Marzyło Ci się kiedyś, że dostajesz do łóżka kubek gorącej, aromatycznej kawy? Mi marzy się to często, chociaż wiem, że jest to zadanie niewykonalne… Nikt nie jest w stanie zrobić domowej kawy w sposób, który mnie zadowoli. Możecie mnie nazwać kawowym świrem, ale mam swoje zasady.
Dzisiejszy post chodził mi po głowie od bardzo dawna, a zmobilizowałam się do jego napisania dzięki współpracy z Coffeedesk . Główną rolę w dzisiejszym poście grać będzie kawiarka. Będzie też o kawowych natręctwach i wspomnieniach, o rytuałach i kawowych obrazkach. Chętnie poczytam też o Waszych kawowych odlotach!
A teraz do rzeczy: jak wygląda moja idealna kawa i dlaczego nikt poza mną nie umie jej przygotować?
Po pierwsze: odpowiednia kawa.
Nie może być kwaśna, ma być lekko orzechowa w smaku, aksamitna i dość mocna. Nie lubię owocowych nut w kawie, dlatego przelewy i inne wynalazki mi nie smakują.
Po drugie: in kawiarka we trust!
Od lat to moja ulubiona forma parzenia kawy. Jako leniwa minimalistka nie widzę sensu posiadania ekspresu do kawy w domu. Kawiarka zajmuje o wiele mniej miejsca, jest tańsza, podręczna i zdecydowanie łatwiejsza w eksploatacji. No i można ją wszędzie ze sobą zabrać, co też czynię. Kawiarka jechała ze mną na Islandię, dzięki czemu mam na koncie parzenie kawy na końcu świata pod kołem podbiegunowym, w ciszy fiordów, w pustce interioru.
Kawiarkę zabieram na każdy weekendowy wypad, a do Zielonego Domku na Kaszubach kupiłam już oddzielną. Swoją drogą, gdy w domku zabrakło kiedyś prądu, przygotowałam kawę na ognisku. Mam też za sobą robienie kawy na grillu – da się!
Po trzecie: mleko.
Kluczowa jest odpowiednia ilość mleka do kawy, złota proporcja, którą znam tylko ja. Wiele razy próbowałam odzwyczaić się od mleka, ale mimo wielu prób, czarna kawa mi zupełnie nie podchodzi (jest jeden wyjątek, ale o nim za chwilę). Inna sprawa to temperatura napoju, nie może być za gorąca, bo wyda mi się za gorzka, nie może być za zimna. Biada temu, kto dopije mi wieczorem mleko i sprawi, że rano zostanę bez tego płynu!
Po czwarte: kubek.
Ważny jest jego kolor i kształt. Niedopuszczalne jest picie kawy w żółtym czy pomarańczowym kubku, to czyn karygodny i godzien potępienia. Kawa w takim naczyniu wydaje się bardziej kwaśna (za to herbata smakuje wyśmienicie). Mam wątpliwości co do granatowych i czarnych kubków, bo one potęgują gorzkawy posmak kawy. Ideałem jest dla mnie kubek kremowy lub biały, w nim kawa smakuje mi najlepiej!
***
Wbrew pozorom, poza domem nie mam już takich wymagań, na wakacjach mogę wypić nawet „śmieciuchę” z kubka Arcoroc. Ale poranki z kubkiem gorącej kawy to mój rytuał i wszyscy domownicy wiedzą, że to święty czas. Wtedy ładuję baterie, budzę głowę i tworzę kolekcję moich pięknych kawowych poranków.
Szczególne miejsce w mojej głowie mają kaszubskie poranki kawowe. Wymykam się z domu z ulubionym kubkiem kawy i zaszywam się w lesie. Wystawiam twarz do słońca i łyk za łykiem obserwuję, jak budzi się nowy dzień. Czasem nawet nastawiam budzik, by wstać przed domownikami i wygospodarować pół godziny ciszy na tę pierwszą, najważniejszą kawę (kto ma dzieci, ten zrozumie, co mam na myśli).
Pamiętam też pyszne kawowe poranki w Izraelu. Kupowałam tam kawę mieloną ze strąkami kardamonu. Miała intensywny smak i wspaniały zapach i była to jedyna kawa, którą piłam bez mleka, jedynie z odrobiną cukru. Gdy próbowałam ją odtworzyć w Polsce, już tak nie smakowała, nawet gdy robiłam ją z tej oryginalnej, kupionej w Izraelu kawy.
Albo zimny poranek w Islandii: kawiarka powoli pyrka przed namiotem, za chwilę wypijam kawę spoglądając na majestatyczne oblicze fiordu po drugiej stronie morza. Jestem na końcu świata, tuż pod Kołem Podbiegunowym, nie ma tu żywej duszy. Mam dreszcze na samo wspomnienie tego poranka!
Kawa stanowi pretekst do bycia sam na sam ze swoimi myślami. Nie lubię jej pić w pośpiechu, lubię się nią delektować. Wstanę o 5:00, by to zrobić. A jeśli jakimś trafem mi się to nie uda, zrezygnuję z niej, bo pita w biegu mi nie smakuje.
Pisząc ten post, popijam Brasil Espresso z Coffeedesk – klik. Jeśli jeszcze nie macie kawiarki, to tutaj – klik – znajdziecie ich ogromny wybór (podoba mi się wyszukiwanie według kolorów). Nie będę się wymądrzać na temat sposobu parzenia kawy w kawiarce, bo od tego jest internet, szepnę tu tylko, że najlepiej wybierać kawę przeznaczoną do parzenia w kawiarce.
Ja od lat jestem wierna jednej kawiarce, ale co jakiś czas wzdycham do różnych cacuszek. Swoją drogą, nie napisałam, jak zaczęła się moja przygoda z tym sprzętem. Jeszcze pod koniec lat 90-tych, kiedy w Polsce mało kto o nim słyszał, moja mamcia przywiozła jeden egzemplarz z Włoch, razem z zestawem uroczych filiżanek do espresso. Kawiarka była wtedy zupełną nowością, nikt z rodziny nie umiał jej obsługiwać. Pierwszą kawę mamcia zaparzyła na campingu we Włoszech, pamiętam, jak rozlewała ją do tych filiżanek. Do kompletu zabrało nam łyżeczek, więc tę elegancką kawkę mamcia mieszała łyżką do zupy. Filiżanki mamy do dzisiaj, natomiast w domu przewinęło się już kilka kawiarek.
To już koniec moich kawowych wspomnień, lecę po drugą kawę. Chętnie poczytam o Waszych kawowych upodobaniach i wspomnieniach.