Lubię zapach mojego pokoju w P., gdy zaczynają grzać kaloryfery. Kojarzy mi się z łańcuszkiem wieczorów przy książce i kubku herbaty.
Lubię zimny oddech jesieni o poranku. Przypomina mi chłodne ranki, gdy zbierałam się do przedszkola. Wyskakiwałam z łóżka i przy pomocy maminych rąk wbijałam się w sztywne szarobure rajstopki, obowiązkowo naciągnięte po same pachy*. Dwie rzeczy sprawiały, że łatwiej opuszczałam ciepłe łóżko: ciekawość, jakie kanapki zaserwują dziś panie w przedszkolu i wizja gorącej bawarki, którą podawano nam na śniadanie.
Chciałabym znaleźć się znów w moim przedszkolu. Usiąść przy krześle z muchomorkiem, ułożyć kredki w swojej szafce i zastanawiać się, kto ukradł moją ulubioną temperówkę w kształcie telewizora.
Lubię przeglądać moje stare wiersze i z nieskładnych wersów wyłapywać zapomniane metafory. Odkurzać zapomniane zwroty, którymi niegdyś chętnie się bawiłam. Czasem jakiś drobiazg wywoła we mnie jesienny zalew nostalgii:
Jesienna miniatura
siwa dekadencja
pana w czarnym płaszczu
zalotne spojrzenie wróbla
owinięte tytoniową
wstęgą nieba
Lubię czuć w kieszeni płaszcza parę kasztanów. Przewracam je w dłoniach – tak, jak plażowe kamyki latem. Lubię lśniącą gładkość i nieskazitelny połysk kasztanów. Gdy byłam mała, rozłupywałam je i probówałam zjeść zielonkawy środek, łudząco podobny do pistacji. Zawsze strasznie mnie bolało, że tak śliczne i apetycznie wnętrze nie daje się skonsumować. I wtedy, mając kilka lat, dzięki kasztanom poznałam ważną prawdę o życiu: to, co ładne, nie zawsze jest zjadalne. I często rozczarowuje.
Lubię szare swetry o grubym ściegu, takie z dużymi golfami. Stanowią dla mnie kwintesencję jesieni.
Zupa dyniowa to też czysta jesień, ale jest w niej więcej słońca niż deszczu.
I więcej ciepła niż w szarym swetrze.
I dużo więcej smaku niż w lśniącym kasztanie.
BAWARSKA ZUPA DYNIOWA
(przepis pochodzi z nowego numeru Kuchni)
Składniki (na 4 porcje jako danie główne, na 8 jako pierwsze danie):
1 dynia (ok. dwukilogramowa)
1 srednia cebula
1 pietruszka
1 marchewka
1/3 selera
po 2 łyżki masła i oleju
1 łyzka świeżo startego imbiru
ok. 1 l bulionu
2 ząbki czosnku
4 kromki pszennego chleba
150 g wędzonego boczku
Dynię obieram, wydrążam i kroję w kostkę (nie musi być to drobna kostka). pozostałe warzywa obieram i kroję na drobne cząsteczki.
W dużym garnku topię olej i masło, wrzucam warzywa (bez dyni) i imbir, lekko je solę i podsmażam chwilę. Następnie dodaję dynię i smażę ok. 5 minut, mieszając co chwila mieszankę. Następnie zalewam warzywa bulionem którego winno być tyle, by przykrył warzywa.
Pozostawiam zupę na małym ogniu i gotuję ok. pół godziny (aż dynia będzie się rozpadać). W tym czasie robię grzanki, podsmażając kromki chleba na patelni. Gdy grzanki będą gotowe, ściągam je z patelni i nacieram czosnkiem. wówczas kroję je w kostkę (ale można je podac w całosci).
Boczek kroję w kostkę i smażę, aż uzyska pożądaną chrupkość (my lubimy twarde skwarki).
Gdy zupa bedzie gotowa, ściągam ją z gazu i miksuję na krem. Doprawiam solą i DUŻO pieprzę.
Podaję z boczkiem na wierzchu i z czosnkowymi grzankami.
W komentarzach wiele z Was napisało, ze nie lubi dyni. W tym roku miałam pierwsze spotkanie z tym warzywem i wiem jedno: DYNIA WYMAGA WYRAZISTYCH DODATKÓW. Duzo pieprzu, slonego boczku czy aromatycznych przypraw (kmin, chili, harissa) – inaczej będzie mdława i nieciekawa. W planach mam pokazanie Wam jeszcze jednej, ostrzejszej zupy z dyni, moze któraś z Was przekona się do tego – sympatycznego skądinąd – warzywa!
Uwagi:
1. tak, zupa powstała z jednej z naszych dyń, które taszczyłam ze sobą do Gdańska. To moje drugie (po innej zupie) spotkanie z tym uroczym warzywem, z którego z resztą byłam b. zadowolona.**
Moje zmiany przepisu z Kuchni polegały na rezygnacji z dodatku białego wina, poza tym postępowałam mniej-wiecej zgodnie z recepturą.
2. Bawarska zupa dyniowa, mimo swej ciężkiej nazwy, okazała się delikatna w smaku. Dodatek imbiru dodał jej trochę ostrości, a chrupiący boczek i czosnkowe grzanki – charakteru.
3. Jak każda zupa-krem jest bardzo rozgrzewająca. Polecam ją na szare, zimne dni, gdy w domu chłód, a kaloryfery milczą.
* niestety, nawyk ten pozostał do dziś – w rajstopach czuję się dobrze jedynie, gdy sięgają mi niemal po pachy 🙂
** w P. zostało jeszcze kilkanaście dyń, w tym dwie ponad dziesięciokilogramowe. Niech no tylko tam zawitam, to się z nimi rozprawię!
Choć myśl o przedszkolu wywołuje we mnie traumatyczne wspomnienia, to możliwość oglądania zdjęć dołączonych do tego postu sprawia, że jestem skłonna uwierzyć, że może tam nie było tak źle… 🙂
Fajne masz wspomnienia z przedszkola i fajne wiersze pisałaś 🙂 I ja mam swoje zeszyty z wierszami i jak to na mnie – Pannę Porządnicką – przystało zapisywałam sobie miejsce i czas ich napisania 🙂 Teraz, po latach mogłam przejść się po tych miejscach i wyobrazić jak zbuntowana nastolatka siedzi z zeszytem i długopisem, pisząc co jej w duszy gra 🙂
Teraz za to poezję tworzę w garnkach, patelniach i foremkach – kocham te symfonie smaków i aromatów, jak np. w dyniowych zupach, które mogą być takim doskonałym płótnem malarskim czy też białą kartką do zapisania 🙂
Ale mnie dziś melancholijnie sparło 🙂 Pozdrawiam znad kubków kawy i zielonej herbaty :***
Wprawiłaś mnie z rana w dobry nastrój. Chyba każda z nas ma TAKIE wspomnienia przedszkolne ;)) … pięknie układasz w zdania fajnie się Ciebie czyta. Do tego cudne fotki aż żałuję że nie lubię dyni pozdrawiam serdecznie
ja kiedyś byłam w moim przedszkolu po mojego bratanka i co tak się wzruszyłam tymi malutkimi krzesełkami które kiedyś były takie ogromne 🙂
Ja wymyśliłam zupę identyczną, imaginujesz sobie Waćpanna?!
Teraz muszę zrewidować przepis 😉
A poezja… na szczęście moje próby nie wytrzymały próby… czasu i nie mam nic. Ale nie nadałyby się nawet we fragmentach 😉
Lubie czytac Twoje wspomnienia.:)
A zupkę chętnie bym zjadła zwłaszcza, ze w zeszłym roku dopiero sie z panią dynią poznałam i zupka bardzo mi smakowała.
Koniecznie muszę wypróbować inny przepis 🙂
Miłego dnia,pozdrawiam:)
Kobieto! Jak Ty to robisz? Normalnie nie lubię dyni, ale przez Twoje zdjęcia zaczynam się ślinić! Mają w sobie jakiś urok, czar, magnetyzm. Masz dar.
Pozdrawiam!
Cudna ta zupa Aniu! I dla mnie dynie to kwintesencja jesieni i to wlasnie od tej slonecznej strony. I znow 'zazdrszcze' tych dyni z wlasnego ogrodka 😉
Mam nadzieje, ze w takim razie przylaczysz sie tez do tegorocznego Festiwalu Dyni? 😉
Pozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam dyniową zupę.
POdoba mi się to wspomnienie przedszkola i rajstop (skąd ja to znam?:). Przez to teraz noszę rajstopy-biodrówki:)
Oj, jak tu cieplutko u Ciebie!
Ja z dyni nie robilam nigdy niczego. Ale tak apetycznie wygladaja niektore potrawy ze chyba sie w koncu pokusze.
Ogrzałaś mnie Aniu piękną opowieścią i zupą o energizującym kolorze. Cieplutko u Ciebie mimo słoty na zewnątrz!
Aniu, a byłaś podnoszona do góry za rajstopki? bo ja tak:)
Przedszkole swoje wspominam bardzo, bardzo miło!
Zupa wygląda tak jak polska złota jesień:) Słońce, słońce i słońce – tak jak dziś na dworze:)))
Aniu, zazdroszczę Ci tej umiejętności ubierania myśli w ładne słowa. To dokładnie tak samo (ale jednak inaczej), gdy malarz tworzy swoje dzieło. Ja nie mam daru ani jednego, ani drugiego. Dużo lepiej wychodzi mi stawianie prostych, sztywnych kresek. I słowa też tak prosto i sztywno układam. Wielka szkoda. Tym bardziej z wielką chęcią zanurzam się w Twoich miękkich opisach. To jak leżeć na środku łąki i spoglądać na podniebną watę cukrową. 🙂
A ta zupa też mnie zainteresowała, bo i u mnie nowy numer Kuchni w użyciu. 🙂 I zapewne spróbuję, bo jak nie spróbować, gdy dynia taka pyszna!
Buziole Aniu. :*
Moja dynia juz od tygodnia czeka na parapecie okna az zamienie ja w pyszna zupke. To bedzie dla mnie pierwszy raz bo jeszcze zupy dyniowej nie jadlam a tym bardziej nie robilam 🙂
Twoja zupka jest taka pieknie sloneczna… Cieszy oczy i na pewno tez podniebienie 🙂
Mnożą się te nastrojowe wpisy na blogach, mnożą. I dobrze się dzieje 🙂
Aniu za kazdym razem gdy do Ciebie zagladam znajduje przepieknie napisany tekst. Masz wielki dar do pisania. Niedawno opowiadalam mojemu Mezowi, ze gdybys kiedys napisala ksiazke ja z pewnoscia ja zakupie 🙂 i kazda nastepna tez.
Piekne wspomnienia z przedszkola jeszcze piekniej ubralas w slowa. Tez mam mase takich przedszkolnych wspomnien, ktore wygrzebuje z zakamarkow pamieci dzieki Tobie.
A zupa jest cudna, bardzo sloneczna i ciepla. Wierze, ze smakowala wspaniale.
Czekam na przepis.
pozdrawiam cieplutko z mokrej i zimniej Fr.
Zawsze kiedy czytam kolejny post, mam rosnące odczucie, że chciałabym Cię znać osobiście 🙂
Wspomnienia, słowa i opisy- uwielbiam tą mieszankę, którą tu znajduję.
Temperówka w kształcie telewizora ;)? Ale bajer!
"Tytoniowa wstęga nieba" – rewelacja. Pięknie piszesz :).
I zdjęcia też robisz cudne.
ha! mialam wlasnie taki szary sweter golf z grubym sciegiem warkoczem. wlasnie na jesienne wieczory. zwlaszcza z kubkiem goracego kakao i dobra ksiazka… ech kiedy to bylo… szukam fjanego pzrepisu na krem z dyni, wiec czekam na Twoj zalegly. pozdrawiam! 🙂
Zimny oddech jesieni o poranku : mniam :))
Z dyń przekonują mnie jedynie pestki.
Może nie jadłam jeszcze odpowiedniej zupy..
Aniu, przepiękne zdjęcia!.
Kocham szare swetry. W ogóle kocham wszystko, co szare. Czarne też. Zgadnij jaki kolor ma moja garderoba 😀
Ściskam
uwielbiam cię czytać, tak pięknie piszesz, troche sentymentalnie, trochę radośnie, tak nastrojowo
a dynię kocham, i dziś miałam z nią pierwszy w tym roku kontakt 🙂
Widziałam tę zupę w kuchni i tylko mnie zastanawiało, czy rezygnacja z wina jej nie szkodzi. Teraz wiem, że nie, ale, intryguje mnie jeszcze jedna rzecz – czy naprawdę 2,5 kg dyni to tylko 4 porcje?
Że jesienią lubię podobne rzeczy, to już chyba wiesz 🙂
A zdjęcia jak zwykle przepiękne. A ja jutro zaczynam kurs fotografii, więc jestem dobrej myśli.
Dynie bardzo lubimy i jesienia zawsze w domku lezy w misie gotowa na nastepna i nastepna zupke,nie ukrywam,ze preferuje Hokkaido,ale chyba z lenistwa,bo jedyna ,ktorej obierac nie potrzeba,choc jest rowniez bardzo smaczna 🙂
Ta Twoja bawarska zupka bardzo mi sie podoba,kto wie,czy nie padnie na nia wyliczanka 🙂 🙂
Pozdrawiam 🙂
Ja też noszę kasztany w kieszeni. A z braku kieszeni – w torbie 🙂 I lubię je zbierać – garściami 🙂
Nastrojowy wiersz, apetyczne zdjęcia, sentymentalizm – uwielbiam to u Ciebie. Ale pewnie to wiesz 🙂
ściskam!
Nosiłam do szkoły własne kanapki, bo uważałam, że te stołówkowe są niejadalne. A poza tym wszystko się zgadza 😉
PS. Jeśli ta zupa smakuje choć w połowie tak dobrze jak wygląda, to jest szansa, że dam dyni drugą szansę.
Piękna zupa!
I ja kocham szary, ołówkowy, siwy, asfaltowy, grafit. Wszystkie odcienie szarego.
Zakładanie rajstop po pachy miło wspominam, Mama podnosiła mnie w nich aż nogi dyndały:) I również źle się czuję w "spadających" i przykrótkich rajstopach, koszmar.
Pozdrawiam bardzo!
A ja uwielbiam dynię – za jej tak intensywny kolor i jednocześnie tak delikatny smak… ale zgadzam się, że bez wyrazistych dodatków jest mdła 🙂
A wiesz, ja też zawsze noszę kasztany w kieszeni kurtki 🙂 mam wrażenie, że są zawsze ciepłe…
pozdrawiam i zapraszam na swojego, niedojrzałego jeszcze, bloga 🙂
I to jest ta jedna dynia – ladnie 😀
Anulka, dzieki Tobie to czlowiak az chce polubic jesien i wrocic do przedszkola, no!
Swietna ta zupa, ale Cie dobije, przepraszam, ale chwilowo za mna lazi taka z cytryna i bez czosnku, oj wiem ze wydziwiam! A na Twoje podsumowanie "bawarskosci" zupy niezle sie usmailam!
:*
PS. Ladnie to ujelas, ze to co ladnie nie zawsze jest zjadalne – takie swieze pigwy np? 🙂
Zatraciłam się czytając i przywołując własne wspomnienia … Rajstopki…moja połówka wyglądała bardzo sexi w niebieściutkich rajtkach 🙂 Do tej pory skrzętnie chowa swoje zdjęcia z dzieciństwa, po tym jak pół dnia się śmiałam , że go ubierali jak dziewczynkę 😀 Kremowe zupy uwielbiam i jak tylko przyturlam swoją upatrzoną dynię, to na pewno coś z niej sobie zrobię 🙂
Poswix, a ja,wyobraź sobie, mam niemal same miłe wspomnienia zwiazane z przedszkolem 🙂
Tili, ja tez najwięcej tworzyłam w okresie buntu 😉 Ładnie to ujęłaś: 'poezja w garnkach' 🙂
13ka, myślę, że w odpowiedniej oprawie da się dynię polubić! Tylko na ostro, jak juz mówiłam.
Miętowko, doskonale Cie rozumiem. te krzeselka tez mnie wzruszaja 🙂
An-no, a ja zaluję, że Twa poezja nie wytrzmała próbu czasu, bo zawsze to jest jakies wspomnienie! Wiesz, ja tych zup-kremów z dyni to juz kilka sztuk stworzyłam, najpierw zgodnie z przepisem, potem z dodatkami, które wg mnie najfajniej pasują.
Majano, wyobraź sobie, ze ja dopiero w tym roku poznałam smak dyni 🙂
Decomarta, DZIĘKUJĘ! Wiesz, moja droga, myslę, że odpowiednio doprawioną zupkę z dyni byś polubiła…
Beo, czy Ty wiesz, że mamy kilkanascie dyń w ogrodzie?! Do festiwalu sie przyłączę, a jak!
Delie, jejciu, oswieciłaś mnie… Nie wiedziałam, ze istnieją rajstopy biodrówki!
Ewo droga, pokuś, pokuś się! 😉
Lloka, prawda, ze fajy koorek ma ta zupa?:)
Kasiu, oczywiscie, ze tak, bylam podnoszona za rajstopki, inaczej nie lezaly, jak trzeba! :))))
Małgoś, juz Ci to napisałam na Twym blogu, ale powtórzę się: dziękuję Ci za ten komentarz, czytałam go – o ja próżna! – kilka razy..:)
Majko, ja tez mialam w tym roku pierwszy raz z dynią, więc o nic się nie bój 🙂
Karolko, ale Ty jestes fajna:) Normalnie się zaczerwieniłam czytając Twój komentarz! Strasznie miłe. I budujące. i w ogole dziękje :)))
Raincloud :)))
Olalala, fajnie, ze spytałaś o te temperówkę, bom była z niej dumna niemożebnie! Była zielona, a na ekranie było nawet cos narysowane. Uwielbialam ją…
Cudawianko, wlasnie o to mi chodzilo, a gruby warkocz 🙂
Zeruya, cieszę się, ze wyłapałas to zdanie…
A wiesz, dynia w ostrej oprawie naprawdę fajnie smakuje. trzeba tylko o nia zadbac, doprawić ja odpowiednio.
Anoushko, dziękuję! komplement dotyczący zdjeć z Twoich ust jest dla mnie bardzo cenny.
Aga-aa, kurcze, a ja uwielbiam czytac takie komentarze… To musi być próżnośc, ale cóż poradzę? Strasznie mnie ciesza i podbudowują takie słowa.
KaroLino, gdy początkowo zabierałam się do zupy dyniowej, zastanawialam się, czy cos komuś się nie pomieszalo: jak zrobic zupe z CALEJ dynki? ale to bylo moje pierwsze zetkniecie z tym warzywem i juz wiem, ze połowa wnętrza to pestki z miąższem, który sie usuwa. Dyni zostaje połowa mniej. Pisząc, ze to porcja na 4 osoby, mam na mysli potraktowanie tej zupy jako jednyny posilek. dobrze, ze zwróciłas na touwage, poprawię przepis: należałoby wspomnieć, że jesli zupe raktujemy jako wstęp, to na 8 osób spokojnie starczy. A o wino sie nie martwiłam, często z niego rezygnuję w przepisach i prawde mówiąc nie czuję różnicy… widocznie mam niedelikatne podniebienie…;)
Gosiu, swiatowcu, a ja o dyni Hokkaido nawet nie slyszalam 🙂 Obieranie to marna robota, więc tez bym uzywała takiej dyni, co Ty.
Oczko, w torbie tez mi sie poniewierają kasztany 🙂 Muszę je właśnie wymienić na świeżą, lśniącą porcję! Aha, i DZIĘKUJĘ :)))
I,nna, no coś Ty! Uwielbialam przedszkolne kanapki (w szkole nam nie dawali)! Zawsze mnie zaskakiwły 😛
Patrycjo, gdzie się podziewasz? Wypatruję nowej notki na blogu, a tu ciągle nic… hi hi, miałam tak samo: mama podnosiła mnie w górę, aż rajstopki znalazly się pod pachami.
Mirabelko, witaj w blogosferze! Oby CI sie tu dobrze żyło 🙂
Basiula, ja o powrocie do przedszkola to ustawicznie marzę… 😉 A przynajmniej o powrocie do przedzkolnej kuchni: uwielbialam tamto jedzenie!
Jesli zrobisz tą zupę z cytryną, koniecznie daj mi znać, bom ciekawa teg cudaka :PPP Wiesz, babcia mi mówiła, ze na slodko zupę dyniowa przyrządzała (w o nietrudno uwierzyć, wszakze ciasto dyniowe sama chcę zrobić), ale mnie to jakoś nie przekonuje.
hi hi, i znów zdanie o pieknie wyłuskałaś! Pigwa też jest dobrym przykładem, ale kasztany zawsze najsilniej na mnie działały, to żółtawo-zielone wnętrze zawsze na mnie działało! iedyś nawet je próbowałam 🙂 zawczasu powiem Ci, że gorzkie, bys sama kasztanów w Pradze nie wyjadała 😛
Szarlotku, a ja jeszcze co najmniej jedną zupkę dyniowa zaprezentuje, taka ostrzejszą 🙂 Więc turlaj dynię!;)))
POZDROWIENIA ŚLĘ!
Tak lubię oglądać obrazki z przeszłości, temperówka, krzesełko, rajstopki, zagubiony wiersz…
Takie chwile bardzo mnie wyciszają bez względu na to, na jakim etapie dnia i zajęć jestem.
Teraz w pracy, w wirze materiałów, wpadam do Ciebie i zawieszam się na chwilkę. Znowu jest tak domowo, tak troszkę intymnie – sam na sam z myślami.
Bardzo to lubię Aniu… 🙂
Zupka zapowiada się pysznie.
Chyba w tym roku będziemy miały okazję przetestować ich kilka. Ja też od mamy Jakuba dostałam nowy przepis…Ostro się zapowiada 🙂
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za tych kilka zatrzymanych chwil.
M.
Aniu nie ma za co dziekowac, ja tak wlasnie mysle. Dla mnie czytanie Twoich wpisow na blogu to prawdziwa przyjemnosc.
pozdrawiam
Boooskie zdjęcia…i przepisy też 🙂 cieplutko pozdrawiam
Jej, dziękuję za odwiedziny na moim blogu i taki miły komentarz. 🙂
A ta zupka z dyni… Mmm… Zjadłoby się ją. 🙂
Pozdrawiam serdecznie.
Nie wiem czy lubię dynię. Nie wiem czy lubię zupę z dyni. Nic to jednak. Właśnie podjęłam mocne postanowienie przekonania się jak taka zupa smakuje…
Smak to nie tylko kwestia podniebienia, ale również oczu … Piękne zdjęcia 🙂
Aniu, rajstopki oczywiście nosiłam, mama podnosiła mnie chwytając za nie żeby te wypchane kolana zniknęły :))), wiersze pisałam, ajakże, ale moim największym 'osiągnięciem literackim' była powieśc…z dialogami, wielowątkowa :)))zeszyt 100-kartkowy nie starczył na zakończenie i było w 16-kartkowym…więc była dwutomowa:D
Dynia jest mdła, ale dodatki sprawiają że smak ożywa, Twoja wersja podoba mi się…a mnie dynia podoba się wizualnie, smakowo mniej, pozdrawiam.
Anulka, no wlasnie z tym przedszkolem to przedziwna sprawa, wiekszos moich znajomych pamieta jakies przypalone mleko, a ja odczsow przedszkola uwielbiam mleczne zupy 🙂
Zupe z cytryna musze zrobic, straszne mam "tyly" w kuchni,a le obiecuje dac znac jak tylko, ona jest kwasna troche, ale wydaje mi sie swietnym polaczeniam, ciekaw jestem czy przypadlaby Ci do gustu… A Ty ciasto, no prosze!
"i znów zdanie o pieknie wyłuskałaś!" nie wiem jak to robie, naprawde czasem to tak wyglada jakby takie zdanie bylo do mnie 😀 pigwa mnie zaskakuje, ciekawe czy ja w tym roku zdobede, niestety zwykle nie ma w sklepach, a kasztany, dobrze, poloze na parapecie 😀
caluski :***
Moniko, dziękuję Ci! Nie masz pojęcia, jak miła jest swiadomość, ze za moją sprawą ktoś może czuć się choć odrobinę lepiej, że moim pisaniem jestem w stanie rozjaśnić kilka minut w zyciu innej osoby. Trochę to patetycznie zabrzmiało, ale mam nadzieję, ze wiesz, o co mi chodzi…
Karolko, a wlasnie że jest, jest za co dziekować! 🙂
MarTuś, witaj! dziękuję za te słowa 🙂
Enthia, komentarz był jak najzupełniej szczery, a odwiedziny na blogu miłe 🙂
Nivejko, dzięki! może przekonasz się do takiej zupy?
Kass, hi hi , ja sobie zyczyłam podnoszenia w rajstopkach po to, by mi sięgały pod pachy i by zniknęła ich okropna sztywność.
Basiu, ja też UWIELBIAM mleczne zupy! najlepsze były w podstawówce, nikt ich nie chciał jesc, a ja wsuwałam po dwa talerze. Nie wiem, jak je robiono, ale smak pozostał mi w pamięci…A my mamy trochę pigwy w ogrodzie (tzn. mamcia ma;), więc moze jakąś nalewkę z niej wykombinuje. Ta pigwowa to wg mnie najlepsza nalewka swiata, lekko kwaskowata, wyrazista, a przy tym zachowująca nalewkową słodycz. Poezja! 🙂
Pozdrowienia, dzieczyny!
Hej Aniu:-) A ja wycinałam dyni oczy i uśmiech i do środka wsadzałam świeczuszke. Witam serdecznie, to mój pierwszy wpis. Buziaki, Kasia T.
Cześć Kasiula!Fajnie, ze się odezwałaś!
:))))
Witaj,
Ugotowałam zupę według Twojego przepisu, dziękuję za inspirację. Niestety musiałam zrezygnować z dwóch składników, ale i tak było pysznie. Wszytskiego dobrego i smacznego, pozdrawiam
http://justynapokrzywnicka.blogspot.com/2012/10/dynia-smak-jesieni.html