Wystarczy
spojrzeć na półkę z kolorowymi magazynami, zapełnioną przez pisma opowiadające
historie pracowników korporacji, którzy rzucili swe dotychczasowe życie i
oddali się hodowli kóz na wsi, by dostrzec, jak wielu z nas marzy o życiu na
wsi. Fantazjujemy o życiu poza szarą tkanką miejską, o witaniu dnia na tarasie
graniczącym z lasem, spacerach po zroszonej trawie i śpiewie ptaków za oknem.
Sama karmię się tą
bajką za każdym razem, gdy oglądam sielskie obrazy z pism i głęboko wierzę, że kiedyś
uda się to marzenie zrealizować.
Zawsze, gdy
wyjeżdżam na wieś, cieszę się każdym momentem spędzonym w ciszy i pięknych okolicznościach
przyrody. A jeśli znajdę się w tak niesamowitym miejscu, jak niedawno, moja
ekscytacja sięga zenitu.
Ostatni weekend spędziłam bowiem na Kociewiu, w ponad 150-letniej, krytej strzechą chacie. Z piecami kaflowymi, kuchnią ?ogniową? i niskimi stropami. Z okiennicami o ażurowych wycięciach, drewnianą szopą i wielkim klonem w ogrodzie, którego zmrożone liście podziwiałam o poranku.
Pierwszy wieczór
spędziliśmy w chacie, zajadając się smakołykami przygotowanymi pod wodzą mojej
siostry Magdy. Gdy zjawiliśmy się na miejscu, mężczyźni przynieśli drewno i
napalili w piecu i przynieśli wodę ze studni, zaś kobiety zabrały się za
organizowanie jedzenia. Siostra zabrała się za przygotowywanie ciasta na pizzę, psy wygrzewały się przy piecu kaflowym, mały Igor
gaworzył w wózku.
Zapachniało drożdżami.
Radio cicho szumiało, noc ciemna wkradła się pod próg chaty, a w chacie było ciepło i spokojnie. Wszystkie przywiezione z miasta nerwy zostały za drewnianymi drzwiami domu.
Kilka godzin
później szóstka wygłodniałych osób rzuciła się na pizze z
grillowanymi bakłażanami, cukiniami i salami oraz z rukolą, prosciutto i
parmezanem.
Na spragnionych słodkości czekały jeszcze jabłka – malinówki, upieczone w duchówce, specjalnej półeczce znajdującej się w piecu kaflowym.
Duchówka; |
Następnego dnia, kiedy domownicy leżeli jeszcze w łóżkach, wyślizgnęłam się z pokoju i przywitałam dzień kawą wypitą na ławeczce przed domem.
Słońce dopiero wstawało,
z liści powoli schodziła szadź, w krzakach ćwierkały wróble? Ale to już
materiał na kolejną opowiastkę.
PIZZA Z
GRILLOWANYMI WARZYWAMI I SALAMI
(na 2 placki)
ciasto, sos i ser
przygotowane zgodnie z tym przepisem
? cukinii
? bakłażana
(niewielkiego)
cienkie plastry
salami, ilość wg uznania
oliwa/olej
Przygotowuję
pizzę wg tego przepisu. Gdy ciasto wyrasta, kroję w ok. 1 cm plastry bakłażana
i cukinię (nie obieram jej ze skórki). Solę warzywa. Na patelni grillowej
rozgrzewam nieco oliwy i smażę na niej warzywa z dwóch stron. Warzywa wykładam na
pizzę po nałożeniu mozarelli, a całość wieńczę salami.
PIZZA Z
PROSCIUTTO, RUKOLĄ I PARMEZANEM
ciasto, sos i ser
przygotowane zgodnie z tym przepisem
garść startego
parmezanu
2 garście rukoli
kilka plastrów
prosciutto
Piekę pizzę wg tego przepisu, rezygnując z bazylii. Po upieczeniu układam na pizzy prosciutto,
rukolę i posypuję parmezanem.
Sielsko, anielsko, chcę taka pizzę!!! rozbroił mnie ciapek w żabiej pozie 🙂 znam ja takie ciapki bo mój brat ma bula 🙂
Wiewióra, to se zrób! Pizzę, of kors :)))
O, a ja pochodzę z Kociewia :))
o tak…piec kaflowy jest super – jako dodatek do centralnego ogrzewania
jakoś ostatnio jest trend żeby o wsi mówić dobrze, albo wcale – jak o zmarłych
głupiutkie mieszczuchy ^^
Magiczne miejsce to musi być 🙂 kocham takie domostwa co nie jedno pokolenie w swoich ścianach gościło.
Pozdrawiam
Bardzo ciekawe miejsce.Mam takie na Kaszubach
🙂
Pozdrawiam
Ja chlipię pod poduszką za każdym razem jak przypomnę sobie, że w domu rodzinnym mojego taty zburzyli piec kaflowy nie jeden. i niedawno chleboszczak (już nigdy nie zjem takiego dobrego ciasta drożdżowego pachnącego drewnem…) Chyba, że zbuduję piec;)
Teraz to już ino spać i śnić o takiej chatce 😉 Pizza wygląda rewelacyjnie! Kiedyś spróbuję, ja zawsze wiesz, standardzik – cebula, salami… albo tuńczyk itd;)
Piękna opowieść, piękne miejsce! I naprawdę niektóre mieszczuchy marzą o sielskim życiu na wsi, a nawet to marzenie realizują! Ale czy komuś przychodzi na myśl refleksja – z czego będzie na tej sielskiej wsi żył???
Nie czarujmy się, życie na wsi nie jest łatwe dla przyzwyczajonych do wygód ludzi z miasta. Raz na jakiś czas przynoszenie drewna i palenie w piecu/kominku jest atrakcyjne, ale czy równie fajne będzie, gdy po pracy i powrocie do zimnego domu trzeba będzie robić to codziennie? I codziennie opróżniać piec z popiołu, i przy okazji sprzątać jego zakurzone otoczenie? I co roku na nowo malować ściany, bo są okopcone? Każdy też woli chodzić po chodniku i kostce brukowej niż po błocie, ale na wsi trzeba sobie to sfinansować samemu, dobrze, jeśli do naszej bramy prowadzi asfalt!
Człowiek jednak potrzebuje pieniędzy, żeby żyć spokojnie i dostatnio. Więc z tej sielskiej-anielskiej wioski trzeba będzie pojechać do jakiejś pracy, także zimą! Wiem, bo sama przed laty wyprowadziłam się z rodziną na wieś (prawdę mówiąc – z konieczności, bo stary dom na wsi nie kosztował wiele, a na domek na przedmieściach absolutnie nie było nas stać) i teraz dojeżdżam do pracy 60 kilometrów, na szczęście zimą nie (taka branża, ale za to nie mam nic z tego pięknego lata na wsi). W uzyskanie współczesnego komfortu włożyliśmy w nasz dom duże pieniądze – każdy przecież woli dom ciepły niż zimny, stąd ogrzewanie gazem z dużej butli w ogrodzie i kominkiem. Nie ma co liczyć na mega-szybki internet, bo dostarczany jest drogą radiową. Nie ma mowy o kablówce, musimy korzystać z telewizji satelitarnej, a sygnał podczas ulewy i śnieżycy znika. Oglądamy głównie kanały filmowe, bo uwielbiam dobre filmy, a do kina daleko i przez internet też nie da się oglądać (za wolne łącze). Dość często jest wyłączany prąd, zwłaszcza podczas burzy lub śnieżycy, podczas wichury wysiada sam:-) A jak nie ma prądu, to nie ma wody, telewizji, internetu, a nawet ogrzewania…
Ojej, wygląda na to, że tylko narzekam – nie!!! Bardzo lubię nasze mieszkanie na wsi, okolica piękna, las i grzyby blisko, komfort po 18 latach wreszcie należyty, choć do ideału daleko – trzeba jednak pomyśleć o zakupie agregatu prądotwórczego, a także o remoncie dachu (ma już 13 lat i zaczyna się sypać), zastanawiamy się też nad wywierceniem własnej studni – ceny wody i jej niedobór w trudnych momentach strasznie nas wkurza. Ale to wszystko kosztuje! Wydatki na paliwo związane z dojazdami do Miasta sięgają 1000-1200 zł. miesięcznie, ale bez tych dojazdów nie będziemy mieli z czego żyć. Wiem, bo próbowałam innej opcji – nie udało się… Oj, znów jojczę, a bardzo bym nie chciała – zachęcam do zamieszkania na wsi, ale trzeba uświadamiać sobie wszystkie kłopoty i trudności z tym związane. Niestety – nie jest to rzeczywistość sielska, którą znamy z wakacji albo wizyt u dziadków. Ale myślę, że dla odważnych i zdeterminowanych ludzi to jest odpowiednie wyzwanie. Mimo wszystko – warto!
Hajduczku, dziękuję Ci za ten wpis. W zasadzie powinien go przeczytać każdy, kto się napatrzy na obrazki rodem z (pięknej z resztą, ale utopijnej) Werandy Country. NIby gdzieś jest świadomość, że na wsi ciężej, nie jest tak różowo i pięknie, ale mimo wszystko większość z nas nie jest świadoma tego, jak wygląda tam prawdziwe życie. Ja mam 'wiejską' babcię, trochę rodziny żyjącej na wsi i znam ich codzienne trudy…
Te dwa światy da się połączyć – rozwiązaniem jest zamieszkać na wsi pod miastem:):) Mamy i to i to:) Pozdrowienia ciepłe!:)
Myślałam, że po takim początku nastąpi coś w stylu "ale to wcale nie bajka", a tym czasem potwierdziłaś moją bajkę 🙂
Pomieszkać w takiej chacie przez jakiś czas-marzenie, nawet taki wypad na weekend byłby wspaniały!
Trochę żałuje ze zdjęcia b&w w moim odczuciu nie do końca oddają klimat tamtych chwil, mimo to są piękne:).
Pozdrawiam.
Pierwsze zdjęcie urzekło mnie szczególnie..czas zwalnia.. I jakaś Ty drobniutka!
NIestety Joanno to nie ja 😉
🙂 chyba wiele z nas ma takie marzenie, zwłaszcza jak patrzymy na takie idylliczne domki na wsi 😉
i mam też takie miejsce, gdy jadę zawsze, gdy mi za tą wsią tęskno – dworek mojego stryjostwa, otoczony sadem z jadalnymi kasztanami, z kaflowymi piecami w każdym pokoju i piecem węglowym w sercu domu czyli w kuchni 😉
Wiem, bo mam okazję często to sprawdzać, że na Kociewiu wszystko inaczej smakuje. Tak jakoś leśnie i przaśnie 🙂
Mam wrażenie, że skądś znam tę chatę (zewnętrze). Czyżby to okolica Odr?
To jest Jaszczerk, k. Osieku 🙂
A my na Boże Narodzenie uciekamy z Warszawy… już na stałe na naszą wieś, gdzie pięknie gra mi wiatr, a do Rezerwatu Przyrody idę 5 minut.
Co prawda nie będę nosić wody ze studni, a w kuchni będę mieć nowiutki piekarnik, ale to, co wokół domu… przyprawia mnie o dreszcze.
Mamy to niesamowite szczęście, że praca jest tam, gdzie jesteśmy my. Do biura będę miała 8km, czyli przy dobrej pogodzie – 10-15min.
Tak naprawdę, to nie dociera to do mnie do końca. A kominek przecież już stoi 🙂
…zapraszam na Mazowsze! 🙂
Tilo, ja jestem z Mazowsza 🙂 Obserwuję, jak powstaje Wasz dom i z całego serca gratuluję spełnienia Twoich marzeń!