Lubię listopad mimo zimna, szarości i pluchy, bo to miesiąc moich urodzin.
W tym roku mam jeszcze jeden powód do jego polubienia. Powód nazywa się KUKBUK i jest pismem, którego z wielu powodów długo wyczekiwałam. Już dzisiaj warszawiacy znajdą go w salonach prasowych (ci to zawsze mają lepiej;), a od jutra magazyn pojawi się w reszcie kraju. 
W Kukbuku znajdziecie mnie na kilku stronach. Będzie słodko, ale nie cukierkowo, będzie trochę nostalgii, ale bez patosu. Mam nadzieję, że Wam się spodoba – ja bardzo się cieszę, że mam możliwość bycia częścią Kukbuka, mam głowę pełną pomysłów na kolejne numery i nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. A plan jest taki, żeby ciągle było równie pięknie, smacznie i ciekawie!
Do zobaczenia w Kukbuku.

Biskupia Górka jest wzniesieniem położonym w samym sercu Gdańska, zaraz obok Śródmieścia. To takie miejsce, które wyróżnia się spośród trójmiejskiej zabudowy. Kojarzy mi się trochę ze Śląskiem, może przez ciasne brukowane uliczki z ceglanymi budynkami i pozostałe przy piwnicznych otworach resztki węgla, trochę z Wrocławiem – to z kolei przez sąsiedztwo kanału Raduni i ścieżki wzdłuż niego prowadzące. 
Jedno jest pewne: na Biskupiej Górce czas zatrzymał się jakieś sto lat temu. Nie ma tu jaskrawych reklam (nie licząc jednej która zawisła na budynku u podnóży wzgórza), nie ma asfaltowych nawierzchni, wejścia do klatek schodowych nie są obwarowane domofonami, a z mrocznych zaułków dzielnicy zerkają na przechodniów dziesiątki kocich oczu. Ciekawskie spojrzenia padają również zza szyb, kiedy chodzę z aparatem po okolicy. Obserwuję drżenie firanki i czuję, jak przeszywa mnie czyjś wzrok.
Biskupia Górka to jedno z miejsc, które niezwykle mocno działa na wyobraźnię. I mimo że mój spacer odbywa się tu i teraz, pośród zabitych deskami budynków przeznaczonych do rozbiórki, pośród obłupanych ozdobnych gzymsów i zarośniętych tarasów, to jedną nogą jestem w przeszłości. 
Kiedy obłuszczona farba na fasadzie jednego z budynków odkrywa stary niemiecki napis „Milch – verkaufaufstelle” (?Sprzedaż mleka?), widzę kolejkę mieszkańców z pękatymi butelkami na mleko. 
Mijając kamienicę z informacją ?Brot und Kuchenbackerei Wilhelm Grenseck? (?Piekarnia i ciastkarnia WG?), wyobrażam sobie pana Grensecka w białym fartuchu, najpewniej z sumiastym wąsem, podającego klientom świeże bułeczki. 
Zatrzymawszy się w miejscu, gdzie ? jak sugeruje napis ?Seifen? ? mieściła się mydlarnia, widzę wykwintne panie w koronkach, wąchające wonne kostki. 
Spoglądając na opuszczoną wieżyczkę w jednej z mijanych kamienic, widzę, jak panienka z aksamitną kokardą we włosach, sięga po filiżankę gorącego kakao stojącą na mahoniowym stoiku.

Z zadumy wyrywa mnie zapach okolicznego śmietnika i brzdęk butelki, którą niechcący kopnęłam.
 
Wracając do urody Biskupiej Górki: niezwykłość miejsca wynika pewnie z faktu, iż większość budynków, które tu stoją, nie została zniszczona podczas działań wojennych. Kamienice w tej części miasta liczą sobie ponad sto lat, kościół Menonitów (obecnie Kościół Zielonoświątkowców) powstał w 1818 roku, a obiekty fortyfikacyjne sięgają nawet XVII wieku. 
Urody dodaje miejscu bliskość Kanału Raduni, do którego dotrzeć można wąskimi przesmykami między kamienicami. Widzi mi się tam mały piknik!
Ale historia Biskupiej Górki (pierwotnie będącej osadą zwaną Górka, a następnie Stara Górka) zaczyna się w średniowieczu, wówczas stanowiła ona własność kościelnych zwierzchników Pomorza Gdańskiego (stąd późniejsza nazwa miejsca: Bischofsberg, Biskopberg). 
W XIV wieku na wzgórzu stał dwór, w XVII wieku Nataniel Mateusz Wolf zbudował tu obserwatorium astronomiczne (!), a tuż przed II wojną światową powstało tu monumentalne (1300 miejsc noclegowych, powierzchnia 1200 m2) schronisko młodzieżowe im. Pawła Beneke (?Paul Beneke Jegendgherberge?), którego wieża zegarowa jest ważnym elementem panoramy miasta. Podczas wojny schronisko stanowiło siedzibę Hitlerjugend, po wojnie Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, a obecnie budynek należy do Policji, więc zwykły śmiertelnik nie ma doń dostępu.
Szukając informacji na temat Biskupiej Górki i sąsiedniego Zaroślaka (cudna nazwa, nieprawdaż?), trafiłam na wiele ciekawych faktów i historii. Kilka z nich, w tym tę o Dostrzegalni Gwiazd i Czarnym Morzu, opowiem przy okazji prezentowania następnej porcji zdjęć z wycieczki po wzgórzu. 
Na razie kończę pierwszą porcję fotografii:

A wracając do filiżanki gorącego kakao?
KOKO-KAKAO, czyli kakao kokosowe 
100 ml wody

400 ml mleka kokosowego

3 łyżki miodu 

4 łyżki kakao

Do kubka wsypuję kakao i miód, mieszam z wodą. Podgrzewam mleko, a następnie łączę z kakao i wodą, podgrzewam, aż będzie gorące. Podaję natychmiast.

Uwagi:
1. Pomysł na kakao od Marty Gessler. Delikatnie kokosowy, kremowy, pachnący czekoladą.
PS To może jeszcze pokażę Wam rzeczoną wieżę zegarową:
Pierwsza spokojna sobota od dawna. Z kawą, gazetą  i kotem, który dzisiaj postanowił być grzeczny i śpi przy moim boku kolejną godzinę.
„Robi się” labneh i nowa notka.
Już za chwilę.