Kilka slajdów z wczorajszego dnia, kiedy po raz pierwszy pomacałam moją ksiązkę
Po małych wzruszeniach zabrałam się za podpisywanie zamówionych przez Was egzemplarzy – czekała na mnie cała truskawkowa paleta.
Wielu z Was pytało, czy można jeszcze kupić „Zapach truskawek” z autografem, więc odpowiadam: tak, na portalu Merlin.pl, o tutaj. A od 16 kwietnia Truskawki w formie drukowanej znajdziecie również w księgarniach 🙂

Wybór zwycięzców jak zwykle był ciężki. Wiele zaskakujących przepisów, mnóstwo pięknych zdjęć i ciekawych pomysłów na ?ugryzienie? tematu. Ale że nagrodzić można jedynie 5 osób, musiałam dokonać wyboru.
Oto cztery wyróżnienia, czyli karafki BRITA wędrują do:
1. Emilii S., która zaproponowała:
Sorbet w kąpieli
30 dag mrożonych truskawek
2 szklanki filtrowanej wody Brita
? szklanki brązowego cukru
sok z połówki cytryny
? kubeczka jogurtu naturalnego
świeży ananas
pęczek świeżej mięty
? soku z cytryny
Mrożone truskawki kruszymy w blenderze. Następnie dolewamy filtrowaną wodę Brita, jogurt naturalny, cukier i sok z cytryny. Miksujemy na niższych obrotach, a następnie wlewamy do gotowych foremek na lody. Wkładamy do zamrażarki na 4 godziny. Gdy sorbet jest już zmrożony, obieramy ananasa, kroimy na części i miksujemy w blenderze. Do blendera dodajemy pęczek świeżej mięty oraz sok wyciśnięty z ? cytryny. Następnie nalewamy do połowykielicha/pucharku naszego zmiksowanego ananasa, a na środek wrzucamy kulkę zmrożonego sorbetu. Dekorujemy dowolnie. Taki deser jest świetnym orzeźwieniem w upalny dzień, ale również wyśmienicie smakuje po obfitym obiedzie 🙂
 2. Gosi K., która zaproponowała sorbet z truskawek i dzikiego bzu:
Sorbet z truskawek i kwiatów dzikiego bzu
300 g mrożonych truskawek
1,5 szklanki filtrowanej wody BRITA
0,5 szklanki brązowego cukru
sok z połówki cytryny
kilka baldachów kwiatów dzikiego bzu czarnego
Wodę filtrowaną Brita zagotować i gorącą (ale nie wrzącą) wodą zalać kwiaty. Odstawić pod przykryciem do wystudzenia. Odcedzić kwiaty, dodać sok z cytryny i cukier, wymieszać, do jego rozpuszczenia. Zmiksować truskawki razem z syropem bzowym. Wstawić do zamrażarki i co jakiś czas ponownie miksować albo schłodzić i przelać do maszyny do lodów.
3. Adriany W., która zauroczyła mnie zdjęciem, którego wykonanie wymagało dużego nakłdau pracy 😉
Oto przepis i rzeczone foto:
? Strawberries from Poland ten blog sprawia ,że zupę truskawkową każdego dnia spożywać się chce. Codziennie cała rodzinka mnie o nią pyta a niesamowity smak zapewnia jej  krystaliczna woda uzyskana dzięki filtrom Brita .Gotowanie jej 20 minut mi zajmuje i uśmiech na twarzy każdego członka mej rodziny wywołuje .Stuk ,puk ,stuk,puk to jej przygotowania potrzebujemy truskawek 18 sztuk ,opakowanie drobnego makaronu który każda kobieta znajdzie  w swym domu ,4 łyżeczek cukru białego bardzo słodkiego :),nikt z Nas nie jest święty ale mi grzeszne myśli przywołuje listek mięty  ,1/2 saszetki kisielu truskawkowego w każdym sklepie w sprzedaży dostępnego .
18 sztuk Strawberries from Poland myjemy ,kroimy na połówki i nigdy nie żałujmy na te wspaniałe owoce żadnej złotówki .Zalewamy je wodą dzięki marce Brita przefiltrowaną i z dobrej jakości znaną  gotujemy przez 3 minuty a jak się uda to zjadamy po kryjomu truskawkowe łupy 🙂 .Dodajemy cukier ,kisiel rozdrabniamy z małą ilością przefiltrowanej wody aby mieć wygląd młody 🙂 .Wlewamy do garnka w której zupkę gotujemy by się zagęściła i niezwykły smak zdobyła .Makaron wrzucamy a gdy nabierze miękkości do po 7 minutach odcedzamy .Wlewamy zupę na talerz ,makaron dodajemy liściem mięty ozdabiamy i z całą rodzinką zjadamy .?
4. Katarzyny Cz., która z kolei zauroczyła mnie zdjęciami i dodatkiem rozmarynu w sorbecie, a swoje działania opisała tak:
?Zmagania sorbetowe zakończyły się kompromisem pomiędzy moją dziką namiętnością do truskawek, a Niemęża równie dziką do nich niechęcią. Konieczne było po pierwsze przemycenie do sorbetu truskawkowego innego smaku, który, nie psując kompozycji, zmienił jednak trochę główną nutę. I tu doskonale sprawdziły się pomarańcze. Ale to nie wszystko, musiałam przygotować na pocieszenie kilka ?babeczek? sorbetu cytrynowo-rozmarynowego. Okazało się, że w połączeniu z truskawkowymi smakują wyśmienicie.?
Składniki na część truskawkową:
350g truskawek (muszą wystarczyć mrożone)
0,3 szklanki brązowego cukru
0,3 szklanki świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
0,3 szklanki wody filtrowanej w BRITA
starta skórka z dwóch pomarańczy
łyżka jogurtu greckiego
szczypta soli
Składniki na część rozmarynową:
0,5 szklanki brązowego cukru
1,5 szklanki wody przefiltrowanej w BRITA
0,5 szklanki świeżo wyciśniętego soku z cytryny
listki oskubane z jednej gałązki rozmarynu
łyżeczka startej skórki cytrynowej
łyżka jogurtu greckiego
Cukier, pół szklanki wody i rozmaryn gotuję w małym rondelku przez kilka minut, aż cukier się rozpuści, a płyn nabierze zapachu rozmarynu. Przelewam przez sitko do słoika i studzę (żeby było szybciej ? wkładam słoik do zimnej wody).
Po wystudzeniu dodaję pozostałą przefiltrowaną wodę, sok z cytryny i skórkę cytrynową, miksuję w blenderze razem z jogurtem. Wlewam w silikonowe foremki do muffinów ? do 2/3 wysokości foremek i po wystudzeniu umieszczam w zamrażalniku na co najmniej 2 godziny. W międzyczasie w garnuszku zagotowuję truskawki z cukrem i odrobiną wody, by zmiękły i puściły sok, w którym rozpuści się cukier. Po wystudzeniu dolewam sok i filtrowaną w BRITA wodę, dodaję sól i skórkę pomarańczową i krótko miksuję w blenderze, po czym przecieram przez sitko. Po przetarciu dodaję jogurt i ponownie blenduję, tym razem na wysokich obrotach, ok minuty, żeby dodać sorbetowi puszystości. Wlewam do foremek z zamrożonym już sorbetem cytrynowo-rozmarynowym i zostawiam w zamrażalniku na kilka godzin.
A baterię BRITA wygrała Anna P., która bardzo zgrabnie i ciekawie połączyła wątek jedzenia i aktywności fizycznej, na wiosnę jak znalazł.
Oto zwycięski przepis:
Bardzo Regenerujący I Truskawkowy Afrodyzjak
Czyli BRITA dla biegaczy!
Każdy biegacz wie, że nawadnianie to podstawa dobrego treningu jak i regeneracji po nim. Zapraszam do wypróbowania pysznego izotonicznego BRITA!
Składniki (porcja na dłuższe wybieganie lub na dwa krótsze treningi)
Brązowy cukier ? szklanki ? energia w czystej postaci
Regenerujące 2 szklanki przefiltrowanej wody BRITA ? uzupełnienie płynów i doskonałe nawodnienie
I koniecznie jeszcze:
Truskawki ? 30 dag mrożonych ? źródło witamin i węglowodanów
Afrodyzjak ? kilka listków mięty na doskonałe orzeźwienie, sok z połówki cytryny na uzupełnienie witamin oraz ? kubeczka jogurtu – naturalnego źródła białka!
Przed treningiem ? rozgrzewka:
Skłon lub przysiad i wyciągamy z zamrażarki 30 dag mrożonych truskawek. Energetycznymi
ruchami kruszymy truskawki w blenderze i zalewamy przefiltrowaną wodą BRITA. W podskokach dodajemy jogurt naturalny, cukier i sok z cytryny. Podkręcamy tempo i miksujemy. Na koniec spokojniej mieszamy z kilkoma porwanymi listkami mięty i wlewamy do bidonu. Bidon wkładamy do lodówki dla schłodzenia lub jeśli za oknem upalne lato ? do zamrażarki.
Trening
bieg długi, interwały, podbiegi ? zgodnie z Twoim planem.
Po treningu

 

BRITA! W końcu to Bardzo Regenerujący I Truskawkowy Afrodyzjak!
***
Zwycięzcom gratuluję, a wszystkim dziękuję za udział w konkursie.
Kazimiera Szczuka uśmiecha się na myśl o tym, że zaraz nadzieję ptysie bitą śmietaną i malinami;
Sobota, Tomek wychodzi po warzywa i gazetę, czasem świeże bułeczki do śniadania. Ja parzę kawę, po czym ? jeśli rzecz dzieje się latem ? rozkładamy się na tarasie, a jeśli w chłodniejszym czasie, to na kapanie. Luby z Gazetą Wyborczą, ja z jej sobotnim dodatkiem, Wysokimi Obcasami (potem zamieniamy się pismami). Ten rytuał trwa, odkąd jesteśmy razem. Zanim się poznaliśmy, miałam podobny zwyczaj, z tym, że sceneria, w jakiej czytałam WO częściej się zmieniała. Czasem była to weranda w domu rodzinnym, bywało, że czytałam na działce u dziadków, w którejś z warszawskich kawiarni (z Ewą) czy w jednym z kilkunastu wynajmowanych mieszkań.
Trzy rzeczy są niezmienne:
1. WO przeglądam od tyłu,
2. niemal zawsze towarzyszy mi kawa
3. i od pierwszego numeru mam swoją kolejność czytania. Najpierw ? rzecz jasna ? dział kulinarny, potem cykl „Twarze? albo wywiad zajmujący miejsce artykułu z w/w działu, a następnie listy od czytelników i tekst o wnętrzach.
Doskonale pamiętam mój pierwszy numer Wysokich Obcasów. Kupiłam go 18 maja 2002, roku, w ślad za przyjaciółką Ewą, która zaczytywała się w tym piśmie. Pamiętam, że było wtedy bardzo ciepło, siedziałam w ogrodzie, sączyłam mrożoną kawę i czułam się TAKA INTELIGENTNA! Oto czytałam niezwykle mądre pismo, tak odmienne od Cosmopolitana, który ostatnimi czasy mnie ?edukował? i wszystkich innych gazet, które czytywałam.

Książki A. Veteranyi i Kwestionariusz Herolda;
W pierwszym numerze przeczytałam wywiad z Kazimierą Szczuką, obejrzałam dziwną sesję mody i podziwiałam warszawskie mieszkanie fotografki Yoli, pełne równie pięknych, co wówczas niedostępnych mebli z IKEI. Na końcu znalazłam Kwestionariusz Herolda, który stał się jedną z moich ulubionych rubryk w piśmie (bardzo żałuję, że już go nie ma)*.Zapoznałam się również z działem kulinarnym, w którym Marta Gessler serwowała ptysie w słodkiej i  wytrawnej wersji. Nie pociągał mnie tak mocno jak teraz, ale czytałam go z ciekawością. Z czasem, kiedy weszłam w świat kulinariów, felietony Agnieszki Kręglickiej i Marty Gessler stały się dla mnie najistotniejszą częścią pisma. I tak sobie myślę, że choćby reszta magazynu zupełnie mi nie pasowała, kupowałabym WO właśnie dla tej jednej, dwóch kartek z kulinarnym przesłaniem tygodnia od osób, które są moimi autorytetami w świecie kulinariów.

Z upływem lat niesamowicie zżyłam się z pismem, sobota bez WO była jak przedpołudnie bez kawy,  bez nich brakowało mi energii. Gdy wyjeżdżałam, zawsze znalazłam kogoś, kto odkładał mi nowy numer pisma (a musicie wiedzieć, że w Przasnyszu o WO było niezmiernie trudno, aby dostać swój egzemplarz, musiałam z samego rana iść do sklepu, bo na półce były zawsze 2-3 sztuki). WO mnie inspirowały, rozszerzały horyzonty, ?zmuszały? do kupowania książek. Np. to dzięki nim poznałam twórczość Aglayi Veterenyi, w której od razu się zakochałam (a tą miłością podzieliłam się Wami w tym miejscu).*

Moje ulubione egzemplarze WO, które zachowałam na pamiątkę (2003 i 2005 r.);

 

Gdyby w 2002 czy 2005 roku ktoś powiedział mi, że za kilka lat w WO ukaże się wywiad ze mną albo że napiszę artykuł do tego pisma, nie uwierzyłabym w to nigdy. Tak się jednak stało, w 2012 roku Agnieszka Jucewicz przeprowadziła ze mną długą i ciepłą rozmowę opatrzoną moimi zdjęciami, którą zwieńczyły moje zdjęcia i przepisy. Blisko rok później osiągnęłam wierzchołek marzeń ? w piśmie ukazał się mój artykuł o Lucynie Ćwierczakiewicz, z porcją receptur okraszoną moimi fotografiami. Nie mogę sobie wyobrazić większej nobilitacji: znaleźć się piśmie, które od lat uwielbiam, w dziale z artykułami, które od lat kolekcjonuję, obok autorek, których felietony gromadzę.
Zanim jednak wspięłam się na ów szczyt, pisywałam do WO listy. Jeden z nich, oprócz publikacji, doczekał się również miana listu tygodnia, a więc i nagrody. Moja radość nie miała końca!
Przez lata kolekcjonowałam WO, bo niemal każda strona pisma była cenna i nie zasługiwała na unicestwienie. Gdy przyszedł czas wyprowadzki z domu rodzinnego, musiałam zlikwidować kolekcję i z bólem serca przystąpiłam do przeglądania stosu WO, który przez lata urósł na wysokość regału z książkami. Oczywiście nie wyrzuciłam moich egzemplarzy ot, tak, bez ich lektury. Wyrwałam wiele ciekawych artykułów, a felietony kulinarne umieściłam w zielonym segregatorze, który obecnie jest moim ulubionym.

Marta Gessler prezentuje: ptysie, WO 2002;
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie wiadomość, że dzisiaj, 3 kwietnia, Wysokie Obcasy kończą 15 lat! Żałuję, że nie udało mi się być z nimi od początku, ale jestem zadowolona, że załapałam się na 12 lat wspólnego żywota z sobotnim szelestem kartek w tle. Całej Redakcji życzę niesłabnącej energii do inspirowania nas przez kolejne lata.
A opowieść tradycyjnie kończę przepisem. I nie wyobrażam sobie, że miałoby to być coś innego niż ptysie z pierwszego numeru WO, jaki znalazł się w mojej kolekcji.
PTYSIE Z BITĄ ŚMIETANĄ I MALINAMI300 ml wody 100 g masła 200 g mąki 3 jajka szczypta soli

nadzienie: 1 kubek śmietany kremówki 2-3 łyżki cukru (można więcej) maliny

cukier puder do posypania

W rondlu o grubym dnie umieszczam masło i wodę, podgrzewając aż do rozpuszczenia masła (i zagotowania wody). Na tę mieszankę wrzucam partiami mąkę i energicznie ucieram ciasto, ciągle je podgrzewając. Ucieranie powinno trwać ok. 5 minut, mąka ma się zaparzyć.

Po tym czasie zdejmuję garnek z ognia i odstawiam ciasto do ostygnięcia na 10 minut. Po tym czasie przekładam ciasto do robota kuchennego i ciągle miksując, dodaję po jednym jajku. Miksuję, dopóki ciasto nie stanie się gładkie i lśniące. Z ciasta formuję kulki wielkości orzecha włoskiego (robię to dwiema łyżkami, można użyć szprycy), które kładę na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Ptysie piekę przez 25 minut w temp. 200 st. C., po upieczeniu studzę w uchylonym piekarniku.

W międzyczasie ubijam śmietanę z cukrem. Chłodne ptysie szprycuję bitą śmietaną i do każdego wpycham malinę. Podaję posypane cukrem pudrem.

Uwagi:

1. Zawsze obawiałam się ciasta ptysiowego, tymczasem okazało się niezwykle proste. Mój przepis jest bardziej szczegółowy niż ten z Marty Gessler i myślę, że powyższymi wskazówkami każdy przygotuje pyszne ptysie.

2. Z podanej proporcji wychodzi ok. 20 sztuk.

*kwestionariusz był oczywiście nawiązaniem do Kwestionariusza Prousta; Ewa, natchniona lekturą WO, wypełniała nawet ów kwestionariusz z kilkoma osobami, w tym ze mną;
**wszystkie książki pisarki wydało ukochane wydawnictwo Czarne, w którym teraz wydaję książkę ? przypadek? Nie sądzę! 😉 Los lubi mieszać wątki, krzyżować osoby, czym sprawia mi często wiele radości;
WO, 2002 r reklama telefonu Siemens C45 – to szczyt marzeń każdego z nas 😉