Wiosna to
biel, seledyn i żółć. Cytryna to słońce.
A słońca u nas dużo ostatnimi czasy? Świat jaśnieje i lśni, nawet najbardziej zakurzone kąty miasta wydają się bardziej glamour. O okolicach za miastem nie wspomnę ? tam wiosna się całkiem odkryła. Pola zielone, brzozy zroszone młodym, zielonym listowiem, tu i ówdzie pojawiają się białe plamki kwitnącej mirabelki? Co drugi dzień jestem na rowerze i czuję, że ten szał skończy się dopiero jesienią.
Cytryn tez u nas wiele ostatnimi czasy. Jest świeżo, lekko i soczyście.Taki to był…
.
Ale od początku:
od grudnia w kuchennej szafce leżała nowa foremka na wypieki. Foremka z sześcioma prostokątnymi wgłębieniami ? mama nadała im przeuroczą nazwę trumienki. Ja zaś wiedziałam, że wypieki, które powstają w tej foremce pochodzą z Francji, swą nazwę zawdzięczają swemu wyglądowi (przypominają sztabki złota) i określony skład. Ale za Chiny nie byłam w stanie przypomnieć sobie, cóż to za nazwa. Moje internetowe poszukiwania nie przyniosły rezultatów, w związku z czym foremka pozostała incognito, a ja postanowiłam, że dopóki nie przypomnę sobie nazwy tajemniczego wypieku, formy nie tknę. Olśnienie, jak to zwykle bywa w ich przypadku, przyszło nagle. Financiers!*
Zatem forma-już-nie-incognito poszła w ruch. Spośród kilku przepisów na financiers wybrałam cytrynowe. Pełna obaw przystąpiłam do działań.
Dobrze, dobrze, a cóż to za obawy?
Po pierwsze: przeczytawszy przepis odniosłam wrażenie, że financiersy to najzwyklejsze w świecie gnioty. Że ciasto będzie mocno wilgotne, zakalcowate i zjadalne tylko na ciepło. Czyli dokładnie takie, jakiego nie lubię.
Po drugie, brak mączki migdałowej sprawił, że zaczęłam dumać nad sensownością mych działań. Wtem przyszło kolejne olśnienie (tadaaam!) i ? pozostawiając blender w szafce** ? zrobiłam mączkę, ubijając tłuczkiem płatki migdałowe.
Po trzecie, już podczas pieczenia moje financiersy nie pachniały zachęcająco. Mówiąc wprost: one śmierdziały jajkiem! Ani krzty migdałowego aromatu, ni cytrynowej świeżości? Uleciały ze mnie resztki nadziei.
Jednak inteligentny czytelnik domyli się, że nie pisałabym tyle o kulinarnej klapie.
Otóż to!
Potęga financiersów objawiła się z pierwszym kęsem. Najpierw była chrupiąca krawędź (tu, podobnie jak w przypadku drożdżowego z kruszonką mam marzenie, by financiersy składały się z samych krawędzi). Potem aromatyczny, mocno cytrynowy środek. Wewnątrz ciasto okazało się lekkie i puszyste. Na dodatek pachniało cytrusami!
Aha, o mały włos zapomniałabym o drugim cytrynowym punkcie weekendu? Ale o tym może napiszę w kolejnym poście.
(przepis pochodzi z czeluści internetu)
LEMON FINANCIERS
185 g masła, stopionego
1 filiżanka zmielonych migdałów
2 łyżeczki startej skórki cytrynowej
1 1/2 filiżanki cukru pudru
1/2 filiżanki mąki pszennej
6 białek z jajka
dodatkowo: strarta skórka cytrynowa, cukier puder do dekoracji
W misce mieszam delikatnie masło, mielone migdały, skórkę cytrynową, przesiany cukier puder i mąkę. W drugiej misce ubijam lekko białka (widelcem). Dodaję białka do masy i mieszam do połączenia składników (nie wolno masy miksowac, mieszać zbyt długo).
Natłuszczam formę do finansjerek (albo muffinów) i nakładam łyżką porcję ciasta do każdego wgłebienia. Piekę w 200 st. C. przez 20-25 minut (finansjery mają się zezłocić). Po upieczeniu czekam jakieś 10 minut, aż finansjery lekko przestygną, po czym je wyciągam, posypuję cukrem pudrem i ozdabiam skórka cytrynową.
Uwaga 1: na financiers potrzeba 6 białek; obok tej i tej Pavlovej to dla mnie idealny patent na wykorzystanie nadmiaru białek. Uwaga 2: przyjmuję, że 1 cup = 1 szklanka i życie staje się łatwiejsze 🙂 Uwaga 3: dałam zdecydowanie więcej skrórki z cytryny, a zrezygnowałam z posypywania wypieku cukrem pudrem (było wystarczająco slodkie).
* ciekawe, że financiers ewoluowały w friands, popularne w Australii; czytałam na ten temat m.in. u Agnieszki
** jego poprzednik nie wytrzymał mielenia orzechów na ciasto czekoladowe?
Aniu, przyznaję, że jeszcze nie przeczytalam wpisu, ale nie mogłam się oprzec żeby od razu nie zamiescic komentarza. Bo widzisz, ja „finansjerki” uwielbiam, ubóstwiam wręcz, a cytrynowe to muszą byc w ogóle boskie…a teraz będę czytac wpis 😉 Pozdrawiam!!!
alez zapachnialo cytrusami… mmmm… pycha… 🙂
Ja odkryłam magdalenki i je pokochałam nad życie :D,teraz czas pokochać Financiers! Ja smak ich znam (i uwielbiam) ale nie miałam takiej fajnej foremki i piekłam je kiedyś w takiej muffinowej ,a to nie to samo prawda?!
Ile to jest 1 filiżanka?
Nigdy o nich nie słyszałam, ale wyglądają tak apetycznie,ze trzeba się z nimi bliżej zapoznać. Piękne i cudownie cytrynowe!:))
Pozdrawiam.
Ale superancka foremka, a nazwa trumienki bardzo mi się podoba 🙂
Za to „finansjerki” zapowiadają się w smaku cudownie i nawet ostatnimi czasy czeka na wykorzystanie przepis na pistacjową ich wersję – ulegnie więc zmianie na cytrynowe, tak zachęcająco o nich piszesz 🙂
Mmm…wygladaja bardzo zachecajaco:) ja niesttey nie mam takiej foremki:( kiedys chcialam kupic, ale stwierdzilam, ze mi sie nie przyda za bardzo-BŁAD!:(
ale zobaczymy, poszperam troche w marketach, moze znajde:)
pozdrawiam!
Piękne! Wszystko, co cytrynowe ostatnimi czasy ciągle mi się marzy! Bo dla mnie wiosna taka właśnie jest – cytrynowa. Kwaśna jeszcze po zimie, ale obiecująca słodycz lata :). Mniam :).
Zapachniało cytrynami, miałbym teraz ochotę na takie ciastko a tak komputer i zielona, jaśminowa herbata obok pudełka z obiadem. Wiosna przyszła tylko jak się cieszyć jak w pracy pracy tyle, że nie wiadomo w co ręce włożyć. Przepis zostawię na weekend ale zaraz – mam ochotę na chlebki z piekarni weekendowej. Zobaczymy… w końcu u Ciebie też „chlebki”. Ładne zdjęcie – wiosna:)
Cudna foremka teraz bardzo taka chce miec! :)))
Bardzo!
Nie moge przestac o niej myslec :)))
I jak ja mam teraz sie zabrac za robote jak tu takie ladne zdjecia? 😛
Jakie ładne zdjęcie w Profilu. Jesteś taka wiosenna 🙂
A co do financiers, to ja miałam podobną przygodę z pierwszymi w życiu magdalenkami – pachniało podobnie i spodziewałam się katastrofy. Myślę sobie też, że wszystko jest jednak kwestią gustu, dla niektórych magdalenki mogą być niejadalne. Tak jak np. brownies, za wielu uznane za coś niedopieczonego i zakalcowatego.
Pozdrawiam Cię ciepło!
śliczne wyszły, takie słodziutkie, malutkie, krzyczące: zjedz mnie
Aniu, po takiej rekomendacji, nic, tylko piec! Na razie w foremce zastępczej, ale tylko na razie:) Fajnie masz z tym rowerem:)JA muszę jeszcze parę lat poczekać, aby choć w części wróciły czasy wolności i spontaniczności:) Bo dziecko samo w domu nie zostanie, bo za małe, bo ciągle są po pracy jakieś niespodziewane obowiązki…itd. Brzmi jak narzekanie? Ale tylko brzmi na szczęście:)Pozdrawiam ciepło!
Faktycznie wyglądają jak malutkie sztabki. Bardzo lubię ciasta cytrynowe,więc kto wie..tylko foremki brak.
Zdjęcie profilowe podoba mi się ogromnie:)
O kurcze, nigdy mi sie jeszcze financiers nie kojarzyly z trumienkami… Od teraz chyba niestety beda 🙂
To jeden z wypiekow ktory bardzo lubie! Jak magdalenki wlasnie : delikatne i aromatyczne.
Twoje tez brzmia cudnie 🙂
Pozdrawiam!
Margot, w muffinkowych tez je pieką, jednak financiers najlpiej prezentują się w klasycznej formie. Ale to taki kuchenny snobizm- wiadomo, że będą smakowac bez wzg. na kształt.
Za miłe słowa, np. te o nowym zdjęciu na profilu (no tak, nowe idzie!) dziękuję 🙂
I zachęcam do pieczenia financiersów tych, którzy jeszcze o nich nie słyszeli (np. panna Majana 🙂 albo tych, którzy już je dobrze znają. Warto 🙂
Pozdrowienia!
Ależ ja lubię olśnienia! To bardzo miłe uczucie stojące zgodnie w parze z ulgą 😉
Fajne zdjęcie Ani, fajne zdjęcia sztabek, i foremka też fajna. Same fajności – ale fajno! ;))
Fajno, że fajne 🙂 I ze mnie odwiedziłaś, Oczko 🙂
Ha, również się zastanawiam wielokrotnie co zrobić z białkami jajek, które zostają mi z drożdżowego, (nie lubię bezów) a ten przepis wygląda naprawdę apetycznie 😀 Tylko nie mam odpowiedniej foremki- foremka jest teflonowa Aniu?
Teflonowa, Porcelanko.
A masz formę do muffinów? Bo też pasuje 🙂
Są naprawdę pycha… Tylko trochę zachodu jest z robieniem maczki migdałowej (ja rozbijam tłuczkiem płatki migdałowe).
Napisz, jesli zrobisz, Porcelanko 🙂
Nie roumiem dlaczego przepis jest po angielsku a wstęp po polsku?? skąd mam wiedzieć, jak upiec te ciasteczka?
Anonimowy, kopiowałam przepis z anglojęzycznej strony, później miałam go przetłumaczyć i z głowy mi to uciekło. Dziś wieczorem zmienię tekst, przepraszam za zamieszanie 🙂