Z perspektywy zimowego poranka pachnący bzem maj wydaje się mglistym marzeniem. Aż ciężko w to uwierzyć, że był taki czas, gdy próbowałam pierwszych truskawek, spacerowałam między kwitnącymi jabłonkami i zajadałam się szparagami. Trochę z tęsknoty za tymi ostatnimi, w zaawansowanym listopadzie wymyśliłam przepis, który pokazuję Wam dzisiaj. Marchewka z kaparami i migdałami to pyszna rzecz!
Chociaż stwierdzenie „wymyśliłam” to zdecydowanie za mocne określenie, ja po prostu zamieniłam szparagi na marchewkę i podałam je z okrasą proponowaną przez Yotama Ottolenghiego. Mowa o tym przepisie – klik. Jeśli nie próbowaliście tak przygotowanych szparagów, zapiszcie go sobie w serduszku i wróćcie do niego w maju. Teraz zabieramy się za marchewki. Na talerzu dobrze też zagrają pokrojone w plastry buraki, ugotowane na parze brokuły czy kalafior, ale to marchewki mają tę delikatną chrupkość i słodycz nawiązującą do szparagów. Acha! Świetnie się tu nada stara, poczciwa skorzonera (klik – tu o niej kiedyś pisałam). Skorzonera to przecież takie szparagi dla ubogich, całkiem niedoceniane warzywo.
Brzmi to fantastycznie!