Z warzywniaka wróciłam z wielkim pękiem jarmużu. Włożony do szklanego wazonu, pięknie prezentował się na stole. Gdyby nie fakt, że bardzo chciałam zjeść, pozostawiłabym ten bukiet na dłużej.
Ale miałam wobec jarmużu konkretne plany kulinarne, bowiem będąc świeżo po lekturze „Plenty more” Yotama Ottolenghi, napaliłam się na jarmuż z chrupiącą cebulką. W trakcie przygotowań zmieniłam zdanie i – jak to często bywa – poszłam w innym kierunku kulinarnym. Tak oto powstał jarmuż z orientalną nutą, z kokosem, czarnym sezamem, chilli i czosnkiem.
Moją orientalną miseczkę zjadłam pochylona nad nową zdobyczą książkową, kupionym za grosze albumem z fotografiami Roberta Doisneau (wyd. Taschen, w świetnej serii „Icons”).
Albumy to taki rodzaj książek, który sprawia, że świat trochę zwalnia. Siadasz przy stole i w skupieniu śledzisz każdą fotografię, wyłapując szczegóły, których nie sposób dostrzec podczas pobieżnego przeglądania. Podobnie jest z poezją, która wymaga od odbiorcy skupienia, kilkukrotnego powrotu do tekstu, pochylenia się nad każdym słowem, najmniejszym szczegółem.
Dzisiaj niedziela, najodpowiedniejszy dzień na takie nieśpieszne rozrywki, z miseczką jarmużu czy też bez niej.
JARMUŻ Z ORIENTALNĄ NUTĄ
1 pęk jarmużu, porwanego na mniejsze cząstki
1 łyżka oleju kokosowego
1/2 papryczki chilli
2 ząbki czosnku
2 łyżki sosu sojowego (lub więcej – wg uznania)
1 łyżka czarnego sezamu
1 łyżka soku z limonki
W dużym garnku zagotowuję wodę, gdy zacznie się gotować, wrzucam jarmuż i gotuję 4 minuty. Na patelni rozgrzewam olej, wrzucam nań posiekany czosnek, chilli, chwilę podsmażam i dodaję odcedzony jarmuż.
Wlewam sos sojowy, sok z limonki, duszę całość chwilę – jarmuż powinien pozostać dosyć jędrny. Przekładam jarmuż do miseczek, posypuję czarnym sezamem, podaję.
Uwagi:
1. Jarmuż wg mojego pomysłu.
2. Tak przygotowany jarmuż może być bazą do makaronu, mieszając go z sojowym/ryżowym makaronem, mamy pełne danie obiadowe. Ci, którzy nie mogą żyć bez mięsa, mogą dorzucić do dania pierś kurczaka, zamarynowaną uprzednio w sosie sojowym.
Ja też uwielbiam albumy Taschena, mam kilka, ale to tylko mały zbiór. A dziś rano miałam w końcu chwilę, aby zabrać się do dalszego czytania Twojej książki, rozczulił mnie rozdział o zeszycie cioci Loli. pięknie piszesz! Pozdrawiam 🙂
Natalia, bardzo dziekuję 🙂
albumy to ciężar nie tylko gatunkowy, ostatnio przekonałam się dotkliwie o tym opróżniając a potem zapełniając biblioteczkę (musiałam ja przesunąć o pol metra).
wiele lat temu obejrzałam piekna wystawę Doisneau w mieście na P., zatęskniłam za tym miastem, którego już nie ma (tęsknota trwa do dnia dzisiejszego).
a jarmuż czeka w ogrodzie 🙂
pozdrawiam
Ostatnio zjechałam całe miasto i nigdzie nie znalazłam jarmużu ;/
W Auchan jest. I nawet w biedronkowych lodówkach – co prawda już porwany ale ten w całości i tak trzeba porwać na kawałki 😉
Żeby na jakimś straganie czy ryneczku nie było jarmużu? Skandal po prostu.
A tak serio, to nie dziwię się za bardzo, bo jarmuż jest u nas nadal mało popularny, więc jego sprzedaż to spore ryzyko. Wszak może się zdarzyć, że nikt na niego nawet nie spojrzy, a nawet jeśli spojrzy, to nie kupi.
Na Pomorzu popularniejszy niż w centrum czy na południu Pl, takie mam wrażenie.
Piękne spojrzenie na albumy i poezję!
Ps. Również uwielbiam mistrza Yotama i jego nowe dzieło 😉
Pozdrawiam z piosenką Jopkowej : "Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat…ja wysiadam"
Natalia z "Natalerza"
Jarmuż… muszę spróbować, bo przyznam szczerze w swojej kuchni nigdy nie próbowalam go wykorzystać. Teraz pracuję nad topinamburem i póki co jestem zachwycona – smakiem, bogactwem dobroczynnych składników jakie posiada i róznorodnością sposobów, w jakie mozna go przyrządzić.
Uwielbiam fotografie Roberta Doisneau i jego spojrzenie na paryskie życie.
Podzielam Twoje zdanie co do albumów, świat faktycznie wtedy zwalnia..
Jarmużu jeszcze nie miałam okazji jeść, nigdzie nie mogę go znaleźć:/
och, jarmuż w tym roku dopiero poznaję, ale zakochałam się w koktajlach z nim!
Aj, kocham się w takich albumach bezgranicznie <3
podkradnę pomysł z jarmużowym bukietem, dobrze ?
Aniu, mieszkasz we Wrzeszczu, jak ja:) gdzie udało Ci się kupić jarmuż?
abija
Ja już nie we Wrzeszczu 😉 Ale we Wrz znajdziesz jarmuż tam, gdzie i ja – w Spożyvczaku 🙂
Dobra wiadomość, sprawdziłam, że mieszkam 100m od Spożyvczaka 🙂
abija