Ostatnio dużo się u mnie dzieje, schyłek roku będzie czasem
nowości i zmian. Nie mogę się doczekać, kiedy niektóre z nich ujrzą światło
dzienne, jednak te, na które mam wpływ, jeszcze wstrzymuję, gdyż chcę
dopracować szczegóły. Bardzo to nazbyt tajemniczo, to fakt, ale już niedługo
wszystko się wyjaśni.
Tymczasem końca dobiega październik, który w tym roku był jak
listopad, pełen szarości i wilgoci w szaliku. Nie nacieszyłam się jesienią w
wersji glamour (złote liście, babie lato, ciepłe dni i te sprawy), za to
czerpałam radość z tego, co los miał mi do zaoferowania w takich chwilach,
czyli kanapowych nasiadówek z książką i herbatą (czytam teraz
„Beksińskich. Portret Podwójny”). Olutek też nie jest zachwycony
takim obrotem spraw, zwłaszcza kiedy próbuję założyć mu rękawiczki albo puchowe
buty, w których przypomina kosmonautę. Pocieszam go, że zawsze mogło być gorzej
i mógł przypominać kosmitę, nie wiem, czy ten argument do niego trafia.
Niedawno poszliśmy z Olem w „moje” krzaki, te za blokami, na
terenie dawnych ogródków działkowych, pisałam Wam już nich niejednokrotnie, bo
tam zaopatruję się w różę do konfitury (klik), mirabelki do dżemu (klik) i
tkemali (klik), jeżyny do tarty i nie tylko (klik), bez do wazonów i wiele
innych cudów. Podczas naszego spaceru, który był raczej przedzieraniem się
przez kłujące pajęczyny jeżynowych witek i ostrów, zebrałam kilka kilogramów
pięknych jabłek. Wielka szkoda, że nie znam się na odmianach i nie umiem
nazwać moich zbiorów – może ktoś pomoże?
W każdym razie część jabłuszek upiekłam z daktylem w środku, Olutek
był zachwycony.
Z części upiekłam szarlotkę babci Marysi (klik), a część
planuję przeznaczyć na delikatny kompot dla Olka. Jako że sezon jabłkowy w
pełni, polecam Wam kilka innych pomysłów na ten owoc:
– szarlotka orzechowa, nasz szarlotkowy przebój numer dwa,
– szarlotka z tartą różą (jeśli macie w spiżarni słoiczek konfitury
różanej),
– tarta jabłkowa na francuskim cieście,
– ciasto makowo-jabłkowe, polecam również jako alternatywę dla wigilijnego makowca,
– „rwany”, idealnie puszysty omlet Kaiserschmarren, czyli nasza śniadaniowa klasyka (Olo bardzo go
lubi).
Wszystkie przepisy znajdziecie tutaj (klik).
PIECZONE JABŁKA Z DAKTYLAMI
(dla dzieci i dorosłych)
6 małych jabłuszek
6 daktyli
ok. 1 łyżeczka oleju kokosowego
Umyte jabłka wydrążam w środku. Układam na blasze do pieczenia, a do każdego jabłka wkładam daktyla lekko zwilżonego olejem kokosowym. Jabłka zapiekam 180 st. C., aż będą miękkie, tj. ok. 20 minut. Podaję na ciepło i na zimno – jako odrębny deser albo dodatek do ugotowanej kaszy manny lub jaglanki.
Jabłka można nadziewać również innymi bakaliami albo konfiturą (wówczas lepiej nie drążyć ich do końca, a pozostawić dno – inaczej konfitura wypłynie).
Lubię zmiany, nawet bardzo, ciągle gdzieś mnie nosi. Dla mnie przyszły rok też będzie pełen zmian. Mam nadzieje, że dobrze sie to wszystko skończy, hahaha. Fajni, że Ola wzięłaś na swoje krzaki. Ja Mie prowadzałam ostatnio po moich starych miejscach, ale jakoś totalnie to ignorowała i biegała za kotami. No cóż, będzie musiała tam iść ze mną jeszcze raz 😀 ściskam!
Marta, Co dziś zjem na śniadanie
Jestem bardzo ciekawa Twoich zmian! 😀 Olo na razie nie biega, więc w krzaki poszliśmy w nosidełku – ale to i lepiej.
Narazie nic nie pisze, bo nie wiadomo jak to sie potoczy. Mia nas ciągle zaskakuje i czasami zmienia totalnie nasze plany, ale będę się dzielić 🙂
Co dziś zjem na śniadanie
Trzymam kciuki za plany i jestem bardzo ich ciekawa 🙂
Cześć Aniu! Zauważyłam, że często używasz oleju kokosowego. Znasz jakiś, który możesz polecić?
nie mam jakiejś konkretnej, ulubionej marki, raczej 'strzelam' w sklepie, czytając tylko etykietę- owinien być nierafinowany.