Tort dla Foodloverek; |
Po blisko dwóch latach ponownie
odwiedziłam Poznań (relacja z pierwszej wizyty tutaj). Tym razem spędziłam w mieście dwa dni, z czego jeden w
pięknym jesiennym słońcu, a drugi pośród szarej mgły.
Poznań jest jak większość polskich miast ? są w nim miejsca zapierające dech w piersiach swą urodą i takie, które są estetycznym kopniakiem w brzuch.
Lubię to przemieszanie piękna z brudem, koszmarków z harmonią.
Poznań bywa piękny, bywa też kiczowaty, a czasem zupełnie brzydki.
Dziwnie zapisuje się tu ulice (?ulica święty Wojciech?), jeździ się pięknymi tramwajami, bardzo lubi się buty (w co drugim sklepie sprzedaje się obuwie), widać też zamiłowanie do designu (nigdzie w Polsce nie spotkałam tyle sklepów z pięknymi przedmiotami codziennego użytku, co tutaj).
Ale nade wszystko Poznań jest smaczny.
Przekonałam się o tym podczas październikowego weekendu spędzonego z Foodlove, portalem kierowanym do miłośników dobrego i ładnego jedzenia, który właśnie rozpoczyna swą działalność. Przybyłam tu z ekipą gdańskich blogerek, a na miejscu ? obok uroczej Asi z Foodlove i zdolnej Agi z działki designerskiej ? dołączyły do nas również poznańskie blogerki kulinarne.
W zasadzie tę opowiastkę powinnam rozpocząć od zaproszenia, które pewnego dnia pojawiło się w mojej skrzynce? O, tego:
|
Ciasteczko czekoladowe z chilli i zaproszenie od Foodlove;
|
To dzięki niemu kilka dni później znalazłam się w pociągu relacji Gdańsk-Poznań w towarzystwie Asi, Magdy, Śliwki i Małgosi, z pudełeczkiem ciastek czekoladowych z chilli.
Ciastka piekłam zarywając noc przed wyjazdem, bo pomyślałam, że głupio będzie pojawić się z pustymi rękami, skoro wszystkie dziewczyny pewnie coś przygotują. Któż by się spodziewał, że będę jedyną osobą, która coś upiekła (i tu padł stereotyp blogerki kulinarnej, która zawsze i wszędzie ma w zanadrzu potrawę własnej roboty).
Zaraz po przyjeździe do Poznania wpadłyśmy w wir atrakcji.
Zaczęło się od spotkanie z ekipą od pysznego hummusu w ładnych słoiczkach ? Habemus Hummus. Po prelekcji chłopaków wypiliśmy kawę w towarzystwie ciast od Mai (helbeh z kozieradką i bananowo-czekoladowe), a potem nadszedł pełen atrakcji wieczór u Agi, autorki blogu Pretty Pleasure.
Ciasto Mai; |
Najpierw mieliśmy (grono było mieszane) przyjęcie w barwach Foodlove (tort z pierwszego zdjęcia smakował równie dobrze, jak wyglądał), wykład Agi o trendach wnętrzarskich, a potem warsztaty z prac ręcznych.
Przyjęcie u Agi; |
W oparach rozpuszczalnika, którego aromat bardzo sobie cenię 😉 robiłyśmy nadruki na torby, a potem pudełeczka ? dawno tak dobrze się nie bawiłam, przypomniały mi się lekcje techniki w podstawówce.
Przyjęcie u Agi i buteleczka Nitro; |
Ale wieczór dopiero się rozwijał, bo gdy zakręciłyśmy buteleczki z rozpuszczalnikiem, na stole pojawiły się butelki wina: oto rozpoczęły się warsztaty winiarskie prowadzone przez Jakuba, autora blogu Czerwone czy Białe.
Wiedza winiarska, której liznęłam (a w zasadzie łyknęłam) z pewnością pozwoli mi odnaleźć się podczas winnych degustacji.
Warsztaty rękodzielnicze;
To, co działo się po winnych warsztatach, pominę milczeniem, powiem tylko, że było głośno i śmiesznie.
I że o 23:00 jadłam burgera na poznańskim rynku (Święta Krowa), co oznacza, że wszelkie zasady
przyzwoitości zostały złamane.
Mało tego, potem jeszcze trafiłam do Kawiarni Nocnej Kisielice, a serwowane tam shoty aloesowe skradły
moje serce. Serce skradła mi tam również obsługa, która bawiła się co najmniej tak dobrze, jak goście lokalu.
Poranek w Poznaniu oblepił mnie senną szarością, ale na widok śniadania w Condordia Taste chmury się rozproszyły.
I pozostał tylko zachwyt ? nad szczegółem i ogółem, każdym meblem stojącym w CT, deską, słoiczkiem,
kubkiem i ich zawartością.
Dawno nie jadłam tak pysznego i tak pięknie podanego śniadania.
Jakby tego było mało, w sklepie z włoskimi delicjami ? La Bottega ? czekała na nas degustacja serów i wędlin prosto z Italii. Spróbowałam tam m.in. nieziemskiego salami z truflową nutą (pętko przyjechało ze mną go Gdańska) i obłędnych serów (np. zamkniętych w skorupce z gliny, popiołu czy zanurzonych w cytrusowej grappie).
Ale moim numerem jeden została Ricotta Dura di Pecora: twarda, osolona risotta (o wiele delikatniejsza niż
feta, ale już bardziej wyrazista w smaku niż klasyczna znana nam ?miękka? risotta).
Rozleniwiony śniadaniowo-serową ucztą organizm dostał kofeinowy zastrzyk w Taczaka 20, kawiarni w
iście berlińskim klimacie (lubię!).
|
Uzbrojone w słoiczek hummusu, paczuszkę makaroników, butelkę wina, salami truflowe i dużo dobrych wspomnień, wsiadłyśmy do pociągu.
Współpasażerkom bardzo dziękuję za to, że cierpliwie znosiły me towarzystwo, Magdę przepraszam za to, że cały czas miałam ją za Monikę, zaś pana, który był jedynym obcym w przedziale przepraszam za to, że tak późno poczęstowałam go winem, nie zapewniając przy tym kubeczka.
Po powrocie do domu stworzyłam swój profil na Foodlove i zabrałam się za segregowanie wspomnień z wyjazdu.
I powiem Wam jedno: Poznań to naprawdę miasto doznań.
widać, że świetnie się bawiłyście 🙂 ło mamo! kiedy ja piłam wino w pociągu???!!! szmat czasu a Wasz buzi radosne i szczęśliwe. Super 🙂
oczywiście miały być"Wasze buzie"… literki mi wcięło 🙁
Miło przeczytać coś miłego o swoim mieście 😉 I wiedzieć, że wcale nie jest tutaj tak źle 😉
Przy okazji dowiedziałam się, że w kilku fajnych miejscach mnie jeszcze nie widzieli 🙂 Dzięki! 🙂 I zapraszamy ponownie! 😀
No właśnie ja nigdy nie byłam w Poznaniu, więc moje oczy się cieszą gdy widzą taką świetną fotorelację! mam nadzieję, że uda mi się kiedyś tam wybrać 🙂
2 miesiące temu byłyśmy pierwszy raz w Poznaniu, piękne miasto! Z pewnością wrócimy tam i to nie raz 🙂
http://domowe-wypieki.com/tort-oreo/
zachwyca mnie tort dla Foodloverek i zachwyca mnie Poznań i całe to Wasze spotkanie! 🙂
a gdzie relacja z pierwszej wizyty? Zapomniała linka 😉
Cóż, rzeczywiście mamy dużo sklepów z butami…
Smacznie u nas, to prawda, Poznań się rozwija kulinarnie.Szkoda, że do Ruiny nikt Cię nie zabrał. To jedno z najważniejszych miejsc u nas. Skradliby Twoje serce sernikiem pistacjowym i kawą. Kocham ich.
Bardzo słuszna uwaga 🙂 JUż linkuję relację nr 1 🙂
O Ruinie słyszałam, ale czasu już nie było… Będzie pretekst do następnej wizyty!
jest dokładnie tak, jak Liska opisała http://whiteplate.blogspot.com/search?q=ruina
Bardzo lubię Twoje relacje z wszelkich wyjazdów. Słowa, zdjęcia. No prawie, jakbym tam była!
Beata, bardzo mi miło!
A w Starym Browarze nie bylas? Lo matko, to nie widzialas Poznania…
Byłam 🙂 Poprzednio i teraz też.
zazdroszczę wyprawy, jak to opisywałaś czułam, że zapamiętałabym ten wypad do końca życia 😀
To nie tak, że nasze ulice się dziwnie nazywają:) Nazwa Święty Marcin wzięła się od osady, a nie od świętego stąd ta nazwa, wystarczy choćby zajrzeć na Wikipedię tam jest na ten temat nieco więcej, tak samo ma się sytuacja z ul. Święty Wojciech, również była to osada. Inne ulice już odmieniają się normalnie np. ul. Królowej Jadwigi.
Czytalas? http://andrzejgasiorowski.mobile.natemat.pl/78631,samozadowolenie-miesozercow
Jakim cudem weszłaś po Kaponierę? Przecież przejścia podziemne są zamknięte od roku? 😉 Krajobraz jak po wojnie atomowej niemal 😉
Dla mnie Poznań nadal jest niepoznany 😉 Ciekawa wyprawa, pełna kulinarnych przygód! 🙂