Jakieś 10 lat temu moja kolekcja książek kucharskich składała się z dwóch pozycji (Całusków pani Darling i Łasucha Kulinarnego), zaś mój zeszyt dopiero zaczynał wypełniać się przepisami. To wtedy ? podsycana przeglądaniem maminego segregatora z kulinarnymi wycinkami z Claudii i Kobiety i życia – rodziła się we mnie pasja, której owocem jest ten blog. Początkowo fascynowała mnie sama teoria: wertowanie stron z przepisami, oglądanie kolejnych zdjęć potraw (najsmakowitsze były te z Claudii) i czytanie mojego żelaznego kanonu. Dopiero po jakimś czasie zapragnęłam przejść do czynów.
Jako że byłam romantycznym, zaczytanym w powieściach L. M. Montgomery dziewczęciem, wybór był prosty: zaczęłam od złocistych biszkopcików Ani Shirley (z Całusków…) Jednak te, po wyciągnięciu z piekarnika w niczym nie przypominały ciasteczek, jakie zrodziły się w mej wyobraźni. Owszem, biszkopciki mojego autorstwa były złociste, były okrągłe, były Ani, ale miały jeszcze jedną cechę: swą twardością mogły konkurować z kamieniem. W rezultacie smakowały tylko mojej przyjaciółce (ach, siła przyjaźni!) i Hondzie (naszemu czarnemu dogowi).
Podobne były losy naleśników Mamusi Muminka i kilku innych cudów, jakie postanowiłam wypiekać?
Aż pojawiły się ciastka owsiane. To był sukces! Pachnące cynamonem i goździkami, z wyważoną słodyczą o miodowym zabarwieniu, chrupiące i pełne bakalii. Byłam z siebie dumna. I tak ciasteczka weszły do kanonu domowych wypieków. Z biegiem czasu, z kolejną modyfikacją przepisu, z następną kombinacją składników, pierwotny przepis odszedł w zapomnienie, a ciasteczka stały się moje.
Całkiem niedawno, po bezowych szaleństwach, zapragnęłam czegoś prostego bezpretensjonalnego i pysznego. Nie muszę pisać, że wybrałam moje ciasteczka? Z najmłodszą z sióstr ulepiłyśmy dwie blachy owsianych kuleczek i już kilka minut później dom tonął w korzennych aromatach.
Następnego dnia powędrowałam do pokoju z trzema ostatnimi ciastkami i szklaneczką morelowej maślanki. Otworzyłam książkę i ? po raz kolejny łamiąc zasady dobrego wychowania (nie czytaj przy jedzeniu!) ? pochłonęłam wszystkie trzy rzeczy (maślankę, książkę i ciastka).
Chwilo, trwaj.
Prezentuja sie smakowicie.
Piękne ciasteczka ! Zjadłabym do kawusi:)) Pięknie opisałaś Aniu:)
Aniu, jak pięknie je opisałaś 🙂 Obudziłaś we mnie nie tylko ochotę na te ciasteczka, ale i wspomnienia o moich początkach kulinarnych i tych smacznych i tych niejadalnych :)))
Uff dobrze ze zaraz mam lunch I zjem sobie kanapke ze swojego chleba bo inaczej przyssaloby mi zoladek do kregoslupa 😀 Ja z kolei swoim moge nazwac biszkopt ? opanowalam go do perfekcji! Piekne ciastka i wpis Aniu 🙂
Ciasteczka wyglądają tak pięknie. Tak chrupiąco. Tak pysznie :). Idealne ciasteczka na zimę.
Moim pierwszym wyrobem były pralinki (z książki „Kubuś Puchatek gotuje”, czy coś w tym stylu :)). A później upiekłam ciastka (nie pamiętam już jakie, ale całkiem niezłe) i dalej już się potoczyło jak z górki.
Pozdrówka 🙂
Ach jak miło sobie powspominać:)Ja również mam do dzisiaj zeszyt ze swoimi przepisami przepisywanymi z Kobiety i Życia i Przyjaciółki. Założyłam go w pierwszych klasach podstawówki i każdy tytuł podkreślałam na kolorowo przy linijce.
A Twoje ciasteczka owsiane – po prostu doskonałe. Prawda, że fajnie móc sobie tworzyć własne przepisy?
Pokaż, co czytasz! 🙂
Oj tak, początki zwykle są trudne. Ja wypiekałam murzynki wysokie na całe 1,5 cm 😉
Ach… się rozmarzyłam tymi wspomnieniami. Wróciłam do swoich i przyznam, że u mnie było podobnie. We mnie pasję podsycała babcia, nie widząc wogóle nadziei, że kiedyś się wogóle zainteresuję gotowaniem. A jednak. Babcia nie dożyła chwili, gdy upiekłam pierwszy chleb – płaski, bo klapsną przy przekładaniu, ale z entuzjazmem jadłam go razem z N. pełna radości ze swojego plaskatego osiągnięcia. Na szczęście nie wyszedł zakalec. Najbardziej jednak łączę się tutaj z tobą w ciasteczka owsianych. Ja piekłam momenty, które niedawno po latach odkopałam w babcinym zeszycie z przepisami – jedyną rzeczą, którą mogłam sobie po niej zachować. Jedyną – za to bardzo cenną.
Pozdrawiam.
Smaczne ciasteczka, mam na nie teraz bardzo wielką chęć. :))
Pozdrawiam!
Aniu, ciasteczka wygladaja bardzo smacznie:) uwielbiam wszystko co zdrowe, a jesli jest przy tym jeszcze slodkie to nie opcji, zebym tego nie zrobila:) napewno wyprobuje Twoj przepis!
pozdrawiam!
Ewo, są smakowite 😀
Majanko, dzięki :))
Tili, czyli następna opowieśc bedzie o wpadkach kulinarnych?:)
Polko, kanapkę z Twoim chlebem tez bym wsunęła…
Olalala, praliny to dosyć ambitny początek 🙂
Kasiac, chciałabym przejrzeć Twój zeszyt 🙂 uwielbiam takie rzeczy!Zaluję, że przepadły przepisy mojej mamy, tez kiedyś je zbierała w starym zeszycie. Potem przerzuciła się na segregator, który na szczęście mamy do dziś.
Lisko, a czytam/łam to,co wyswietla się obok, po prawej stronie 🙂 To opowiadania Dehnela 🙂 Ej, to Twój murzynek był bardziej jak brownie ;P
Villa, momenty tez znam! Ale chyba nigdy ich nie piekłam jeszcze…Choć sa zachęcające.Ja strasznie żaluję, ze nie udało mi się przejąć babcinych przepisów, spisanych na wielu luźnych kartkach…Przepadły.
Notme, ja tez na nie mam wielką chęć obecnie 🙂
Olu, zatem czekam na wieści!
POzdrawiam Was :))
alez musza byc kruchutkie 🙂
Ciasteczka owsiane są przepyszne-przekonałam się o tym po raz kolejny wczoraj.:)
mam nadzieję, że są skutecznym lekarstwem na niekończącą się zimę?
Ciasteczka wyglądają cudnie :DDD Wyobrażam sobie ich chrupkość 😀 Ale…zdradziłabym je dla czegos niesamowicie puchatego…Drożdżowe ciacho dłuuuugo za mną chodziło, w zasadzie mnie zbałamuciło ;P i…. w ten weekend zrobiłam drugie podejście do babki drożdżowej! Ach, jak wyrosła Aniu, nie masz pojęcia 😀 Zniknęła szybciej niż ją zrobiłam ;DDD
Najbardziej zaś z Twojego wpisu zauroczyła mnie siła przyjaźni!! :DDDD
Zrobiłam Twoje ciasteczka. Fajne, chrupiące, i jak pachną… Chodziło za mną coś takiego – na dwa kęsy do kawy.
dobry wieczór.
właśnie wyciagnełam blachę z piekarnika.
pyszne!
zatem to bedą tez moje ciasteczka owsiane:)
pozdrawiam ciepło w ten mrożny wieczór.
provence
ps. jedyna zmiana to żurawina a nie rodzynki.
p.
ja właśnie w weekend rozpoczełam sezon na ciasteczka owsiane 🙂 szkoda, że wczesniej nie znalazłam Twojego wpisu, ale nic straconego – jeszcze wypróbuję 🙂 w swojej wersji zamiast rodzynek dodaję żurawinę – równie pyszna – polecam!
J.
Też tak robię 🙂 W ogole mocno mieszam dodatki, te tutaj są tylko jakimś pomysłem, propozycją.
POzdrowienia ciepłe!