O „naszych” krzakach, czyli miejscówce, gdzie zaopatrujemy się w owoce i kwiaty pisałam już nie jeden raz. Odkąd Olek podrósł, robimy wspólne wyprawy. Mój pomocnik chętnie zbiera dzikie jabłka, mirabelki i zrywa kwiaty. Biega z kijkiem i cieszy się zielenią tak jak ja. Ostatnio w krzakach odkryłam piękną pigwę, ale ta musi jeszcze trochę dojrzeć. Potem – o ile nikt mnie nie uprzedzi – zrobię z niej pigwówkę! Tymczasem na stole stoi piękny bukiet nawłoci z krzaczorów, a w kuchni koszyk pełen jabłek. Ostatnio zebraliśmy z Olem kilka kilogramów słodkich jabłek (a w piwnicy stoi już kilkanaście słoików dżemu mirabelkowego). Z jabłek tym razem robimy kompot, bo wymaga najmniej pracy, chociaż niedawno przerobiłam dwa kilogramy na mus. Kompot jabłkowy wzbogaciłam o dodatek pomarańczowych kulek rokitnika (oczywiście znalezione w krzakach). Udało się zrobić go prawie bez cukru.
Schłodzony kompot jabłkowy świetnie gasił nam pragnienie w upalne dni. Gdy zrobiło się chłodniej, lekko go podgrzewałam. Acha, jako że nie jestem miłośniczką miękkich, ugotowanych jabłek, odcedzałam płyn, by był klarowny, a owocową papkę wyrzucałam. Jeśli jednak chcecie jeść ugotowane jabłka, obierzcie je ze skórki.
Ok, to zwykły kompot. Ale niezwykłości dodaje mu fakt, że przygotowaliśmy go z jabłek, na które sami „upolowaliśmy”. Taki jakoś lepiej smakuje!
To kolejny ekspresowy przepis z cyklu Na jedną rękę. Tutaj – klik! – więcej receptur.
KOMPOT JABŁKOWY Z ROKITNIKIEM
- ok. 1 kg jabłek
- kuleczki rokitnika z 2 gałązek (opcjonalnie)
- 1 łyżka brązowego cukru
- 3 ziarna kardamonu
Umyte jabłka pozbawiam szypułek i włochatych gniazdek u dołu. Kroję w plastry (ze skórką i wnętrzem). Wrzucam do dużego garnka i zalewam wodą, tak, aby przykryła całość. Dodaję kardamon, cukier i rokitnik, gotuję do miękkości jabłek. Odcedzam płyn (wyjdzie go ok. 1 l), podaję na ciepło lub na zimno.
Musę spróbować tego kompotu, bo dawno nie smakowałem rokitnika.
Polecam, bo fajnie to smakuje!