żurawiną (klik) czy kopytek aka gnocchi. Puree dyniowe można podzielić na stugramowe porcje i zamrozić na czarną godzinę.
W szary niedzielny poranek zachciało mi się kluch. Dyniowe gnocchi z masłem szałwiowym to danie, które możemy zjeść wszyscy. W wersji dla dorosłych gnocchi podałam z chrupiącą szałwią i masłem. Olutkowi podałam w trzech wersjach, podglądając, która mu zasmakuje najbardziej: z masłem, z oliwą i trzecią, „dorosłą”, z niewielką ilością wyrazistej szałwii. I wyobraźcie sobie, że najpierw zjadł gnocchi szałwiowe!
Gęsta szara warstwa chmur zasłoniła ten październikowy dzień. Jakby tego było mało, wichura sieje spustoszenie w Trójmieście, sopockie molo łamie się pod siłą rozszalałego sztormu jak domek z zapałek. Marzy mi się wizyta nad morzem, bo uwielbiam podglądać takie morskie rozróby, uwielbiam, jak wiatr smaga mi twarz, a sylwetka pod naporem wichury ledwie może zachować pion. Czuję się wtedy trochę jak bohaterka „Tatusia Muminka i morza” albo jeszcze lepiej – jak Filifionka z jednego z „Opowiadań z Doliny Muminków”.
Oczywiście ze względu na Olutka nie ruszam się z domu i ograniczam się do poławiania smaków, nie sztormów. Dzisiaj sięgam po pękate, dojrzałe figi, układam je na zrumienionej na oliwie grzance (uprzednio natartej czosnkiem) i na ciepłej kołderce z roztopionego sera pleśniowego. Jeszcze tylko trochę soli, pieprzu, kapka oliwy, balsamico i mistrzowska grzanka figowa jest gotowa.

BRUSCHETTA FIGOWA czyli grzanka z figami

1 kromka pszennego chleba (albo 2 plasterki ciabatty)
1 figa
kawałek camemberta/brie
ząbek czosnku
sól, pieprz
oliwa
ocet balsamiczny
Na patelni rozgrzewam odrobinę oliwy i rumienię na niej pieczywo z jednej strony. Przewracam na drugą stronę, nacieram zrumienioną część czosnkiem i układam na niej po 2 plasterki sera pleśniowego. Podgrzewam, aż druga strona również będzie rumiana. Układam na talerzu, na serze kładę pokrojone w plastry świeże figi, solę i pieprzę całość. Skrapiam odrobiną oliwy i balsamico, zjadam.

 

PS To też przepis na jedną rękę, więcej o cyklu tutaj.