Jedną z moich słabostek kulinarnych jest mleko kokosowe. Na półce zawsze stoi jedna, dwie puszki na awaryjne gotowanie, nie wyobrażam sobie kuchni bez tej kremowej nuty kokosa w daniach. To dzięki mleczku kokosowemu wyczarowuję szybkie potrawy – wystarczy łyżka-dwie pasty curry, trochę warzyw, ryż  oraz oczywiście rzeczone mleko i potrawa gotowa. Ostatnio, kiedy lodówka po powrocie do domu świeciła pustkami, zrobiłam coś na kształt dahl: ugotowałam paczkę soczewicy, dałam trochę kuminu, czarnuszki, czosnku, dorzuciłam puszkę ciecierzycy i mleczko, całość smakowała fantastycznie. 
Najczęściej muszę powstrzymywać się przed dodawaniem mleczka niemal do każdej potrawy. Zupa pomidorowa połączona z tymże smakuje cudownie, podobnie jak krem z buraków czy nawet z selera… Ostatnio uświadomiłam sobie, że jeszcze nigdy nie dodawałam mleczka kokosowego do zupy dyniowej, a przecież to musi być jedno z pyszniejszych połączeń! Słodka dynia, ostre wyraziste przyprawy (kumin, czarnuszka, chilli) i ocean kremowego, kokosowego mleka.
Zupę siorbałam z kubka, czytając nową książkę Małgorzaty Musierowicz „Feblik” (z pewnych lektur się nie wyrasta). I to, i to ma właściwości rozgrzewające i stanowi remedium na mroźne dni.
ZUPA DYNIOWA Z MLECZKIEM KOKOSOWYM
(przepis na 4 duże lub 8 małych porcji)

ok. dwukilogramowa dynia (waga przed obraniem), najlepiej Hokkaido
1 ząbek czosnku, zmiażdżony
1/2 łyżeczki kuminu
1/2 łyżeczki czarnuszki
1/2 suszonej papryczki chili
1 l bulionu warzywnego
1 łyżka oliwy
1 duża puszka niesłodzonego mleka kokosowego (400 ml)

Na oliwie podsmażam przez 2 minuty czosnek, kumin, czarnuszkę. Dorzucam pokrojoną w kostkę dynię, mieszam i smażę kilka minut, mieszając co jakiś czas. Następnie zalewam ją bulionem, dosalam, dorzucam chilli i doprowadzam do wrzenia, po czym zmniejszam ogień, wlewam mleczko kokosowe i gotuję na małym ogniu przez 15-20 minut.

Gdy dynia będzie miękka, miksuję ją na krem. Doprawiam do smaku, jeżeli jest taka potrzeba.

Po siarczystych mrozach nieśmiało sypnęło śniegiem. Centymetrowa warstewka wilgotnych płatków to jedynie półprzezroczysta woalka ledwie zakrywająca świat, a mi się marzy puchaty biały szalik. Śnieg sięgający kolan, spacery po białym lesie z kawałkiem czekolady w kieszeni i termosem z pomarańczową herbatą.
Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma, więc spaceruję po przyprószonym świecie i czekam na więcej. Do domu wracam z rumieńcem i zwiększonym apetytem, wszakże pchanie wózka to większy wysiłek niż „zwykły” spacer. W kuchni czeka na mnie upieczony przez mamę placek makowo-jabłkowy na orzechowym spodzie. W końcu udaje nam się spełnić jedno z kuchennych postanowień, które pada co roku w Wigilię – jeść mak również poza sezonem świątecznym. 
CIASTO MAKOWO-JABŁKOWE NA ORZECHOWYM SPODZIE
na ciasto:
200 g orzechów włoskich lub laskowych, zmielonych na mączkę
200 g mąki pszennej tortowej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
200 g masła
100 g cukru
1 jajko lub 2 żółtka
na masę makowo-jabłkową:
1 porcja „czystej” masy makowej (przepis poniżej)
2 żółtka
30 g cukru
120 g roztopionego masła
40 g kaszy manny
40 g mąki tortowej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
100 g rodzynek
5 średnich jabłek, startych na tarce o grubych oczkach
4 białka
szczypta soli
na „czystą” masę makową:
500 g maku
200 g cukru
mleko do gotowania maku
Przygotowuję ciasto: mieszam suche składniki, dodaję masło, łączę za pomocą rąk. Następnie dodaję żółtka/jajko i zagniatam ciasto (można mieszać je w robocie). 3/4 ciasta wykładam na spód blaszki o rozmiarach 24×35 cm, podpiekam w 190 st. C. przez 10-12 minut, spód powinien być blady.
Przygotowuję masę makowo-jabłkową: suchy mak zalewam mlekiem (na wysokość maku), dodaję cukier i gotuję na małym ogniu, mieszając raz na jakiś czas. Gdy mleko odparuje, odstawiam do ostygnięcia, a następnie dwukrotnie mielę (można też gotować mielony już mak – odpada mielenie). Następnie ubijam żółtka z 30 g cukru, dodaję powoli letnie, roztopione masło. Następnie stopniowo dodaję ugotowany mak. Dodaję rodzynki i jabłka, mieszam. Dodaję ubite na sztywno białka. Delikatnie mieszam.
Masę rozsmarowuję równomiernie na spodzie, posypuję pozostałym ciastem (kruszę je na wierzchu). Piekę w 180 st.C. przez 50-55 minut. Odstawiam do ostudzenia – ciasto kroję jak jest chłodne.
Uwagi:
1. Pomysł pochodzi z lidlowskiej książki „Przepisy mistrza Pawła Małeckiego”. Tam ciasto występuje pod nazwą „świąteczny makowiec z jabłkami”. W oryginale użyto enigmatycznego określenia, że należy użyć masy makowej, u nas to masa, jaką przygotowujemy do makowców. Do ciasta użyłyśmy orzechów włoskich, nie laskowych.

2. Jabłka nadają ciastu lekkości i stanowią delikatny kontrapunkt dla słodkiej masy makowej. Orzechowy spód z kolei świetnie współgra z makiem. To pyszne ciasto na święta Bożego Narodzenia i bez okazji.
autorka: Marta Frej; 
To już kolejny rok z moim cyklem inspiracji „Lubię”. Na przestrzeni lat jego charakter nieco się zmienił. Teraz, gdy jest z nami trzymiesięczny Oluś, siłą rzeczy na razie mnie „bywam”, więc nie mogę chwilowo polecić żadnego filmu, który właśnie leci w kinie*, imprezy czy przedstawienia teatralnego, przybyło mi za to „lubisiów” związanych z dziećmi.

Od narodzin małego dbam jednak, by moje życie nie ograniczało się wyłącznie do pieluch, mleka i ciuszków dziecięcych, w miarę możliwości dokarmiam też swój mózg, więc możecie być pewni, że nigdy nie zabraknie tu choćby szczypty kultury.

1. Prace Marty Frej**.
Niedawno Gazeta Wyborcza sprezentowała swym czytelnikom kalendarz z jej rysunkami.

2.  Powieść „Podkrzywdzie” autorstwa Andrzeja Muszyńskiego. 

To powieść dla fanów „Sklepów cynamonowych” B. Schultza – podobny język i klimat.
3. Cytrusy w kuchni, a zwłaszcza cytrynowe magdalenki, pomarańczowy pain perdu, owsiankę z karmelizowanymi pomarańczami, ciasto klementynkowe, obłędne kruche ciasteczka mandarynkowe i nalewki – mandarynkową, pomarańczowo-korzenno-miodową i pomarańczowo-kawową. Wszystkie przepisy znajdziecie tutaj.
czyli biżuterię z… węgla kamiennego! Na święta sprezentowałam jedną sztukę siostrze, sama również cieszę się węglowym serduszkiem.
5. Projekt „365” Mrs & Ms Flr, 
czyli 365 dań w 2016 roku! Zapowiada się pysznie i niezwykle ciekawie.
6. Blog Kuchnię Zamiata Agaty Wojdy. 

Mało kto tak pięknie i ciekawie pisze o kulinariach, a do tego jednocześnie trafia z przepisami w moje podniebienie.
7. Aplikację na telefon „Don’t cry my baby”,

czyli zestaw szumów dla najmłodszych na kryzysowe sytuacje. Kto ma małe dziecko wie, że niekiedy odgłos suszarki lub szumiącego radia to jedyna deska ratunku. Dla zdesperowanych aplikacja ma jeszcze w zanadrzu odgłos bicia serca, szumu morza, trzasku ogniska czy śpiewu ptaków – sama z przyjemnością się w to wsłuchuję! Do pobrania tutaj.

8. Szumisia (Whisbear).

To miś od zadań specjalnych, szumi do snu małym ludziom, ułatwiając im zasypianie. Nie każdy wynalazek dla niemowląt się u nas sprawdził, ale Szumiś zdał egzamin, Olkowi lepiej się przy nim zasypia (klik).

I trochę historii:

– w styczniu 2015 roku lubiłam takie rzeczy.
– z kolei w styczniu 2014 roku lubiłam takie rzeczy. 

* gdyby było inaczej, czuję, że poleciłabym „Zupełnie Nowy Testament” (klik) i „Moje córki krowy” (klik);
**klikając w wytłuszczone wyrazy, przeniesiecie się do stron poświęconych styczniowym inspiracjom;