Robiłam niedawno porządki w regałach z książkami. Policzyłam, że mam w swych zbiorach blisko 400 pozycji. To sporo, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że znaczna część kolekcji była budowana przed boomem na książki kulinarne. Kiedyś podchodziłam do półki z książkami i kupowałam to, co było w miarę ładne i ciekawe. Teraz muszę dwa razy się zastanowić, co wybrać, bo pozycji jest naprawdę wiele. Mam jednak to szczęście, że część książek otrzymuję od wydawnictw albo zaprzyjaźnionych autorów, dzięki czemu moja kolekcja może szybciej się powiększać. Niestety niektóre pozycje nie są zbyt pociągające, więc kończą zakurzone w rogu regału.
Dzisiaj chciałam napisać o ostatnich pozycjach, które przykuły moją uwagę treścią, formą lub jednym i drugim. Czyli takich, które polecam.
Kasia Marciniewicz „W słoiku. Przetwory przez cały rok”, wyd. Publicat.
Kasię znam już ponad dekadę i niejednokrotnie miałam okazję smakować jej potraw, a kilka przepisów z jej blogu Chillibite.pl od dawna jest z nami w kuchni. Dlatego jej pierwsza książka była dla mnie pewniakiem – oczywiste było, że będzie pełna świetnych, czasem szalonych jak sama autorka pomysłów (suszone mirabelki, dżem z boczkiem i figami, wpadlibyście na to?), że wszystko będzie dopracowane merytoryczne i ciekawe.
„W słoiku” to recepta na spiżarnię z prawdziwego zdarzenia. Przepisy dzielą się na dwa działy: Spiżarnia i Kredens, a dalej na podrozdziały, „Owoce i chutneye”, „Warzywa, octy, kiszonki”, „Suszone i mrożone”, „Przetwory specjale”, „Ulubione dressingi do sałatek” i „Ulubione mieszanki przypraw”. Znajdziecie tu takie klasyki jak przecier pomidorowy, buraczki do obiadu, dżem morelowy czy granolę (a przy niej coś związanego ze mną!), ale i konfiturę z mirabelek, śliwki londyńskie w herbacie, ratatouille w słoikach czy cynamonowe chipsy z jabłek. Ta książka to obowiązkowa pozycja w domu każdej aspirującej bogini domowego ogniska.
Nigel Slater „Jedz. Mała księga wielkich dań”, wyd. Filo.
Wydawnictwo Filo od lat sprowadza na polską ziemię moich ukochanych autorów -najpierw była Nigella, potem Yotam Ottolenghi, a teraz Nigel Slater (pisałam o nim tutaj i tutaj). Bardzo się cieszę, z przekładu Nigela na język polski, choć są i głosy, że to autor „nieprzekładalny” i po polsku to już nie to. Aby oddać sprawiedliwość dodam, że nie jest to najlepsza pozycja autora (nic chyba nie przebije „Kitchen diaries”), ale od czegoś trzeba zacząć! Książka „Jedz” to zbiór prostych (jak to u Nigela) receptur na dania do ręki, w misce, w patelni, grilloane, na kuchence, duszone, pieczone, zapiekane w cieście, z woka, na talerzu i na deser (tak nazywają się też kolejne rozdziały). Do tego proste, piękne, bezpretensjonalne zdjęcia Jonathana Lovekina.
Agata Michalak, „O dobrym jedzeniu. Opowieści z pola, ogrodu i lasu”, wyd. Czarne
„O dobrym jedzeniu” to zbiór rozmów z ludźmi, którzy walczą o to, aby jadło się lepiej. Zapaleńcy produkujący ser, przywracający stare gatunki zbóż, ratujący od zapomnienia dawne gatunki jabłoni, właściciele małych młynów i hodowli ryb, edukatorzy i historycy kulinarni to część z rozmówców. Książka wyjaśnia wiele mechanizmów kierujących rynkiem spożywczym, w tym odpowiada na najczęściej zadawane pytanie związane z certyfikowanymi produktami ekologicznymi: „czemu tak drogo”? Bardzo fajnym i pożytecznym pomysłem jest umieszczeniem na końcu spisu produktów, o których była mowa, to ułatwia świadome zakupy.
Sandor Ellix Katz, „Dzika fermentacja”, wyd. Vivante.
Po dużej dawce teorii na temat fermentacji, jaką zaserwował nam autor w swej pierwszej książce, „Sztuka fermentacji” (pisałam o niej tutaj), czas na praktykę. „Dzika fermentacja” to dla mnie rockandrollowa pozycja, w której widać pasję, szaleństwo i – nomen omen – dzikość. Autor sypie niezwykłymi przepisami na fermentowane cuda, z mniejszą i bardziej przystępną niż w pierwszej książce porcją informacji o zjawiskach fermentacji. Jest ciekawie, kolorowo, przystępnie i intrygująco (spójrzcie tylko na przepisy na: paneer – indyjski ser, śmietanę z pestek słonecznika, malinowy napój gazowany czy kimchi z rzodkiewki).
Emilie Hebert, „Beauty of food”, wyd. Muza.
To ładnie wydana książeczka z popularnego obecnie nurtu leczenia czy upiększania przez jedzenie. Nie znajdziecie tu przełomowych informacji, ale zbiór wskazówek, dzięki którym poczujecie się lepiej w swoim ciele (dla chętnych jest cały program odnowy). Całość poparta jest fajnymi przepisami skonstruowanymi tak, by służyły organizmowi.
I tak ciasto rabarbarowe będzie mieć właściwości detoksykujące, mineralizująca sałatka z quinoa będzie mieć działanie przeciwtrądzikowe i regenerujące, a lody truskawkowe zapobiegną wysuszeniu skóry. Do tego książka może się poszczycić ładnymi zdjęciami i urodziwym projektem graficznym, utrzymany w pastelowych barwach.
Dominika Wójciak „Sezonowe warzywo”, wyd. Pascal.
O mały włos zapomniałabym o cudownej książce Dominiki, która po kaszach (o których pisałam tutaj) powróciła do tematu warzyw (pierwsza książka – „Warzywo”, pisałam o niej tutaj). Sezonowe warzywo to – jak zawsze u autorki – porcja niebanalnych przepisów z pięknymi zdjęciami. Znajdziemy tu mnóstwo przepisów z niedocenianej pietruszki (korzenia), w tym np. budyń lub placuszki z jajkiem sadzonym, duuuuużo szparagów, ogórków, fasolki szparagowej, cebuli, pomidorów, papryki, bakłażana i mojej ukochanej brukselki. Nie ma tu banalnych receptur, bywają za to proste (np. ogórki z miodem). To pozycja, do której chce się wracać (i się wraca!).
PS Nowej „Jadłonomii” jeszcze nie mam, ale na pewno kupię!
Czaję się już na tę książkę Slatera, jest to jedna z osób, która bardzo inspiruje mnie w kuchni. Skoro polecasz jego książki w oryginalnym języku, chyba takie właśnie kupię.
Tak w ogóle, to mój pierwszy komentarz u ciebie na blogu! Zaglądam tu od dawna, ale nie wyrobiłam sobie jeszcze nawyku komentowania wpisów, czas to zmienić! 😀
Ewa, bardzo mi miło, że postanowiłaś się odezwać 🙂 Komentarze to dla mnie ważna rzecz, ułatwiają kontakt i sprawiają, ze lepiej się pisze. Nigel po angielsku najlepiej, ale nie każdy ma takie zdolności, by go docenić.Ja tak połowicznie…