1. Minikalendarze.
Kojarzą mi się z babciną kuchnią.
Kartki z takich kalendarzy sprzed lat znajduję w starych książkach kucharskich.
Sama też wtykam kalendarzowe fiszki do książek,
kiedyś będą ładnym wspomnieniem.
Ciężka, ale ważna rzecz. Oglądając płakałam jak bóbr – żadna
to rekomendacja, ale wskazuje na ciężar tematu. Film to efekt mrówczej pracy
montażystów i szeregu osób, których funkcji nie umiem nazwać. Jak przeczytałam
poświęconej mu stronie, „to
pierwszy na świecie dramat wojenny non-fiction zmontowany w całości z
materiałów dokumentalnych (…). Film wykorzystuje autentyczne kroniki filmowe
z sierpnia 1944 roku. Posiłkując się nowoczesną technologią koloryzacji i
rekonstrukcji materiałów audiowizualnych oraz zapraszając do współpracy grupę
znamienitych twórców, jego autorzy zrealizowali projekt, który nie ma
odpowiednika w skali światowej.”
4. Światełka w oknie. Odpalam je
co roku.
5. Reportaże z Czarnobyla i
Prypeci.
Moja ostatnia fascynacja. Ogromne
przestrzenie pustostanów, opuszczone szkoły, sklepy, osiedla i przyroda, która
kawałek po kawałku nadgryza dzieło człowieka. Spójrzcie choćby na tę zajawkę:
FILM.
|
Od lewej: Karta Dawcy, wątroba 🙂 |
6. Drobne gesty, które w przyszłości mogą zaprocentować czymś wielkim.
Przy okazji zachęcam też do rejestracji w bazie dawców szpiku kostnego –
DKMS, pracy niewiele, a może kiedyś uratuje to komuś życie
|
PSTRK dla mojego aparatu; |
Jakiś czas temu kupiłam mojemu
Nikonowi takie oto wdzianko.
9. Hafty Poli Parysek. TA opaska na oczy jest piękna!
10. Buraki.
Jesień upłynęła mi pod znakiem
dyni, zimą króluje burak. Bardzo lubię w moim organizmie to, że sam łapie
„fazy” na pewne sezonowe składniki. W grudniu nie myślę o
truskawkach, nie mam ochoty na szparagi czy marzeń o kurkach. Pragnę brukselki, selera. Ale w tym roku oczy
przesłoniły mi buraki. Piekę całą blachę purpurowych bulw, a potem miksuję,
siekam, kroję w plasterki.
Pojawia się u mnie zupa krem z buraków, kotleciki, sałatka z czosnkiem, ta z orzechami włoskimi od Marka Bittmana, lubię podawać je z dodatkiem kuleczek granatu (soczystość i kwaskowatość granatu ładnie gra ze słodką mięsistością buraka)… Wszystkie buraczane przepisy znajdziecie
tutaj.
Niedawno upiekłam ciasto buraczane – zabierałam się
do tego kilka lat! Ostatecznie zachęciła mnie Marta i jej apetyczne zdjęcia w
drukowanej „Jadłonomii”.
CIASTO BURACZANE Z CZEKOLADĄ
1 szklanka mleka
1 łyżka octu jabłkowego
1 łyżka siemienia lnianego + 3 łyżki ciepłej wody
3/4 szklanki brązowego cukru
1/2 szklanki puree z buraka*
1/2 szklanki oleju
3/4 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki mąki pszennej razowej
1/2 szklanki kakao
2 łyżeczki kawy
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
polewa:
1 tabliczka gorzkiej czekolady
2 łyżki masła
W misce mieszam mleko i ocet, odstawiam. Siemię zalewam wodą, odstawiam na 3 minuty. W drugiej misce mieszam wszystkie suche składniki oprócz cukru. Spęczniałe siemię dodaję do mleka, dodaję cukier i mokre składniki, po czym miksuję całość. Powoli dodaję suche składniki, mieszając na wolnych obrotach mikserem do połączenia składników.
Masę przelewam do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Piekę 40-45 minut w 180 st. C. W tym czasie umieszczam w rondelku masło, topię, dodaję czekoladę i na najmniejszym gazie, ciągle mieszając, topię czekoladę z tłuszczem. Po upieczeniu polewam ciasto płynną czekoladą.
Uwagi:
1. Jak już pisałam, przepis na ciacho pochodzi z cudnej książki „Jadłonomia” Marty Dymek, jednak jest tu z moim zmianami (np. zamiast mleka roślinnego użyłam zwykłego).
2. * puree z buraka robię tak: umyte buraki (w skórce, bez nacięć) piekę przez 1 godzinę w prodiżu, tj. w temp. ok. 190 st. C. Polecam prodiż do wypiekania, to ekonomiczniejsze i wygodniejsze rozwiązanie niż piekarnik. Po upieczeniu (na sucho, bez oleju, bez papieru) obieram buraki ze skórki i miksuję na gładko.
Aniu, Eweliny Lebidy chyba (czepiam się 😉 ). A reportaże o Czarnobylu też lubię, powoli wracają tam zwierzęta i ludzie. Powstania Warszawskiego nie widziałam, ale to naprawdę ciekawy projekt, taki film zlepiony z prawdziwych historii. Osobiście nie potrafię jednak i nie lubię wracać do historii, było, minęło i choć ma to wpływ na to gdzie jestem tu i teraz i może dać nam ogromną lekcję, to wolę zostawić to w tyle. Brak we mnie sentymentów. Chciałabym, aby w Polsce było więcej ciekawych filmowych projektów, niekoniecznie historycznych, bo czy my już poza historią albo kiepską komedią nie potrafimy wyprodukować nic innego? (Jeśli jeszcze nie widziałaś, to polecam Ci "Motyl i skafander", takich filmów mi właśnie brakuje).
Dziekuję! Poprawione. Często przekręcam nazwiska niestety… :/
Mam inne spojrzenie na polską kinematografię, wg mnie dzieje się tu – poza tym, co piszesz, czyli glupawymi komedyjkami – sporo dobrego.
"Motyla widzałam 🙂
Od kiedy pamiętam, w moim domu był taki wydzierany, mały kalendarz i nie wyobrażam sobie teraz, żebym mogła takiego kalendarza nie mieć 😉
W temacie katastrofy w Czarnobylu polecam Ci gorąco tą książkę: http://slubnaherbata.blogspot.com/2014/01/swietana-aleksijewicz-czarnobylska.html . Swietłana Aleksijewicz to moim zdaniem obecnie najlepsza reportażystka na świecie.
slubnaherbata.blogspot.com
Dziekuję! Na pewno zajrzę do Swietlany!
Ciasto bomba, ostatnio mam straszną fazę na warzywa, więc muszę zrobić. I to jeszcze buraki. Mniam!
Fajnie też, że coraz więcej desinerskich przedmiotów mamy wokół siebie. Przestaje być szaro, byle tanio, a zaczyna być kolorowo i niesztampowo 🙂
Pozdrawiam!
Dzień Dobry. Od jakiegoś czasu regularnie odwiedzam Pani bloga, przeczytałam też książkę, ale jak do tej pory nie komentowałam. Dzisiaj jednak zaciekawiła mnie torba na aparat PSTRK. Zastanawiam się nad kupnem takiej samej- czy mogę prosić o kilka słów na temat jej funkcjonalności, czy aparat jest bezpieczny ? Mam dosyć czarnych, nieciekawych kabur, jednak zależy mi przede wszystkim na aparacie i jego wygodnym przechowywaniu. Pozdrawiam, Joanna
Witaj Joanno, ja jestem b. zadowolona z tej torby. Jest sztywna, dobrze trzyma aparat, ma wewnętrzną i zewnętrzną kieszonkę, no i bardzo ladnie się prezentuje.
Zachowałam taką kartkę z kalendarza z 23 lipca, to dzień urodzin Leosia. A co do selera, to ulubione warzywo małego, uwielbia go po prostu z zupy, ale chyba spróbuję podać mu go w jakiejś bardziej wyrafinowanej formie 😉
Buraki wygrywają!
smilenecia.blogspot.com