/Vintage cooking to mój cykl poświęcony recepturom znalezionym w starych książkach kucharskich, nagryzionych zębem czasu zeszytach z przepisami i pożółkłych wycinkach z gazet./
Kotlet jajeczny pachnie barem mlecznym. Kojarzy mi się z plastikową tacką i cichym szuraniem emeryckich butów w kolejce do kasy. Stoję sobie wbita między sztuczny kwiatek ozdabiający parapet a panią w szarym berecie. Ustawiony nieopodal rząd kubków z niebieską obwódką i stempelkiem Społem wydziela słodki, owocowy zapach – dziś serwują kompot z wiśni, wyłożone na spodeczki surówki powoli opadają z sił, a kucharka wrzuca do metalowego pojemnika kolejną porcję ugotowanych kartofli. Spoglądam na menu przypominające stary rozkład jazdy na dworcu PKS i dumam, co wybrać: naleśniki z serem czy może kotlet jajeczny?
Pani przede mną zdecydowała się na barszcz ukraiński, pół porcji ziemniaków, kotlet szydłowiecki i surówkę z kapusty. Nadchodzi moja kolej. Dzieeeeeń dobryyyyyyy – witam się przeciągle, zyskując kilka sekund na podjęcie ostatecznej decyzji, z którego kotła dziś zjem. Wzrok skacze niespokojnie między naleśnikami, kopytkami a krokietami. Poproszę kotlet jajeczny, bez surówki, bez ziemniaków – mówię szybko, uginając się pod twardym spojrzeniem pani w nylonowym fartuchu. Po drodze łapię jeszcze kompot i szuram do kasy.
A kiedy kilka lat później odtwarzam w domu kotlet jajeczny, brakuje mi tylko talerzyka z niebieską obwódką i stempelkiem Społem.
Dzisiejszy przepis jest pretekstem do odświeżenia cyklu Vintage cooking i zajrzenia do uroczej książeczki Ewy Siemaszko pt. „Urozmaicone posiłki” (Wydawnictwo Alfa, 1988 r.). Pozycja ta, jak przystało na czasy, w których została wydana, jest do szpiku kości racjonalna i rozsądna, pełna cennych wskazówek i mądrych porad.
Znajdziemy w niej smutne uwagi dotyczące kondycji żywieniowej społeczeństwa:
Obecnie, z powodu trudności w zaopatrzeniu i wysokich cen żywności niektóre rodziny zmuszone są do „oszczędzania na jedzeniu”, przez co społeczeństwo narażone jest na niedobory wszystkich składników odżywczych i kalorii (…).
Znajdziemy informacje dotyczące poszczególnych posiłków:
Niezależnie od pory roku, podstawą śniadania powinno być mleko. (…) Do smarowania pieczywa można używać masła, smalcu lub margaryn: „Słoneczna”.
Tradycyjnie drugim daniem jest mięso z ziemniakami lub kaszą (…). Obecnie, gdy odczuwa się brak mięsa, zestaw taki rzadko może pojawiać się na stołach (…).
I przykładowe jadłospisy na wszystkie pory roku (uwielbiam!), w których dokładnie rozplanowano użycie produktów, których niedobór jest najbardziej odczuwalny, tj. mięsa i wędlin, biorąc pod uwagę najniższe miesięczne przydziały (tj. 2,5 dag mięsa i wędlin).
Przepis na kotlety jajeczne znajdziecie na stronie 43, poniżej przepis w niezmienionej formie, z moimi uwagami w nawiasach.
KOTLETY Z JAJ
4 jaja
1 łyżka tluszczu
1 duża cebula (zastąpiłam ją 1/2 pęczka szczypiorku)
1 bułka kajzerka
1/2 szklanki mleka
sól pieprz
tarta bułka
tłuszcz do smażenia
Umyte jaja ugotować na twardo, zostawiając jedno surowe. Namoczyć bułkę w mleku. Cebulę (szczypiorek) drobno pokroić i udusić na tłuszczu (szczypiorku oczywiście nie smażę).
Przepuścić przez maszynkę ugotowane i obrane jaja z bułką, dodać surowe jajko, przyprawić solą, pieprzem. Masę starannie formować w kotleciki, obtaczać w bułce tartej i smażyć z obu stron na rozgrzanym tłuszczu. Podawać z ziemniakami i surówkami.
i jest talerz z niebieską obwódką.. ale inny, ładniejszy. i bardziej po domowemu. dawno nie byłam w żadnym mlecznym barze, a to całkiem fajne miejsca.
mleczne bary to miejsca z duszą 🙂 zjadłabym takiego kotleta 🙂 pycha!
Uwielbiam bary mleczne, nawet ten ich stołówkowy zapach – przypomina mi stołówkę z podstawówki. Mam jeszcze kilka talerzy z niebieską obwódką, tylko bez jedynie słusznego napisu.
Zawsze jak publikujesz coś z cyklu Vintage to myślę sobie, że czas odkopać książki kucharskie z maminych półek.
Mam miłe wspomnienia z barów mlecznych i lubię kotlety jajeczne:) PS. Widzę lekko pognieciony obrus, tak trzymac;)
Bary mleczne to dla mnie leniwe 😉 Jaka szkoda, że zostaje ich co raz mniej!
Czyżbyśmy z powodu kryzysu i wysokich cen żywności myśleli o oszczędzaniu na żywieniu???;) Widzę, że nasz mały pe-er-el powraca. A serio – fajny post, choć wierzcie mi bary mleczne lat osiemdziesiątych zeszłego stulecia "pachniały" skatowanym nabiałem i nie grzeszyły czystością. To była niezła szkoła komunistycznego dizajnu. Jeśliby jednak nieco je zrecyklingować i uwspółcześnić to rzeczywiście miałyby fajny klimat. Także jestem za vintage cooking.
so yummy ??????
uwielbiam kotlety jajeczne! zwłaszcza z czymś zielonym w środku.
ale do baru mlecznego nie potrafię wejść. no nie umiem i koniec. a jak już cudem wejdę, to nie zjem.
Uwielbiam kotlety jajeczne, a tak dawno ich u mnie nie było :c
Fajny bar mleczny ,,Neptun" jest na gdańskiej starówce – właśnie taki ,,zrecyklingowany i uwspółcześniony ", czysty. A po wdrapaniu się na pięterko – widok na ulicę Długą w trakcie delektowania się jedzeniem – bezcenne. Lubię to miejsce. Ma urok. Dominika
Dominiko, też BARDZO lubię pięterko w Neptunie, nawet c hciałam kiedyś o tym napisac, ale jakoś mi umknęło. Widok – bezcenny, a do tego w sezonie b. dobre naleśniki z serem i truskawkami 🙂
mam ja , to ta co są przepisy na herbaty z ziół(świetne) i kawa z marchwi?
Tak, Margot, mnóśtwo fajnych herbat z ziół 🙂 Mam na nie ochotę 🙂
tą – HERBATA z liści jeżyn,malin i poziomek przefermentowanych, robiłam i to kilka razy , pycha!!!
U nas bary mleczne poznikały, tęsknię za nimi. Szczególnie za pierogami 🙂
ostatnio, bliżej mi,niż dalej do ów barów nasiąkniętych parą gotujących się ruskich,z plastikowymi stołami i papierowymi serwetkami..lubię ich klimat.zapachy i atmosferę przeszłości.zawsze wybieram te najbardziej vintage;)
a talerzyk śliczny!
Czy w książce jest może informacja o autorze ilustracji? Bardzo możliwe, ze nie, ale może jednak? 🙂
Właśnie sprawdziłam: jest mowa. To Małgorzata Wickenhagen 🙂
Dziękuję bardzo!
Mleczne bary GÓRĄ!!! Są genialne, nieodłącznie kojarzą mi się ze studiami w Krakowie… Aniu, jak będzieś kiedyś szukała dobrego i taniego żąrła w Krakowie to zajrzyj do Baru Mlecznego na Grodzkiej i 'U Stasi' na ulicy Mikołajskiej. U Stasi spotkasz w porze obiadowej niejednego sławnego osobnika ze świata sztuki jak i nauki… 🙂 stołują się tam wszyscy bez względu na status społeczny…
Bardzo dziekuję za namiary! 🙂
A my mamy bar mleczny pod nosem prawie;) i jak tak czytam o emeryckim szuraniu, to … tak, to ten bar i ten rozkład jazdy. Moja koleżanka, która mieszkała jeszcze bliżej tego baru stwierdziła, że powinna miec juz w nim złotą kartę klienta;) Uwielbiam bary mleczne:) I przyznaję, ze jak nie chce mi się gotować, to i idziemy z Alicją na małą pomidorową/ ogórkową i "kotkajl" 😉 Muszę sprawdzić, czy jest kotlet jajeczny;)
Ja na chłodnik w sezonie czasem chodziłam 😉 Lubię ten klimacik raz na jakiś czas!
moja teściowa robi takie kotlety,mój mąż je uwielbia!
Oj, Aniu, moje dzieciństwo i piątkowe obiady. Dziękuję Ci, że mi o tym przypominasz! Tysiąc buziaków ze stolicy!
Narobiłaś mi apetytu, spróbuję zrobić taki kotlet. Na zomno też może być dobry.
Dołączam się do wpisu wyzej i też daję punkt barowi "Neptun". Ale aż tak źle nie było – przydział wędlin i mięsa to było 2,5 kilograma, a nie dag!
serdeczności, iwona
Iwona, sprawdzę ten cytat, ale jestem przekonana, że tam tak napisano. Może przydział też zależał od roku? Ja się nie znam, nie wypowiadam się 🙂
Piękny klimat wprowadziłaś Aniu. Zastanawiam się czy kiedykolwiek byłam w takim miejscu, czy tylko kojarzę go z zza szyb (bo kojarzę bardzo dobrze). Książka urocza, uwielbiam takie skarby i te opisy tamtych kulinarnych czasów. Teraz mamy dostęp do wszystkiego, nasze mamy i babcie miały trudniejsze zadanie…pozdrawiam Cię ciepło!
Mój dom rodzinny to domowe obiady i mama kombinująca z daniami, żeby były ciekawe, zdrowe, urozmaicone… (nie zapomnę jej pizzy z porami i pieczarkami w latach 80-tych0. Któregoś dnia, mama wyjechała ze swoją klasą na wycieczke, a my z bratem mieliśmy stołować się przez trzy dni w pobliskim barze mlecznym. Tam pierwszy raz jadłam kotleta jajecznego i wręcz zakochałam się w tym smaku. Trzy dni pod rząd go jadłam. Były tam też naleśniki z farszem jajecznym. Minęło wiele, wiele lat bez kotletów jajecznych w moim życiu (w sumie nie wiem dlaczego). W czasie pobytu w Gdańsku kilka lat temu poszliśmy do baru mlecznego w Gdańsku (chyba Wrzeszczu), bo chciałam pokazać dzieciom coś z mojego dzieciństwa. I tam właśnie serwowano te kotlety. Oczywiście je zamówiłam. Były pyszne. Chyba muszę je zrobić (koniecznie ze szczypiorkiem).
Naleśniki z farszem jajecznym też jadałam, zgadza się 🙂 We Wrzeszczu, to może Syrena? Własnie o niej pisałam, Lo 😉
– pozdrowienia dla Tomka 🙂 [zapewne pierwszy zauważy mój komentarz] + info dla niego –> mamy COŚ do opicia!
– podczas naukowych zmagań żywiłam się w barach mlecznych. Lubię tam bywać. Lubię kraciastą ceratę i wyszczerbione talerze. Zdekompletowane sztućce i panie w kuchennych beretach. Lubię pomidory z cebulą i gorącą zupę. Lubię jajecznicę z bułką w komplecie. Herbatę w szklankach, z którymi moja babcia nie może się rozstać.
– kotlet jajeczny? kojarzy mi się ze szkolną stołówką. Smakował wybornie.
– kompot też lubię, z owocami na dnie kubka 🙂
a ostatnio wspominał sobie naszą wyprawę na tatar. smakowite wspomnienie. do powtórki!
Karol, u nasz bary bez ceraty! NIe taka klasa… Ale panie zawsze takie same 🙂 Tatara jadłam wczoraj i wypiłam pigwówkę za Twe zdrowie 😉
Ziemniaki z kaszą – takiego połączenia jeszcze nie jadłam 😉
A ja nabyłam ostatnio II wydanie Kuchni Polskiej z lat '50 i chyba muszę o tym napisać notkę, bo mam pewne spostrzeżenia 😉
pozdrowienia Truskaweczko
Oczko, ciekawam bardzo! Kuchnię Polską znam, jest u mamy, jest u babci, ale mi dać ich nie chcą…
Ania, Syrena? 🙂 Chociaż Szydłowieckiego nie kojarzę..
Zapach "szmaty" w barach mlecznych jest nieznośny, wolałam nauczyć się sama gotować niż tam bywać, ale te jajeczne kotlety – o tak, dla nich warto było czasem wstąpić do Syreny albo tego drugiego (Akademicki chyba..):)
Myślę co dziś na obiad i chyba już wymyśliłam, niech no tylko sprawdzę ile mam jaj 😉
Serdeczności 🙂
Monika, zgadza się! :))) Ja mleczne bary lubię, ale tak 2-3 razy w roku mi wystarczą w zupełności. Choć Akademicki imho gorszy był, bardziej brudny i taki lepki.
Bardzo lubię twój cykl vintage cooking. Pewnie dlatego, że mam sentyment do starych ksiażek kucharskich, które przegladałam jako mała dziewczynka. W domu rodzinnym zachowało się jeszcze kilka pozycji:-) a kanapeczkę z takim kotletem to chętnie sobie zobię:-) serdeczności
Kotlety jajeczne to smak mojego dzieciństwa 🙂 Mama często je robiła, a ja chętnie zjadałam.
Ostatnio przywiozłam je ze sobą do Wrocławia, gdzie studiuję. Kolega nie mógł się nadziwić, że kotlety z jajek. Wiesz, że w ogóle istnieją 😉
Ja ostatnio w barze mlecznym zdecydowałam się na zapiekankę jarską, ale tylko dlatego, że nie mieli już naleśników ze szpinakiem 🙂
Jako dziecko ich nie cierpiałam, a dziś uwielbiam. Z wiekiem wiele się zmienia 🙂 Połączenie szczypiorku i jajek zawsze daje radę. Cudna książka.
Bar mleczny w centrum Gdyni serwuje najlepsze kotlety jajeczne na świecie 🙂
A jak się zowie, jeśli można wiedzieć? 🙂
Właśnie wcinam. Zamiast cebuli/szczypiorku wrzuciłam uduszoną pepperoni. Mniam. Dzięki za dzisiejszą inspirację 🙂
Super 🙂
Mocarne! Moja mama ma książkę pt. "Kuchnia warszawska", taką z lat 60-tych, tam też są takie jadłospisy na każdą porę roku, rany!
Zrobię tego kotlecika mojemu facetowi, który uwielbia takie jedzonko.
P.S. Jest wegetarianinem 😉
robie je jeszcze czasem , bardzo lubia u mnie w domu , to sa moje smaki z dzieciństwa 😉
Ja też kolekcjonuje stare ksiązki kucharskie, moja ulubiona też jest z lat 80 i nazywa się Obiady na każdy dzień roku, ma prawie 900 stron i kupiłam ją na allegro za 5 zł. Zawiera niezliczone przepisy, z którymi nigdzie się nie spotkałam i jest to najlepsza moja książka kucharska.
Polecam dodanie do masy jajecznej sporej ilości posiekanego koperku zamiast szczypiorku. U mnie w domu właśnie taką wersję przygotowywała babcia. Z młodymi ziemniaczkami i mizerią, mój ulubiony letni obiad.