Z radością przedstawiam Wam nowe wcielenie Truskawek. Oprócz nowego wyglądu*, zrobiłam tu małe porządki, z którymi pragnę Was zapoznać. Nowości, które pojawiły się na Truskawkach to: skrócony adres strony (wbijacie strawberriesfrompoland.pl, nie strawberriesfrompoland.blogspot.com), zaktualizowany spis potraw i nowa zakładka „sezon na…”, w której będę prezentować pomysły na potrawy z użyciem sezonowych produktów (sezonowość szeroko rozumiana, bo np. teraz znajdziecie w rubryce czekoladę:). Zrobiłam też porządki w tagach – pośrodku prawej kolumny znajdziecie główne kategorie kulinarne. 

Zależało mi, by Truskawki stały się czytelniejsze i łatwiejsze w nawigacji, bo przy takiej liczbie wpisów ciężko było się w tym wszystkim połapać.

Nowe wdzianko Truskawek sprawiło, że wstąpiła we mnie energia do tworzenia tej strony, pisania, fotografowania i gotowania, tak więc będzie mnie tu zdecydowanie więcej. 

Nowa zakładka na blogu – „Sezon na…”;
* za który dziękuję Basi (i Czytelniczce Elli W., która poleciła mi Basię);
Jabłka w kuchni
Ostatnio dużo się u mnie dzieje, schyłek roku będzie czasem nowości i zmian. Nie mogę się doczekać, kiedy niektóre z nich ujrzą światło dzienne, jednak te, na które mam wpływ, jeszcze wstrzymuję, gdyż chcę dopracować szczegóły. Bardzo to nazbyt tajemniczo, to fakt, ale już niedługo wszystko się wyjaśni.
Tymczasem końca dobiega październik, który w tym roku był jak listopad, pełen szarości i wilgoci w szaliku. Nie nacieszyłam się jesienią w wersji glamour (złote liście, babie lato, ciepłe dni i te sprawy), za to czerpałam radość z tego, co los miał mi do zaoferowania w takich chwilach, czyli kanapowych nasiadówek z książką i herbatą (czytam teraz „Beksińskich. Portret Podwójny”). Olutek też nie jest zachwycony takim obrotem spraw, zwłaszcza kiedy próbuję założyć mu rękawiczki albo puchowe buty, w których przypomina kosmonautę. Pocieszam go, że zawsze mogło być gorzej i mógł przypominać kosmitę, nie wiem, czy ten argument do niego trafia.
Po prawej ściana pamiątkowa roku z Olusiem 🙂

Tak się ładnie złożyło, że pierwsze urodziny Olusia wypadły w sobotę. Z tej okazji zorganizowaliśmy dla najbliższej rodziny obiad, który wieczorową porą płynnie przerodził się w kolację. Jako że chciałam tego dnia świętować razem z resztą gości, zdecydowałam się na catering i to była świetna decyzja. Nie byłam umordowana, zestresowana tym, czy jedzenie wyjdzie i czy będzie wszystkim smakować… Na siebie wzięłam upieczenie tortu dla Olutka, w związku z czym spędziłam kilka wieczorów z nosem w książkach kulinarnych w poszukiwaniu przepisu. Miało być jak najlżej i jak najzdrowiej, bez maślanych kremów i tym podobnych tortowych klasyków. Mój wybór padł na tort bananowy z kremem z mleka kokosowego z książki Kingi Paruzel „Fit słodkości” (niebawem wpis książkowy m. in. z tą książką w roli głównej). Olutek uwielbia banany, więc smak wydawał się być dla niego stworzony.