Thermomix TM6 a TM5 – różnice
Ten wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejTen wpis powstał w ramach współpracy barterowej z Thermomix. Miał być rolką, ale temat jest zbyt rozległy by sprowadzać go do krótkiego filmiku, więc zdecydowałam, że spiszę moje wrażenia na blogu.
Czytaj dalejKto by pomyślał, że będę zbierać się do tego wpisu blisko rok! Blogi pokrywa warstwa kurzu, ale jednak to chyba na nich nadal najłatwiej znaleźć jakiś przepis –
Czytaj dalejOstatnimi czasy sporo się u mnie dzieje. Do najprzyjemniejszych wydarzeń należy moja rozmowa z Basią w jej podcaście „Z pełnymi ustami”, która spotkała się z Waszym ciepłym przyjęciem.
Czytaj dalejUwielbiam mazurki! To moje ulubione wielkanocne ciasta, bo mają wszystko, co lubię najbardziej: warstwę kruchego ciasta, słodkie nadzienie i można się pobawić przy ich dekoracji.
Czytaj dalejJest czarno-białe popołudnie. Słońce walczy z wiatrem, z północy nadciągają ciężkie, stalowe chmury. Siedzę na werandzie, dopijam zimną kawę i próbuję się skupić na kolejnym kodeksie.
A jeszcze nie tak dawno (trochę ponad tydzień temu), zanurzona w cieple lipcowego popołudnia, siedziałam na ławeczce pod pomnikiem Jana Heweliusza w Gdańsku. Wiatr gnał po chodniku suche liście, japonki przechodzących obijały się o ich pięty w jednakowym rytmie, a zoomy w cyfrówkach turystów bzyczały w podobnej tonacji
Było ciepło i ? nie licząc kolejnych osób wspinających się na kolana Jana Heweliusza* ? spokojnie. Wiatr delikatnie prześlizgiwał się między ławkami, a ja czytałam gorącą, dopiero co kupioną książkę ?Homemade life?.
A trochę ponad dwa tygodnie temu było jeszcze przyjemniej, bo wyjmowałam z piekarnika pyszne, pachnące ciasto.
Aromaty, jakie rozniosły się po domu, były zróżnicowane.
Pachniało bowiem
tak, jak zawsze, czyli gorącym ciastem i
tak jak nigdy, bo różami.
Konfitura z płatków róży, którą umieściłam między warstwą kruchego ciasta, jabłek i kruszonki, miała tak intensywny i tajemniczy zapach, domownicy, nie mogąc zidentyfikować woni, dopytywali się, czym tak pachnie w kuchni.
A potem okazało się, że ciasto – co nieczęsto się zdarza** – smakuje tak, jak pachnie. Czyli intensywnie, egzotycznie: dokładnie tak, jak pachną róże z maminego ogrodu.
Słodycz konfitury idealnie pasowała do kwaskowatych jabłek***. Kruche ciasto ładnie podkreślało delikatność i miękkość nadzienia, a kruszonka sprawiała, że wnętrze pozostawało wilgotne i aromatyczne. Wyłożyłam ciasto na szklaną paterę, oprószyłam cukrem pudrem, zerwałam czerwoną różę i wyszłam z tym cudeńkiem do ogrodu. Po chwili dołączyli do mnie domownicy, a kwadrans później na stole pozostał jeden, ostatni kawałek ciasta.
Basiu, dziękuję za puszeczkę konfitury!
KRUCHE CIASTO Z JABŁKAMI I KONFITURĄ Z PŁATKÓW RÓŻY
Składniki:
kruche ciasto wg tego przepisu (podwoiłam proporcje)
nadzienie:
Przygotowuję kruche ciasto, po czym chowam je do lodówki.
W tym czasie przyrządzam nadzienie: obieram jabłka, kroję je w ósemki. Dodaję skórkę cytrynową, skrapiam jabłka sokiem z cytryny, posypuję je cukrem.
Połowę ciasta wykładam na dno tortownicy i podpiekam 15 minut w 200 st. C. Wciągam spód z piekarnika, rozsmarowuję na nim konfiturę. Następnie układam jabłka.
Następnie zcieram na wierz (na tarce o grubych oczkach) resztę ciasta. Piekę ciasto w 190 st. C. przez ok. 20-25 minut, aż góra się zarumieni.
Uwagi:
1. pomysł na ciasto zaczerpnęłam od Basi. I choć miałam tez ochotę na jej rogaliki z różanym nadzieniem, zdecydowałam się na bezpieczniejszą wersję. Poza tym bardzo spodobało mi się połączenie jabłek i róży, otulone kruchym ciastem.
2. Kruche ciasto robiłam wg mojego przepisu.
3. O smaku i zapachu ciasta już pisałam, a warto podkreślić jeszcze jego kolor. Konfitura ma miała intensywnie różowy kolor. O dziwo, po upieczeniu nie uległ on zmianie, dzięki czemu nadzienie wyglądało ślicznie, z płatkami róży i jabłkami, zafarbowanymi na pastelowy róż.
4. Gwoli sprawiedliwości dodam, że mej siostrze Magdzie ciasto nie smakowało. Że niby bez róży byłoby lepsze, bo tak smak jest d z i w n y. Ja, miłośniczka czekoladek różanych i tak wiem swoje. Z resztą reszta domowników, słysząc słowa Magdy, także podniosła protest.
Bo to ciasto jest pyszne.
* Jan H. znosił to bardzo spokojnie, z tym że (znudzony wiecznie wycelowanymi w jego obiektywami) porzucił pozowanie i zajął się tym co lubił najbardziej: obserwacją nieba;
** uważam, że większość potraw piękniej pachnie, niż smakuje; sztandarowym przykładem są tu gofry: ich słodki, pudrowo-waniliowy aromat w niczym nie przypomina płytkiego smaku, podobnie mam z kawą, smak najlepszej filiżanki kawy nigdy nie dorówna jej zapachowi, który przyprawia mnie o dreszcz rozkoszy;
*** na targu dostałam młode, chrupkie owoce o jasnym miąższu, miałam ochotę schrupać je bez dalszych ceregieli?
Jeśli chodzi o zapamiętywanie liczb, jestem totalnym beztalenciem. Mieszam, przekręcam i zapominam.
Kilka dni temu moja przyjaciółka Ewa obchodziła urodziny. Tradycyjnie złożyłam jej życzenia dwa dni później ? od lat trwam w przeświadczeniu, że urodziła się 17-go. Na nic notatki w kalendarzu, na nic przypomnienia w telefonie, zawsze coś stanie na przeszkodzie, by złożyć życzenia we właściwym dniu.
Tłumaczę to sobie ( i Ewie: ) tak, że dzięki temu jej urodziny trwają aż trzy dni. W tym roku trwały nawet cztery, bo dzień po złożeniu życzeń zabrałam ją na urodzinową wycieczkę. Ewa, którą prosiłam o przybycie w rowerowym stroju, przyszła odziana w jasne, długie superobcisłe jeansy i białe japonki. Ja co prawda nie byłam lepsza, bo ubrałam moją ulubioną różową sukienkę w trupie czaszki, ale przynajmniej buty miałam wygodniejsze. W każdym razie, prezentowałyśmy się pięknie ? ja na niebieskim rowerze z koszykiem załadowanym do granic możliwości, Ewa na seledynowym góralu mej siostry.
Szosa stała przed nami otworem.
Po półgodzinnej jeździe pośród pól i lasów*, po pięciominutowej przeprawie przez rozkopaną, piaszczystą leśną dróżkę, po dziesięciominutowej wspinaczce pod górę, zziajane trafiłyśmy na miejsce. Na skraju wzgórza, na który się wspięłyśmy, rozłożyłyśmy zielony pled.
Wyciągnęłam zawartość koszyka ? trzy plastikowe pojemniki, dwa kubeczki, puszkę, butelkę, niebieskie serwetki i takąż łyżeczkę. Postanowiłam, że zaczniemy od deseru, w związku z czym już po chwili wgryzałyśmy się w soczyste kawałki arbuza. To była niesamowita rozkosz ? poczuć na języku słodki i orzeźwiający smak tego owocu.
Po zaspokojeniu pragnienia przeszłyśmy do kontemplacji okolicy. A widoki były przednie ? przed nami roztaczały się zielonkawe, wyblakłe od słońca łąki, złotawe pola z kłosami zboża uginającymi się pod wiatrem, i szerokie pasma lasów. Nad nami tylko błękit nieba i ostre lipcowe słońce. Jakgdyby nie istniał czas, powiedziała Ewa.
Pomiędzy jedną a drugą głośną myślą**, porozlewałam do kubeczków P&S (piwo ze Spritem, b. orzeźwiające i lekkie połączenie), wyłożyłam na serwetkę grzanki i otworzyłam pojemnik z pokrojonymi w drobne kawałki pomidorami z bazylią, czosnkiem i oliwą. Oto przechodziłam do klu pikniku, który stanowić miały bruschetty al pomodoro (po naszemu grzanki z pomidorami, ale pozwólcie mi się nacieszyć pięknym, dźwięcznym włoskim brzmieniem).
Dziewięć grzanek*** i kilkadziesiąt łyków P&S dalej, z niezadowoleniem stwierdziłyśmy, że czas ruszać w drogę powrotną?
*** Przejdźmy do samej bruschetty. Co prawda połączenie drobno posiekanych pomidorów, bazylii, czosnku i oliwy nie wymaga reklamy, bo już na pierwszy rzut oka wiadomo, że mamy do czynienia z czymś pysznym, ale poświęcę mu jeszcze kilka zdań.
Składniki na bruschettę przygotowałam z samego rana. Wszystko po to, by ostry aromat czosnku, intensywny zapach bazylii wniknął do pomidorów, wzbogacając ich słodycz o całą gamę nowych aromatów. I jeszcze oliwa, która ułatwia przenikanie smaków i – nadając połysk kawałkom pomidorów – sprawia, że potrawa ładnie się prezentuje. Teraz wystarczy tylko ułożyć ją na chrupiącej, mocno przyrumienionej grzance i zachwycić się tym prostym smakiem
Będąc w Toskanii, miałam okazję jeść bruschetty w kilku miejscach, ale zawsze daleko im było do ideału. Jednej grzance brakowało oliwy, przez co całość stawała się zbyt sucha. W innej nieobecność czosnku sprawiła, że smak został znacznie spłycony. Trzecia bruschetta miała dodatkowy składnik ? skórki pomidorów, za to w ogóle nie miała smaku…
A przecież idealna bruschetta wymaga tylko odrobiny wysiłku: kupna dobrych, słodkich pomidorów, pozbawienia ich skórek, wymieszania z bazylią i czosnkiem, skropienia oliwą i pozostawienia na godzinę lub dwie. Nic więcej, naprawdę.
Pomidorową bazę wykorzystuję też jako sos do makaronu. Układając na spaghetti porcję czosnkowo-bazylikowych pomidorów, uzyskuję spaghetti al pomodoro crudo. Danie to proste i orzeźwiające, wprost stworzone na upalne dni.
BRUSCHETTA AL POMODORO (grzanki z czosnkowo-bazyliowymi pomidorami)
Składniki (na 10 porcji):
5 kromek zwykłego chleba
3 średniej wielkości pomidory garść listków bazylii 2 ząbki czosnku 4-6 łyżek oliwy z oliwek extra-vergine sól i pieprz
Pomidory zalewam wrzącą wodą, po czym obieram ze skórki, pozbawiam szypułek i kroję w drobną kosteczkę. Umytą bazylię rwę na mniejsze części i mieszam z pomidorami. Następnie dodaję zmiażdżony czosnek, zalewam oliwą, doprawiam do smaku. Dokładnie mieszam składniki i odstawiam je w chłodne miejsce na min. 1 godzinę.
Kromki chleba dzielę na pół i przyrumieniam na patelni. Mają być mocno przyrumienione i naprawdę chrupkie.
Bruschetty najlepiej smakują, gdy chleb jest ciepły, więc tuż po przyrządzeniu grzanek, nakładam na nie porcję pomidorów i podaję. No chyba, że ruszam na piknik ? wówczas pozwalam grzankom przestygnąć, a nadzienie pakuję do szczelnego pojemniczka.
SPAGHETTI AL POMODORO CRUDO (spaghetti z surowymi pomidorami)
Składniki (na 2 porcje):
dwie porcje makaronu spaghetti pomidory, bazylia, czosnek, oliwa, sól i pieprz ? patrz wyzej
Gotuję spaghetti. Na ciepły makaron nakładam porcję czosnkowo-bazyliowych pomidorów i od razu podaję.
Uwagi:
1. przepis na pomidory zaczerpnęłam od Tessy C.-Borawskiej, choć po raz pierwszy widziałam w ?Forever Sumer? Nigelli. Najpierw jadłam je z makaronem, potem zaczęłam podawać je na bruschettach. I uważam, że w tej drugiej wersji pomidory smakują lepiej, pewnie dlatego, że mamy tu ulubiony kontrast: chrupki chleb i miękkie pomidory, podczas gdy w makaronie wszystko jest po prostu miękkie.
2. Pozbawianie pomidorów wnętrza to dla mnie profanacja, więc jedyne, czego się z nich pozbywam, to szypułki i skórki. Całość jest wtedy o wiele bardziej wilgotna, ale to w niczym nie przeszkadza.
* lasy są tu niezwykłe, każdy z nich pachnie inaczej; pierwszy pachniał wsią: pokrzywami, świeżo skoszonym sianem, słodkawymi aromatem przydrożnych chwastów; drugi pachniał mchem i grzybnią, trochę jesiennie; trzeci miał zapach suchości, wciągając powietrze miało się wrażenie, że suche igliwie trzaska w nozdrzach?
** Steinbeck powiedział, że przyjaciel to ktoś, przy kim można głośno myśleć;
*** z których Ewa zjadła 7, po czym wnioskuję, że jej smakowały!
Piątek… Po wczorajszym oberwaniu chmury lato wraca do siebie – upał kładzie na miasto swą ciężką łapę. Moje szare komórki się gotują, obroty umysłu się zwolniły, wskutek czego i ja, i Kodeks Karny jesteśmy już sobą zmęczeni.
W ramach odpoczynku odpowiem na komentarz Oli, która wywołała mnie do odpowiedzi. Ale najpierw zasady:
„1. podać linka do bloga osoby, która nas 'ustrzeliła?,
2. zacytować u siebie 'zasady’ zabawy,
3. napisać sześć rzeczy o sobie,
4. ’ustrzelić’ następnych sześć osób,
5. uprzedzić wybrane osoby, zostawiając komentarz na ich blogu.”
Jako że niektórzy z Was mogą nie lubić takich zabaw, nie będę się narażać i nie wytypuję moich 6 osób. I w ten oto brzydki sposób utnę łańcuch 😉
1. Od jakiegoś czasu moim głównym zajęciem jest połykanie artykułów i paragrafów. Piję coraz więcej kawy, mam coraz mniej sił i tylko drobne przyjemności życia codziennego trzymają mnie przy życiu. Ot, na przykład pisanie tej notki, ćwierć kilograma pękatych czereśni czy …
2. … nieduża paczka, na którą czekam od kilku dni. Ma bowiem przyjść do mnie ksiażka, którą wygrałam pisząc maila do pewnej stacji radiowej. Tematem audycji były pasje, napisałam więc kilka słów o mojej pasji, ale tu Was zaskoczę – nie o tej oczywistej (vide:Strawberries), a o…
3. … moim zamiłowaniu do wygrywania konkursów. Musicie bowiem wiedzieć, że od schyłku podstawówki biorę udział w konkursach, w których trzeba napisać kilka słów na zadany temat. Na moim koncie mam ok. 40 wygranych i nie zamierzam na tym poprzestawać 😉
Czekam więc na ostatnią wygraną, w międzyczasie skubiąc (bo na poważne czytanie nie mam czasu)…
4. … dwie ksiażki, które pojawiły się u mnie tydzień temu. Mowa „Homemade life” cudownej Molly i „Chocolate & Zucchini” autorstwa Klotyldy.* Nie mogę się doczekać, kiedy się w nie (książki, nie Molly i Klotyldę;) wgryzę.
Z resztą, tydzień temu (no, może DWA tygodnie temu) pojawiły się u mnie jeszcze inne niespodzianki! Tym razem przyszła do mnie…
5. … paczka prosto z Krakowa, w której znalazłam zieloną karteczkę z miłymi słowami napisanymi drobnym maczkiem, z trzema torebkami aromatycznych przypraw i z tajemniczą puszką. Po otwarciu tej ostatniej okazało się, że pewien dobry duszek podesłał mi na spróbowanie konfiturę różaną (autorstwa – nomen omen- babci Róży)!
Długo wybierałam wypiek godny debiutu konfitury… Bałam się porażki, bałam się, że przez niewłaściwy wybór nie ukażę róży w pełnej krasie. W końcu się zdecydowałam. Piekarnik poszedł w ruch i wyszło z niego coś…
6. … pysznego, o czym napiszę w przyszłym poście. Jako że zostało mi kilka łyżeczek konfitury, pomyślałam, że usmażę naleśniki i nią je posmaruję.
A potem pomyślałam, że oprócz róży dam do naleśników także białego sera. Puszysty, niesłodzony twaróg będzie podkładem dla wyrazistego smaku konfitury, która zagra tu pierwsze skrzypce.
Co pomyślałam, to uczyniłam.
NALEŚNIKI Z KONFITURĄ Z PŁATKÓW RÓŻY
I KREMOWYM TWAROŻKIEM
Składniki:
( na ok. 10 sztuk)
na ciasto nalesnikowe:
1 duże jajko
1 szklanka mleka
1 szklanka + 1 łyżka mąki
pół szklanki wody gazowanej (albo zwykłej)
szczypta soli
2 łyżeczki cukru
Ubijam jajko, po czym dodaję mleko i chwilę miksuję składniki. Następnie dodaję wodę, sól, cukier i mieszam. Stopniowo, ciągle miksując, dodaję mąkę. W cieście nie może być ani jednaj grudki.
Odstawiam miskę z ciastem naleśnikowym na co najmniej pół godziny (to gwarant udanych nalesników). Po „leżakowaniu” smażę naleśniki.
na nadzienie do naleśników:
małe opakowanie półtłustego twarogu
ok. 4 łyżki mleka
10 łyżeczek konfitury z róży
Twaróg przekładam do miseczki, dodaję do niego mleko i miksuję, aż zyska kremową konsystencję. Nie słodzę sera, ponieważ konfitura wystarczająco „posłodzi” naleśnika.
Na naleśniku rozsmarowuję łyżeczkę konfitury, po czym nakładam na to cienką warstwę serka. Składam naleśnika w kopertę i podsmażam na patelni. Powinien być złocisty i chrupiący.
Zjadam od razu. Podczas konsumpcji myślę ciepło o Basi, dzięki której mogłam spróbować takich pyszności. Dziękuję! 🙂
* niewtajemniczonym wyjasniam: Molly to autorka „Orangette”, najpiękniejszego bloga kulinarnego, jaki przyszło mi czytać, a Klotylda/Clotilde jest autorką bloga „Ch&C”;
Copyright Strawberries from Poland, 2017