Zastanawiałam się, czy warto pisać ten tekst, bo nie będzie miło. Ale pomyślałam, że dobrze byłoby w końcu wprost to powiedzieć: nie potrzebuję czytelników, którzy obrażają się na mnie widząc, że zareklamowałam jakiś produkt i czują silną potrzebę oznajmienia mi tego. Droga wolna, Strawberries from Poland to nie lektura obowiązkowa!
Chodzi o głosy, które pojawiają się za każdym razem, gdy na blogu publikuję wpis związany ze współpracą z jakąś marką (zawsze oznaczam go jako współpracę komercyjną, zarówno na blogu, jak na social mediach). Często po takim wpisie otrzymuję komentarze w stylu: „czytałam Twój blog tyle lat, a tu reklama X, do widzenia!” albo „ostatnio u Ciebie same reklamy, żegnam!”. A ja sobie wtedy myślę: jeśli przez dziesięć lat korzystałaś bezpłatnie z mojej pracy, to reklama, która zdarza się raz na jakiś czas, nie powinna Cię w żaden sposób zrażać, obrażać, urażać. Jeśli jesteś czytelnikiem, który mnie zna, zagląda tu i korzysta z mojej pracy (zapraszam do kuchni, wymyślenia dania, zrobienia zdjęć i napisania sensownego tekstu – ze stoperem w dłoni), wypadałoby zachować nieco empatii i potraktować ten wpis jako należne mi wynagrodzenie. O tyle fajne, że płacone przez kogoś innego, a nie przez Ciebie.
Wpisy reklamowe na moim blogu stanowią niewielki procent. W wyborze ofert kieruję się kryterium: co pojawia się lub mogłoby się pojawić w mojej kuchni. Gotowy bulion czy kostki rosołowe bez syfu w składzie się u mnie pojawiają, podobnie jak kawy, herbaty, śledzie, majonezy i wiele innych produktów. Nie wciskam kitu, piszę jedynie o produktach, które sama jem lub mogłabym zjeść bez wstydu (bo te wstydliwe to np. solone chipsy…). Przed świętami takich wpisów jest więcej, bo liczba reklamodawców się zwiększa, potem wracam do zwykłego trybu pisania, chyba że akurat mam kryzys lub źle się czuję (jak przez ostatnie 6 miesięcy w związku z ciążą).
Więc jeśli boli Cię to, że raz na jakiś czas pozwolę sobie zarobić (a wiesz, że opłacenie domeny, hostingu, pomoc informatyka i webmastera też kosztują?), to daruj sobie komentarze i po prostu tu nie zachodź. Dla mnie nie jesteś Czytelnikiem, tylko szukającym darmoszki internautą, których są tysiące. Macham na pożegnanie! 🙂
PS To oczywiste, ale na wszelki wypadek dodam: nie mam nic do negatywnych opinii na temat produktu, który reklamuję. Ile osób, tyle opinii.
To koniec pisania bloga???
Nie.. autorka żegna się z niektórymi czytelnikami, a nie ze wszystkimi. Przecież wszystko napisała.
W punkt Ania!!! Rób dalej swoje tak dobrze jak do tej pory a ?niezadowoleni? niech szukają swojej własnej drogi!
Jak się nie podoba to niech idą do kiosku po gazetę …oh wait przecież 70% każdego magazynu to reklamy ?
A ja przyznaję Ci rację i będę czytała nadal, tak jak już od kilku dobrych (6? 8?) lat! 🙂
Bardzo mi przykro, że dostają Ci się takie komentarze. Sartre niestety się nie mylił: piekło to inni. Bardzo rzetelnie zaznaczasz każdą współpracę komercyjną (i to już na początku wpisu), za co bardzo Cię cenię. Nie przejmuj się złośliwcami, jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Mam nadzieję, że nie zniechęci Ci to do dalszych smakowitych wpisów.
Amen. Ja zostaję bo mi tu dobrze 🙂
Nic dodać nic ująć ? A ja czytam od +/- 8(?) lat i będę czytać bo lubię Twoje pióro (klawisze? ?). Amen ? Mam obie książki i jesteś jedną z naprawdę kilku blogerek kulinarnych którą czytam tak długo. Reszta odpadła po drodze ? Pozdrawiam, wszystkiego dobrego!
Ania, bardzo dobrze że to napisałaś. Ludzie to by chcieli więcej wpisów, wszystkiego za free a jak mają polubić jakiś komercyjny wpis lub po prostu przejść nad nim obojętnie, jeśli im nie pasuje, to mają z tym problem. Trzeba robić swoje a innych olać 🙂
Takie dobre miejsce w sieci?
Proszę ignoruj trolli!
Ja zostaję
Pozdrawiam z gorącej Norwegii
Iza
Do machającej dłoni przybijam piątkę!
Uściski!
A ja czytam Twojego bloga od kilku lat i czytać będę. Jak się komuś nie podoba,to nikt tu nikogo na siłę nie trzyma. To Twoja przestrzeń w sieci,i masz prawo sama ustalać tu zasady. Mnie nie przeszkadza,że współpracujesz z marką X czy Y. Prawdę mówiąc to dzięki Tobie odkryłam śledzie SEKO, bo jako osoba mieszkająca poza granicami Polski nie jestem na bieżąco co na polskim rynku piszczy. A idąc raz w miesiącu do polskiego sklepu wiem czego szukać. Jeśli komuś coś się nie podoba-to tak jak mówisz-to nie lektura obowiązkowa. Aniu,rób dalej swoje,a tym,że ktoś się „obraził” nie masz się co przejmować.
Pozdrowienia z Walii 🙂
Jak przeczytałam tytuł wpisu to aż zamarłam. Jak to, zamykasz bloga?!? Później odetchnęłam z ulgą, że jednak nie. Twój blog jest jednym z czterech, które obserwuję i z których czerpię inspirację. Nigdy, ale to przenigdy nie przyszło mi na myśl aby krytykować Ciebie za to, że podejmujesz współpracę z taką lub inną firmą (i zaznaczasz to w poście).
P.S. Dziękuję za przepisy na jedną rękę ? a Twój blog jest dla mnie ?lekturą obowiązkową? ?
już się wystraszyłam, żw to jakiś definitywny koniec! :O
ufff…Pani Aniu proszę nadal robić swoje 🙂 Po swojemu 🙂
Bardzo dobrze, że to napisałaś! Trzeba reagować na takie niestosowne zachowania. Serdecznie Cię pozdrawiam, życzę wszelkiej pomyślności, siły ( której będziesz potrzebować) i duuuuużo snu 🙂
Czytam cię, Aniu. Nie przestawaj i nie przejmuj się opiniami. Rób swoje. Dziękuję za wysokiej jakości posty.
:****
Aniu, a ja chyba pośrodku. To znaczy: rozumiem, że blog jest także źródłem utrzymania i że wpisy sponsorowane się pojawiają i przyczyny tego są dla mnie jasne. Niemniej, rzeczywiście ostatnio dopadła mnie tęsknota za tymi „Twoimi” w stu procentach wpisami, bez obcych, że tak powiem, elementów. Nie krytykuję, nie potępiam, czytam, jak czytałam do tej pory, sympatyzuję i wciąż uważam, ze bambusowa chatka na wzgórzu na zawsze zmieniła moje myślenie o domowej pizzy 🙂
To i ja zabiorę głos- ten blog to praca, za którą należy się wg mnie zapłata w postaci zysków z reklam oraz innych dochodów. Gdyby tak nie było, pewnie już byśmy nie czytali pięknych słów Ani. Każdy może być człowiekiem na swój sposób, nie każdy musi czytać tego bloga. Pozdrawiam autorkę i czytelników.
Bardzo dziękuję za zrozumienie i za ten głos!
No niestety wszyscy tęsknimy za prawdziwością i pasją. Tak zaczynały się blogi i to było wspaniałe. Robienie wpisów na bazie produktów podsuwanych przez reklamodawców podważa obiektywność, szczerość i autentyczność. Nie wiem gdzie jest to oznaczenie że jest to tekst komercyjny? Rozumiem że trzeba z czegoś żyć i jak najbardziej na blogu można pokazywać swoje umiejętności a potem sprzedawać fotografie, teksty, robić stylizacje kulinarne, prowadzić warsztaty itp. Również na blogu mogą się pojawiać reklamy w banerach i to jest ok. Wrzucanie produktów sponsorowanych pomiędzy własne teksty jest zamazywaniem granic i to mi się bardzo nie podoba. Najbardziej kontrowersyjny sposób bo niejako „oszukuje” ludzi prezentując wybory które tak naprawdę są opłaconym product placement. To że są to produkty których nie można się powstydzić nie ma znaczenia. Dobrych produktów jest milion. Wybieranie tych opłaconych nigdy nie będzie obiektywne. I nie każdy się dopatrzy że jest to tekst komercyjny .
Niestety nie jestem w stanie każdego z osobna informować, że tekst jest komercyjny. Wpis jest oznaczony.
Beata …myślę,ze nie masz racji… ponieważ na blogu moga sie pojawić tylko te produkty, które licują z naszym ja…a nie wszystkie, czy te za które sie płaci… nikt nie zaśmieca sobie bloga, dla każdej reklamy, która ma ochotę zaistnieć na blogu. Blog nie jest strikte kulinarny… ma forme społeczną i dlatego jest tak cenny…bo możemy się czegoś więcej dowiedzieć niz tylko składników i sposobu przyrządzania …