Chorwackie wybrzeże jakie jest, każdy wie. Z roku na rok coraz droższe, bardziej kiczowate i zatłoczone. Jednak pewne rzeczy pozostają niezmienne: kamienne uliczki są równie piękne jak kiedyś, morze słone i szafirowe jak zawsze, smokwy soczyste i słodkie, cykady głośne, a morza nie mają sobie równych.
Kilka tygodni temu po raz kolejny odwiedziłam Chorwację, jednak ta wyprawa różniła się od poprzednich, bo jechaliśmy camperem. W związku z tym, zmienił się nieco styl naszej podróży, miejsca, które odwiedzaliśmy i rzeczy, które robiliśmy. Było więcej ‘domowego’ gotowania, mniej spacerów wąskimi uliczkami chorwackich miasteczek, więcej dzikich plaż i mniej wizyt w restauracjach. Przeżyliśmy mały koszmar w postaci noclegu na wybetonowanym campingu, gdzie jedyną radością odpoczywających było picie piwa w barach przy cementowej plaży, niewielki basen, który miał pomieścić co najmniej kilkaset mieszkańców przybytku oraz wieczorne włóczenie się pośród stoisk wypełnionych torebkami Chantel i okularami marki Rey Ban. Los jednak jest sprawiedliwy i w ramach rekompensaty za betonową traumę, dzień później zawiódł nas do uroczego zakątka Austrii nieopodal Leibnitz z pięknym jeziorem, widokiem na oplecione winoroślami wzgórza, stary klasztor i – last but not least – genialnym wiener schnitzlem.
Wróćmy do Chorwacji i tego, co nas w niej najbardziej w tym momencie interesuje – jedzenia. Podczas podróży spisałam w dzienniku kilka uwag i spostrzeżeń dotyczących kuchni tego kraju, które poniżej przedstawiam, tradycyjne ujęte w formie lapidariów.
NA STRAGANIE
Na straganie wielkie,
supersłodkie arbuzy, melony (tu: dinja) o intensywnym smaku, soczyste smokwy,
czyli figi, malutkie gruszki przypominające nasze ulęgałki (tutaj o
rozbrajającej nazwie kruski), drobne morele z czerwonym rumieńcem (nieopodal słoik domowej morelicy), winogrona, brzoskwinie i nektarynki. A
wszystko to słodsze, miększe i dojrzalsze niż w Polsce.
Jeśli chodzi o warzywa, to nie ma
zaskoczenia ? cukinie, ogórki, pomidory, pęki czosnku, dużo cebuli, małe ostre
papryczki. A także jasnozielona papryka o twardej skórce i gorzkim posmaku,
obowiązkowy element garniru każdego chorwackiego talerza.
RYBY
Na początku tygodnia nieopodal
naszego warzywniaka ustawia się sprzedawca ryb, który na pokruszonym lodzie
rozkłada świeże ośmiornice, kałamarnice, małe rybki ? oslice (osliće?) i kilka
innych gatunków, których nazwy nie znam.
Jedno z moich najpiękniejszych wspomnień
kulinarnych związanych z Chorwacją to codzienne wyprawy do smażalni ryb w
centrum miasteczka, gdzie kucharki w białych fartuchach przyrządzały najlepsze
owoce morza, jakie kiedykolwiek jadłam. Wszystko świeże, z porannego połowu
(widziałam, jak rybacy donosili kolejne wiadra owoców morza i oslice, które
potem smażone były w całości). Siadaliśmy nad brzegiem morza z papierową tacką
obtoczonych w mące, smażonych chwilę w gorącym oleju malutkich ośmiornic
oraz kalmarowych krążków i zajadaliśmy
te pyszności, skropiwszy je uprzednio sokiem z cytryny i oprószywszy gruboziarnistą
solą.
smokwy |
W SKLEPIE
Na sklepowych półkach stoją
wielkie słoje ajvaru – pasty z pieczonej papryki z dodatkiem bakłażana, którą najczęściej
podaje się tu z cevapcici (podłużnymi kotlecikami z mielonego mięsa z dodatkiem
czosnku). Dużo marynowanych ostrych papryczek, mnóstwo morelicy (marmolady z
moreli) i zaskoczenie: marmolada z głogu, którą kupuję na spróbowanie.
Z kolei na przydrożnych, wabiących turystów stoiskach, obok kiczowato przyozdobionych butelek oliwy i orzechów w miodzie, wiszą aromatyczne bukiety z ostrych papryczek, gałązek rozmarynu, czosnku i listków laurowych, aaaaabsolutnie fantastyczny pomysł na prezent z Chorwacji.
W RESTAURACJI
W restauracji zamawiam cevapcici albo smażone owoce morza, nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Do tego gaszący
pragnienie szprycer z białego wina, a na deser, który zjadamy już w domu,
kawałek przesłodkiego arbuza. Kawa w Chorwacji jest dobra, bliżej jej do Włoch
niż do Polski, ani razu nie dostaję kwaskowatej lury z mleczkiem w
plastikowym pudełeczku.
W CAMPEROWEJ KUCHNI
W naszej camperowej kuchni pojawiało się dużo pomidorów, bruschetty z plastrami grillowanej cukinii, coś na kształt tortilli ziemniaczanych, a raz grillowany schab i szaszłyki mięsne z papryką, cebulą i pomidorkami koktajlowymi. Do tego obowiązkowy ajvar*, a w pomiędzy śniadaniem a obiadokolacją duuuużo arbuzów, melonów i smokw.
ajvar |
lokowanie produktu zupełnie przypadkowe i niesponsorowane przez producenta, wybaczcie 🙂 |
PS Czy ktoś wie, co znajduje się w środkowym słoiczku powyżej, między anchovies a pastą truflową? Coś najprawdopodobniej pochodzi z morza, ale zapomniałam spisać nazwę i nie mogę tego sprawdzić, a sprzedawca nie potrafił mi wytłumaczyć.
* przepis na domowy ajvar podam jutro;
Jutro wybieramy się do Chorwacji, tylko my autostopem noo i po drodze zwiedzimy jeszcze kilka państw ale to właśnie Chorwacji i jej smaków najbardziej nie mogę się doczekać.
Wiesz,tej chorwackiej kiczowatości i komercji nie mogę znieść.
Dlatego tam nie pojadę.
Ale Twoje lapidaria mi się podobają.
Moje spotkanie z Chorwacją było – co najmniej – problematyczne,a wrażenia bardzo podobne do Twoich, Aniu: Znienawidzone krajobrazy (wybacz, mniej więcej takie jak na Twoim zdjęciu)od których piekły oczy, klaustrofobiczne, wybetonowane albo kamieniste, plaże przy drodze wzdłuż morza, koszmarne jedzenie w hotelu dla niemieckich emerytów (!), brak jakichkolwiek owoców i warzyw, które nie pochodziłyby ze szklarni, bo wyjazd zaplanowaliśmy na przełom czerwca i lipca. Długo jeszcze można by wymieniać…
Za to wspaniałe były marmurowe uliczki miasta Rab, świetne ryby i owoce morza, grillowane mięsa – no i poranna kawa w rozlicznych kafejkach. Chorwacja bywa różna, to prawda 🙂
Anno, a mi się ten krajobraz podobał 😉 Choć mam świadomość, że po tygniu można wśród takich księżycowych widoków zwariować, ale dla mnie to była taka medytacja. Jedno jest pewne – do Chorwacji trzeba jechać na własną rękę, ja cudownie wspominam wynajmowanie pokoi w centrum miasta, poranne wizyty na targu i popołudniowe włóczenie po rpzystani. W Rabie tak mieszkaliśmy – poezja.
Chętnie bym kiedyś pojechała do Chorwacji.
Piękne zdjęcia! Uściski:*
Nie byłam… Im bardziej namawiam męża, tym bardziej on się zapiera. ;/
Aniu, czy obierzesz kolejny raz chorwacki kierunek? 🙂
Małgoś, na pewno jesacze obiorę chorwacki kierunek, ale chcę to zrobić od mniej oczywistej strony, w głąb kraju i bardziej 'wędrowniczo', czyli włócząc się z miejsca na miejsce.
Piękne widoki, nigdy nie byłam w Chorwacji. Gdy dzieci się pojawiły, jakoś dziwnie daleko nagle się zrobiła Chorwacja;) Ale wszystko jeszcze przed nami:)
mniam, aż mi ślinka cieknie…
Ależ ja uwielbiam takie fotorelacje, piękne zdjęcia!
Wygląda jak soliród, ale czym jest w rzeczywistości – nie wiem 🙂
Dziekuję! To bardzo pomocny trop 🙂
bardzo lubie Twoje lapidaria
To jest motar, rodzaj kopru zamarynowany w occie. Dodatek do dań rybnych i mięsnych. Rośnie dziko blisko plaży na skałkach. Bogaty w witaminę C, jod, antyoksydanty.
Dziękuję! To już jestem bogatsza o tę wiedzę.
bardzo lubie Twoje lapidaria
Nie jestem pewna ale tym słoiku to chyba są 'salicornes' znam niestety tylko francuską nazwę bo w Polsce nigdy się z tym nie spotkałam (Wikipedia tłumaczy to jako soliród albo saliród). We Francji można to kupić na nadmorskich targach, albo w dobrych rybnych sklepach. Smakuje trochę jak przesolona fasolka szparagowa w occie…
O, to już drugie zdanie dot. solirodu (?), dziękuję! Sprwadzę w internecie, moze uda mi się znaleźć chorwacką nazwę, pamiętam, że to było coś na 'm'. WIelkie dzięki!
A ja się już nie mogę doczekać Twojego przepisu na ajvar. Papryka i bakłażan czekają…
Piękne zdjęcia i pewnie równie piękne wspomnienia, uwielbiam smaki podróży:)
Zależy gdzie się pojedzie. My znaleźliśmy parę dzikich pięknych plaż niedaleko Trogiru…
Cudowne – zazdroszczę. Chorwacja coraz droższa i kiczowata nadal chwyta mnie za serce. Byłam kilkakrotnie i powoli zaczynam się orientować gdzie uciec od turystów, waty cukrowej i kiczu – a wtedy zostają małe restauracyjki, mini targi, dzikie plaże i cudowni ludzie 🙂
Domowy Ajwar robi Bartka babcia (mieszka w Serbii) i już nawet najlepszy kupny nie smakuje wystarczająco dobrze.
Lapidaria – cudowne.
A masz przepis na babciny ajvar? Ale zazdroszczę! Babcia w Serbii (choćby Bartka;) – świetna sprawa!
Ania, fajne te Twoje wspomnienia! Figi na Bałkanach to jest coś a jak zobaczyłam 3 od końca zdjęcie to już miałam nadzieję że przywiozłaś sobie oliwę z dojrzałych oliwek (rarytas!) a to chyba winogrona, nie?
Toto zielone w Serbii zwą motar, pewnie w HR jakoś podobnie 🙂
Pozdrawiam 🙂
Monika, ja się właśnie zastanawiałam, cóż to takiego, ale nie dopytałam pana, bo mnie wtedy straszie ten motar intrygował. Własnie, poniżej łaskawa dusza dała link – to jest to! No i pamiętam, że to coś się własnie na 'm' zaczynało i brzmiało trochę 'morsko' w nazwie. Więc zagadka rozwiązana. Kurczę, jestem zawsze pod wrażeniem wiedzy ludzi tu zaglądających…
Zapamiętałam bo niedobre było 😉 Gorzko-słone.. Morski szparag chyba czasem to też nazywają – morska sparoga.
A zastanawiałaś się na tym teranem? To jakieś wino pewnie, teran to odmiana winogron, więc obstawiałabym moszcz albo wino. W HR robią taką pyszną oliwę z dojrzałych (czarnych) oliwek, więc jak zobaczyłam ciemne obok jasnego to od razu pomyśłałam że to ona, ale oliwa chyba rzeczywiście ciut jaśniejsza od tego czarnego w butelkach 🙂
ja się kiedyś skusiłam na kupienie tego czegoś surowego. zblanszowane zjedliśmy z winegretem.
bardzo smaczne było, mimo że nie wiedzieliśmy co to jest.
słoikowej wersji nie jedliśmy
Tutaj link interesujący link: http://freshadriaticfish.blogspot.com/2007/09/last-dry-lend-plant-motar-rock-samphire.html
Myślę, że dyskusja pod linkiem rozwieje wątpliwości 🙂
Wielkie dzięki! Potwierdzają się słowa Moniki (j.w.). To jest to! No i tak to się w rzeczy samej nazywało. Dziękuję!
Aniu, uwielbiam Twoje wpisy, działają na wyobraźnię i przywodzą miłe wspomnienia. Ola
Aniu
Do chorwacji jezdzilismy praktycznie co roku (smialismy sie, ze jak na dzialke:-), zawsze na morze. Polecam goraco taki wypoczynek, a najlepsze ryby i owoce morza jakie w zyciu jadlam znalazlam na wyspie Scedro, nieopodal wyspy Hvar (dojazd niestety tylko morzem)
https://plus.google.com/photos/115091132735311533293/albums/5739494661990412097?banner=pwa&gpsrc=pwrd1#photos/115091132735311533293/albums/5652294143695330689/5652301606528043410
Ja uwielbiam w chorwacji ich cevabcici, na łodce przyrzadzamy je na okraglo oczywiscie w akompaniamencie fury przepysznych chorwackich warzyw (POMIDOROW……….)
Pozdrawiam
Agata Żyto
zdjęcie z czonskiem lubię najbardziej. chorwację całą też uwielbiam. chciałoby się wrócić. ach.
to w słoiczku nie wiem jak się nazywa, ale pełno było tego na salinach w Słowenii gdzie spędziłam kiedyś całe lato (o tu: http://www.slovenia.si/en/visit/trails/the-salt-works-in-secovlje/
to rośnie właściwie nie w morzu a na solnych polderach, gdzie jest dużo większe zasolenie niż w morzu, dodaje się to świeże do sałatek (chrupkie i słone).
Ma formę maluteńkich krzaczków (wygląda coś jak miniaturowy pokręcony krzaczko-skrzyp)
W czasach gdy saliny jeszcze przynosiły dochód i pracowało tam wielu ludzi, podobno był to standardowy dodatek do innych warzyw na zimno. (ma dużo mikroelementów z soli na której rośnie).
pzdr.
MA.
Leżąc po kocem mogę tylko pomarzyć o takich widokach…
Mimo kiczowatości Chorwacji, jest w niej coś przyjemnego… Pamiętam plażowanie na skale i chodzenie po górach w burzy… Najpiękniejsze w Chorwacji jest właśnie chyba połączenie morza i gór;-)
Jednak po zeszłorocznej wizycie w Czarnogórze, to tam chcę wracać… Pokój z tarasem i tarasową kuchnią za 5 euro od osoby w środku Ulcinij (blisko Albanii), nawoływania w minaretach i najcudowniejsza piekarnia ze świeżymi pitami, gaje oliwne i puste plaże. Ja chcę lato! Spakować plecak i ruszyć w Świat!
To w środkowym słoiczku to nie jest soliród. ale kowniatek morski (koper morski) Crithmum maritimum. Ta roślinka o zgrubiałych listkach ma ciekawy smak. W Chorwacji, nazywana petrovac lub motar, jest jadana na surowo. Robi się z niego pikle. Może i niezbyt to smaczne, ale zawiera mnóstwo minerałów. No i jest swoistą atrakcją kulinarną wartą spróbowania, tak jak wszystko w Chorwacji.
Dziwi mnie, że niektórzy piszą o kiczowatej, betonowanej i brzydkiej Chorwacji. To trochę tak , jak z tymi, którym w Wenecji woda śmierdzi 😉 Po prostu to masz, czego szukasz, tego doznajesz, czego pragniesz. Ja w Chorwacji znalazłam zapierające dech widoki, poranki o zapachu kawy i chleba, ciepłe zatoki i bezkresną smugę drogi mlecznej, świeże ostrygi i najsłodsze, miodowe figi, kamienne uliczki i białe domy oplecione fioletowymi bugenwilami.
dziękuję bardzo za ciekawy wpis! Zagadaka rozwiązała się po latach 😉