Zawsze zazdrościłam moim blogowym koleżankom umiejętności pieczenia chleba. I samozaparcia, które sprawiało, że doskonaliły swe techniki, że tworzyły coraz piękniejsze bochenki. Moje zdolności kończyły się na koślawej, lekko twardej bułce i jakoś nigdy nie miałam na tyle energii i chęci, by zagłębiać tę wiedzę. Z czasem odkryłam przepis na chleb dla opornych nr 1 i 2 (przepis tutaj i tutaj), który pozwolił poczuć mi namiastkę radości z domowej piekarni, znalazłam przepis na fajny chleb razowy z żurawiną (który wygląda na poważną piekarską robotę, a jest błachostką – klik), wreszcie miałam romans z zakwasem, którego owocem był ten piękny chleb (klik).
Niedawno przetestowałam kolejny banalny przepis, którego efekt bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Cała robota to wymieszanie składników i wyrobienie ciasta, a wychodzi piękny pękaty bochenek. Upiekłam go z potrzeby chwili – chorowaliśmy, a w domu nie było ani okruszka, a ochota na kanapkę spora (swoją drogą kiedyś, na studiach, koleżanka nie mogła wyjść z podziwu, gdy powiedziałam, że upiekłam bułeczki, bo nie chciało mi się iść na zakupy).
Zatem jeśli obawiacie się wypieków, to przepis dla Was – jest banalnie prosty i wychodzi z niego chleb, którego się nie powstydzicie.
CHLEB DLA OPORNYCH NR 3, ZIOŁOWY
- 1 opakowanie suszonych drożdży (7 g)
- 1 i 3/4 szklanki ciepłej wody
- 2 łyżki cukru trzcinowego
- 2 płaskie łyżeczki soli morskiej
- 1 łyżka oleju (np. słonecznikowego)
- 4 szklanki mąki chlebowej (typ 750)
- po 1 łyżeczce: suszonej bazylii, tymianku, rozmarynu, cząbru
- 4 łyżki ziarenek słonecznika
- 1 białko do posmarowania chleba
- płatki owsiane do posypania chleba
W misce mieszam drożdże, cukier, sól, połowę mąki, zioła i pestki. Dodaję wodę, zaczynam mieszać i zagniatać (robię to robotem kuchennym – hakiem). Po jakiejś minucie, ciągle wyrabiając ciasto, dodaję stopniowo resztę mąki. Ciasto wyrabiam 10 minut.
Ciasto wykładam na wyłożoną papierem do pieczenia blachę, dzieląc je na 2 części. Wilgotnymi dłońmi formuję bochenki i układam je w kilkucentymetrowym odstępie. Przykrywam czystą ściereczką, odstawiam do wyrośnięcia na 30-45 minut (ciasto podwoi objętość). Tuż przed pieczeniem smaruję bochenki białkiem i posypuję płatkami owsianymi (można też słonecznikiem).
Piekę w 180 st. C. (bez termoobiegu) przez 40-45 minut. Po wyjęciu z piekarnika zostawiam do ostygnięcia na kratce.
Uwagi:
Przepis pochodzi z książki Agnieszki Maciąg „Smak miłości”, z moimi modyfikacjami.