Wojtek to cypis, przeczytałam dziś na tyłach fotela w autobusie, nim zdążyłam zanurzyć się w mojej podróżnej lekturze (obecnie ?Toast za przodków? W. Góreckiego). Nie wiem, kim jest Wojtek, i nie byłam pewna, co to znaczy cypis, ale całość wydała mi się na tyle intrygująca, że pstryknęłam jej zdjęcie komórką. Intuicja mi podpowiadała, że cypis to gatunek frajera, zaś właściciel dłoni, która nabazgrała to czarnym markerem na oparciu fotela, nie był Wojtkowi do końca przyjazny.
Krótkie śledztwo internetowe pokazało, że jestem totalnym wapniakiem, a ostatnie zwroty ze slangu młodzieżowego, jakie znam, pochodzą z ubiegłego wieku (khm… lejby, fajans, poldon…) i są już, delikatnie rzecz ujmując, czerstwe. 

Jakież było moje zdziwienie, kiedy zanurzyłam się w lekturę Miejskiego słownika slangu i mowy potocznej!   Bo, moi drodzy, okazało się, że cypis to synonim kozaka, mistrza, full hardcorowca i ? uwaga, będzie ostro ? skill?ucha. 
Przykład nr 1: 
Ania to niezły skill?uch, upiekła dziś w nocy całą blachę miękkich bułeczek śniadaniowych! 
Przykład nr 2: 
Ania jest full hardcorowcem, zjadła na śniadanie ćwierć blachy dinner rollsów.

MIĘKKIE DELIKATNE BUŁECZKI ŚNIADANIOWE
(SOFT WHITE DINNER ROLLS)
500 – 600 g mąki pszennej
3 łyżeczki drożdży instant
1 łyżeczka soli
1 płaska łyżka cukru 
375 ml mleka
25 g masła
składniki na glazurę:
1 roztrzepane jajko
1 łyżka mleka
szczypta solu
mak do posypania
500 g mąki mieszam z drożdżami, solą i cukrem. Podgrzewam mleko z masłem, aż będzie  lekko ciepłe, zaś masło się rozpuści (ale nie może być gorące). Mieszam mleko, masło z mąką i wyrabiam. Jeśli ciasto będzie zbyt mokre i klejące, dodaję pozostałą część mąki. Wyrabiam ciasto, aż będzie gładkie i elastyczne. 
Ostawiam do wyrośnięcia na 1 godzinę, przykrywając je ściereczką (ciasto powinno urosnąć). Z ciasta formuję 30 kulek wielkości piłeczki do ping-ponga. Układam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, pozostawiając między bułeczkami niewielkie odstępy (podczas pieczenia się zetkną). Odstawiam na kolejne pół godziny, przykrywając ściereczką.
Przygotowuję glazurę, mieszając ze sobą jej składniki. Smaruję nią bułeczki, posypuję je makiem i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 220 st. C. Piekę 15 minut.
Uwagi:
1. Przepis pochodzi z „Feast” Nigelli Lawson, z niewielkimi zmianami. Dawno, dawno temu, pokazywałam te bułeczki tutaj.
2. Bułeczki są delikatne, puszyste, miękkie i malutkie. Ładnie się prezentują na talerzu, pysznie smakują ze świeżym masłem, dżemem albo miodem. Ja lubię je jeść z cienkimi plastrami żółtego sera, ale oczywiście to tylko sugestie, bo nie trzeba być cypisem, by wiedzieć, z czym zjeść taką bułeczkę! 
Kurort powoli budzi się z zimowego snu.
W Sopocie trochę jakby bardziej tłoczno, po Monciaku przechadzają się turyści w wiosennych kurtkach, a sprzedawcy bursztynu i wyrobów bursztynopododnych zapełniają białe budki porozstawiane u wejścia na molo. Na plaży widać pierwszych śmiałków na kocach, a niebo przecina skrzydło helikoptera – pewnie głowa państwa leci na Hel. Restauratorzy odkurzają zastygłe stoliki, a na krzesłach przewieszają kolorowe pledy, które mają umilić pierwszą kawę wypitą na słońcu, kiedy doprawione morskim wiatrem powietrze szczypie jeszcze lekko w policzki.
Spaceruję po Sopocie, póki nie zaleje go fala kolorowych pontonów, niedobrych lodów z automatu, odklejonych tipsów z brokatem i piw w plastikowych kubeczkach, spijanych przez hałaśliwych wczasowiczów z buraczaną opalenizną.
Letni Sopot budzi grozę, wczesnowiosenny jest elegancki, lekko melancholijny i pachnie morską bryzą.

 

 

I tak mu do twarzy z pustymi ulicami, białym molo i bladym błękitem wczesnowiosennego nieba.

 

A dziś wracam do rogalików z nadzieniem z konfitury różanej.
ROŻKI BABCI RÓZI (przepis od Basi)

 

100 ml letniego mleka
5 dag drożdży
5 łyżek cukru
30 dag mąki
3 żółtka
15 dag chłodnego masła
cukier kryształ (do obtaczania)
Mieszam mleko, drożdże i cukier, pozostawiam je na kilkanaście minut. Gdy drożdże podrosną, mieszam je z żółtkami. W innej misce siekam mąkę z masłem. Do mąki i masła wlewam drożdże z żółtkami i dość szybko zagniatam ciasto.
Zagniecione ciasto wkładam do głębokiego naczynia wypełnionego lodowatą wodą. Gdy ciasto wypłynie na wierzch (trwa to ok. 20 minut), wyjmuję ciasto z wody i pozwalam mu obcieknąć z wody i układam na omączonej stolnicy.
Ciasto dzielę na 8 części. Każdą z nich wałkuję w okrągłe placki o grubości 2-3 mm i dzielę na 6 trójkątów. Na szerszym końcu każdego trójkąta układam odrobinę tartej róży (róża jest b. słodka i aromatyczna, więc wystarczy ok. 1/4 łyżeczki). Zwijam rogaliki i zaciskam ich rogi, by nadzienie nie wypłynęło. Piekę na złoty kolor (bez termoobiegu) w 180 st. C., co trwa ok. 10-15 minut.
Zaraz po upieczeniu można maczać górną część rogalików w białku, a następnie w cukrze krysztale. Układam na kratce.
Przepyszne na ciepło, pyszne również dzień po upieczeniu!

 

Uwagi:
1. Przepis na tartą różę znajdziecie tutaj, podobnie jak poprzednie rogaliki, które pokazywałam na blogu. Te są ładniejsze, bo nie dzieliłam już ciasta na tak malutkie kawałki, przez co lepiej mi się zawijały.
2. Tartej róży należy nakładać naprawdę niewiele, bo jest to słodka rzecz. Dlatego też zrezygnowałam z obtaczania w cukrze większości rogalików. Jeśli nie macie konfitury różanej, rogaliki można wypełnić marmoladą, dżemem albo czekoladą – są pyszne bez względu na nadzienie.
3. A tutaj można znaleźć inne przepisy z różą.