– ok. 1/3 szklanki startego parmigiano reggiano (na tej stronie znalazłam kilka ciekawych wiadomości na jego temat),
– garstka podpieczonych pinioli (strasznie podoba mi się ta nazwa),
– oliwa (ok.1/2 szklanki), 1 mały ząbek czosnku i
– duży pęk bazylii (1 doniczka z tej, którą kupuję w marketach), której zieleń stanowi piękny kontrast w zestawieniu z widokiem zza okna.
Jak już pisałam, chcę prrrrawdziwego pesto, dlatego wszystkie suche składniki sosu (oprócz sera) ucieram w moździerzu. Pod koniec dodaję do niego oliwę i ser. W ten sposób smaki przenikną się nawzajem, tworząc idealną całość.
Z podanej porcji wychodzi jakieś pół słoiczka sosu.
Jamie Olivier w swoich książkach proponuje jeszcze jeden dodatek do pesto: sok z cytryny. Wypróbuję następnym razem.
.
Ach, pesto! Delicje. Oj, narobiłaś smaka.
O, pesto by można pod orzechowy weekend podciągnąć 😀 Wspaniałe naczynia!
Max, no to do dzieła 🙂
Nougatine, tez o pomyślałam, żeby to pod weekend podciągnąć, ale potem się pomyslałam, ze troszke to naciągane… 🙂
a dziękuję, naczynia przywiezione w tym roku z Bułgarii 🙂
Na orzechowy tydzień przewidziałem coś zupełnie innego.
Natomiast pesto – hmm.. muszę pomyśleć, może coś wyczaruję przez weekend.
orzechowy weekend miało być, a nie tydzień 🙂
e, orzechowy tydzień tez może być! 🙂 jak szaleć, to szaleć!
Też tu weszlam pozachwycać się naczyniami i oczywiście jak zwykle pięknymi zdjęciami. Nie ma to jak domowy sos, nic w sloiku ze sklepu, choćby i najlepszej jakości, się do tego nie umywa.
Cudny sos! Uwielbiam świeże pesto, a ostatnio popełniłam profanację ze słoika. Smaczne było, chociaż to już zupełnie nie to samo…
Chciałam również pozachwycać się naczyniami. 😉 Pięknie się prezentują.
w imieniu miseczek dziękuję za komplementy 🙂
Jakiś czas temu kupiłam gotowe pesto, ale kompletnie mi nie smakowało, po prostu kolosalnie różniło sie w smaku od domowego, no i było zbyt rozdrobnione jak na mój gust(na papkę). Ale może po prostu miałam pecha 🙂
Mniamuśne 🙂