kandyzowane fiołki

W tym roku fiołki pachną mi zdecydowanie słabiej, nie wiem, czy to kwestia samych kwiatów czy mojego nosa i przebytych chorób. Ale to własnie teraz postanowiłam, po latach planowania, przenieść te cudeńka do kuchni i zrobić słoiczek godny spiżarni Lucyny Ćwierczakiewiczowej (jeśli myślę o idealnej spiżarni, to właśnie ta pani Lucyny przychodzi mi na myśl, a to za sprawą książki Jedyne praktyczne przepisy konfiturróżnych marynatwędlinwódeklikierówwin owocowychmiodów oraz ciast).

Miałam już wybrany przepis, który znalazłam w cudownej autobiografii Beaty Tyszkiewicz „Nie wszystko na sprzedaż”. Jako że był dosyć krótki, wydał się całkiem łatwy. Okazało się, że jest zupełnie odwrotnie i dopiero wcielenie go w życie pokazało mi, jaka to skomplikowana zabawa.

Przepis brzmi następująco:

fiołki mają w sobie coś z poezji, niezwykły kolor, zapach, frywolny kształt i smak. Ich przyrządzenie nie jest trudne, ale… najpierw wiosną trzeba wybrać się do lasu, znaleźć fiołki, zerwać się i nacieszyć się ich wonią, a potem bezlitośnie wsadzić je do zamrażalnika. Zrobić nie bardzo ciężki syrop (nie może być gorący, tylko letni), smarować fiołki pojedynczo syropem i na natłuszczonym pergaminie rozłożyć do wysuszenia. Obsypać cukrem pudrem, zamknąć szczelnie w słoiczku i chrupać.

Tak na marginesie, to cała książka „Nie wszystko na sprzedaż” jest tak rozkoszna, jak powyższy fragment.

Mając w głowie te romantyczne wersy, pewnego ciepłego wiosennego poranka pobiegłam na bosaka, odziana tylko w bawełnianą halkę, zbierać świeże fiołki. Ok, z ciepłym porankiem, brakiem butów i halką żartowałam, ale czy nie brzmi to lepiej niż zbieranie fiołków w kolejny zimny, brzydki jak g… dzień kwietnia,  w żółtych kaloszach i dresach?

Ale wróćmy do fiołków – czytając przepis zastanawiałam się, po co to mrożenie. Dumałam też, jak gęsty powinien być syrop cukrowy i kiedy obsypywać kwiaty cukrem pudrem.Wymyśliłam też, że zamiast smarować je pędzelkiem, zanurzę je w letnim syropie cukrowym, trzymając za łodyżkę (którą później odetnę). Zamroziłam fiołki, co okazało się zbędne, bo ten zabieg miał raczej ułatwić smarowanie ich pędzelkiem. Zanurzone w syropie fiołki straciły kształt i wyglądał jak plemniki. Po dobie schnięcia, okazało się, że zrobiłam jednak zbyt lekki syrop cukrowy, który nie zastygł. Może to i lepiej, bo docisnęłam każdy kwiatek palcem, przez co wrócił do pierwotnej formy i obkleił się syropem. Chwilę później posypałam każdy cukrem pudrem (z dwóch stron) i odstawiłam do zaschnięcia. Tak przygotowane kwiatki ładnie wyschły, a ja mogę zaprezentować przepis na kandyzowane fiołki w rozleniwionej formie.

A jeśli już krzywicie się na myśl o tym pracochłonnym przepisie, pomyślcie o konfiturze z czerwonych porzeczek, która wymagała drylowania igłą pestek z każdego owocu. Pocieszeni?

Aha, jeśli chcecie zrobić fiołki w cukrze (krystalizowane), czyli takie, które zachowały formę i są ozdobą ciast, musicie posmarować każdy kwiat kurzym białkiem i posypać cukrem. W takiej formie zostawiacie je do zaschnięcia i macie miłą dekorację deserów, ale mniej trwałą niż fiołki kandyzowane. Fiołki w cukrze a w syropie cukrowym to dwie różne rzeczy, ładnie pokazuje i tłumaczy to Gosia (klik).

I wreszcie fiołki dla totalnych leni: tarte z cukrem, przygotowane jak ta – klik – tarta róża. Wystarczy utrzeć fiołki z cukrem (2:1 – cukier:kwiaty) i przełożyć do słoiczka.

A jeśli oszalejecie na punkcie fiołków, koniecznie zajrzyjcie do Komarki, która jest w zaawansowanej fazie fiołkowania i tworzy z tych kwiatków cuda, o jakich Wam się nie śniło. Klik!

kandyzowane fiołki

KANDYZOWANE FIOŁKI

  • 2 garście świeżych fiołków, z łodyżkami
  • syrop cukrowy (cukier plus woda)
  • cukier puder

Przygotowuję syrop cukrowy: w rondlu o grubym dnie mieszam cukier z podwójną ilością wody (na pół szklanki cukru daję szklankę wody) i podgrzewam, mieszając aż do rozpuszczenia cukru. Odstawiam do ostygnięcia.

Fiołki łapię za łodyżkę i zanurzam w syropie cukrowym. Układam je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i każdy kwiatek lekko rozpłaszczam, by wrócił do swojej formy. Gdy już wszystkie zanurzę w syropie, posypuję je cukrem pudrem (nie czekam, aż syrop zastygnie) z jednej strony. Czekam, aż lekko zastygną, przewracam je na drugą stronę i posypuję cukrem pudrem. Gdy już wyschną (zostawiam na noc w suchym pomieszczeniu), odcinam im nożyczkami ogonki i przekładam do szczelnego słoiczka. Takie fiołki można długo przechowywać.

Moje fiołki są koślawe, ale – po pierwsze – są, po drugie są moje, więc cieszę się, że je mam 🙂

kandyzowane fiołki

Zostaw komentarz