Są takie książki, którym wybaczam okropne zdjęcia, bo ich treść jest w stanie przysłonić braki wizualne. Należy do nich m.in. “Rewolucja na talerzu” Agaty Ziemnickiej i Olgi Kwiecińskiej-Kaplińskiej, rzecz o dietetycznym dogadzaniu sobie. Wiele tu ciekawych przepisów okraszonych koszmarnymi fotografiami, na które przymykam oko, bo receptury są na tyle kuszące, że nawet zdjęcia mnie do nich nie zniechęcają.
Ostatnio zajrzałam do “Rewolucji…” w poszukiwaniu inspiracji na lekkostrawne wędliny na święta. Mięso w mojej kuchni, nie licząc kabanosów i wędlin Tomka, pojawia się bardzo rzadko, raz na dwa miesiące, niekiedy raz na miesiąc. Co do zasady staram się go nie jeść (nazywa się to ponoć flexiwegetarianizmem), nie mam z resztą takiej potrzeby. Podstawą naszej diety są warzywa i ryby. Czasem jednak nachodzi mnie mnie nieprzemożna chęć na mięso. Nie walczę wtedy ze sobą, tylko smażę boczek, jem maminego schabowego, porcję tatara, piekę kurczaka Jamiego Olivera albo zjadam białą kiełbasę duszoną w słodkiej, lekko brązowej cebulce (receptura od babci Tomka).
Tym razem naszła mnie chęć na lekką wędlinę. Taką, co sprawdzi się na Wielkanoc w towarzystwie kapki sosu tatarskiego, ale będzie alternatywą dla mocno czosnkowej, tłustawej karkówki czy schabu ze śliwką. Chodziło mi o coś naprawdę delikatnego, więc na myśl od razu przyszedł indyk. W “Rewolucji…” znalazłam przepis na szynkę z indyka i nie zastanawiałam się ani chwili, by ją upiec.
W Wielkanoc będzie powtórka.
DELIKATNA “SZYNKA” Z INDYKA
- 1 pierś indycza
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżki oliwy
- sok z 1/2 cytryny
- 1/2 łyżeczki tymianku (lub innego ulubionego zioła)
- sól i pieprz
W dużym pojemniku mieszam oliwę, tymianek, pokrojony w plastry czosnek, sok z cytryny. Pierś indyczą solę i pieprzę, po czym nasmarowuję marynatą. Związuję sznurkiem na kształt szynki, zanurzam w pozostałej marynacie, zamykam pojemnik i wkładam do lodówki na noc.
Następnego dnia obieram mięso z czosnku, przekładam do blachy do pieczenia, polewam pozostałą marynatą. Przykrywam folią aluminiową i piekę w 190 st. C. przez 40 minut. Następnie zdejmuję folię i piekę jeszcze 5 minut. Odstawiam do zupełnego wystygnięcia, potem kroję w plastry.
Uwagi:
- Przepis z “Rewolucji na talerzu”, ale z moimi zmianami. W oryginale indyk pieczony jest w rękawie do pieczenia, jako że go nie miałam, piekłam całość w foremce przykrytej folią aluminiową. Tak pieczony indyk jest delikatny, wilgotny (a to ważne, bo nie ma nic gorszego niż wysuszone mięso!) i aromatyczny.
- Można go traktować jako bazę do dalszych wariacji kulinarnych – nadziewać suszonymi pomidorami lub śliwkami i morelami, zmieniać zioła, bawić się z marynatą. Pomysłów jest wiele!
- Przed pieczeniem pozbawiłam indyka czosnku, ale jeśli równie dobrze można nim nafaszerować mięso – będzie bardziej czosnkowe. Ja wolałam delikatniejszą opcję.
PS Inne potrawy, które pojawiają się u nas na Wielkanoc znajdziecie pod tym linkiem. I tak, zapraszam na:
- mazurka czekoladowego
- ukochanego mazurka orzechowego z zapiekanym koglem-moglem
- mazurka orzechowego z kajmakiem
- nasz ulubiony pasztet soczewicowy
- pasztet z ciecierzycy
- sos wiosenny zwany również zielonym
- paschę cytrusową.
Aniu, mam to samo co do tej książki i programów. Pomimo, że prowadzące irytują mnie sposobem w jaki prowadzą program to wracam do niego co jakiś czas. Główną siłą są przepisy jakie serwują. Ja wracam do ich sposobu na sernik. Jest pyszny i niezawodny.
Pozdrawiam
Ania D.
Ale ryby to też mięso. Nigdy nie kumałam tego podziału…
Może dlatego się je rozróżnia bo to nie ssaki? Takie moje gdybanie..
P.S. Wcześniejszy komentarz usunęłam ponieważ zawierał błąd ortograficzny.
U mnie dokładnie to samo – póki nie nadejdzie mnie ochota na dojrzewającą szynkę Taty lub pasztet drobiowy Mamy, nie sięgam po mięso tygodniami ^
Co do "Rewolucji…" przyznaję, fotografię są tandetne 🙂
Ja też jadam mało mięsa, ale właśnie zjechały do nas zamówione u znajomych szynki, boczki.. O BOŻE. Tylko tak to można skomentować.
A dziewczyny w programie bardzo lubiłam, choć wiem, że budziły różne emocje. Oglądałam ten odcinek o domowych wędlinach, zaintrygowało mnie wtedy domowe wędzenie 😉 A z innego odcinka fantastyczne klopsiki z wędzoną śliwką. Och!
Dopracować realizację, wyłożyć więcej pieniędzy na zdjęcia i byłby świetny program.
Mazurek z koglem moglem brzmi rewelacyjnie! Upiekę! 😉
A tak w ogóle Aniu, to brakuje mi Twoich wpisów:-) Oczywiście jestem ciekawa co lubiłaś w marcu, no ale kwiecień już szaleje. We Wro. raz śnieg z deszczem, teraz z kolei słońce naparza. Takie wiosenne, przedświateczne porządki 🙂
Obiecuję poprawę! 🙂 Mam w głowie kilka wpisów…
Co do mięsa/ryb: ten podział to raczej ułatwienie lingwistyczno-dietetyczne. Tak naprawdę funkcjonuje podział mięso-drób-ryby, ale przecież wszystko jest mięsem. Pomaga to tylko odróżnić pewne grupy produktów od innych, przynajmniej ja to tak odbieram i nie walczę z tym.
A ja jestem wegetarianką…dlatego moje ulubione święto to Wigilia..wszystko postne:D
Pozdrawiam