Dzień dziś szary i mdły w posmaku.
No właśnie, ten nieszczęsny creme patissiere.
W przedostatnim poście przedstawiłam Wam przepis na tartę z truskawkami i creme patissiere. Tarta wyszła pyszna (również w wersji z galaretką na wierzchu), jednak podczas jej robienia miałam problemy z samym creme patissiere, który mimo b a r d z o długiego czasu ubijania nie chciał się zupełnie ściąć.
Zastanawiałam się, w czym tkwił problem: w składnikach, w moim działaniu czy w przepisie. Poszperałam w internecie, przejrzałam kilka książek kucharskich i zestawiwszy wszelkie przepisy na creme patissiere z tym z książki „Kuchnia Neli” rzuciło mi się w oczy jedno*: u Neli zabrakło mąki. Klasyczny creme patissiere zawiera bowiem dodatek mąki, która sprawia, ze krem gęstnieje. Nie wiem, czy krem Neli rzeczywiście nie zawierał mąki, czy to tylko pomyłka wydawnicza, jedno jest pewne – creme patissiere wg przepisu Michaela Roux ściął się bez problemów, zaś jego przyrządzenie zajęło mi kilkanaście minut.
Prezentuję więc Wam creme patissiere, który na pewno się uda! Poniżej zaś przepis na jego zastosowanie, czyli na babeczki z masą rabarbarową i creme patissiere.
W rondelku zagotowuję mleko z ziarnkami wydłubanymi z laski wanilii. Gdy mleko się gotuje, ubijam żółtka z cukrem, aż powstanie puszysta masa, a następnie dodaję doń mąkę, miksując, aż znikną grudki.
Do jajek cienką strużką wlewam gorące mleko, cały czas miksując masę.Następnie przelewam masę do rondelka i podgrzewam, ciągle mieszając. Gdy masa zacznie delikatnie pyrkać, redukuję ogień do minimum i gotuję (ciągle mieszając!) krem jeszcze chwilę. Przelewam krem do miski i mieszam z masłem. Przechowuję krem w lodówce.
KORZENNE TARTALETKI Z CREME PATISSIERE I RABARBAREM
(porcja na 4 małe tartaletki)
1/2 porcji kruchego ciasta, wzbogaconego o szczyptę kardamonu, cynamonu i 2 zmiażdzone goździki (albo 1 płaską łyżeczkę przyprawy do pierników) 1/2 porcji creme patissiere 2 łodygi rabarbaru 4 łyżki cukru
Przygotowuję kruche ciasto, dodając do składników korzenne przyprawy. Ciastem wyklejam 4 foremki do tartaletek, nakłuwam widelcem w kilku miejscach i chłodzę od. 30 minut. Piekę tartaletki w 200 st. C., aż się zarumienią, co trwa ok. 25-30 minut. Gotowe tartaletki chłodzę na kratce.
Rabarbar kroję na 2-cm kawałki, wrzucam do rondelka, zasypuję cukrem i duszę, mieszając co jakiś czas. Rabarbar puści sok, więc gotuję go do momentu, aż ilość płynu się zmniejszy. Jeżeli masa rabarbarowa wydaje się za kwaśna, dosładzam.
Na spód schłodzonych babeczek wykładam schłodzoną masę rabarbarową, a na to kładę creme patissiere. Podaję od razu.
Uwagi:
1. Creme patissiere wg tego przepisu robi się niezwykle szybko i łatwo. Przepis zaczerpnęłam z książki M.Roux „Jajka”. Ziarenka wanilii zatopione w kremowej masie, oprócz pięknego aromatu, nadają również szykownego wyglądu. Taki krem świetnie smakowałby jako nadzienie do rurek.
2. Tartaletki z rabarbarem powstały po lekturze postu Lo, która zaprezentowała ich bardziej rozwiniętą wersję. Moja wersja jest nieco uproszczona, ale idea pozostała – mamy tu kwaskowaty rabarbar i waniliowy creme patissere, a wszystko to w chrupiącej skorupce z kruchego ciasta o korzennym posmaku. W przepisie podałam proporcje na 4 tartaletki wielkości zagłębień do muffinów, ale ciasta starczy również na wylepienie cienkiej warstwy formy do tarty. Aha, a kruche robiłam z dodatkiem zwykłego cukru, co sprawiło, że ciasto było bardziej kruche i mniej zwarte. Taka wersja jest równie pyszna, co kruche z cukrem pudrem.
Rzecz warta grzechu!
krem brzmi pysznie, może pokuszę się na jego zrobienie 🙂
Aniu, u Ciebie znow kolejny pyszny przepis. Moge sie zalozyc, ze babeczki smakuja doskonale. Az boje sie sprobowac aby sie nie uzaleznic od nich tak, jak od Twojego crumble (robilam je po raz kolejny, zachwytom gosci nie bylo konca :))
Jaki cudny ptaszek u Ciebie na gałęzi;-)Piękne są te Twoje tartaletki. Cieszę się, ze krem patisserie w końcu Cię usatysfakcjonował. Nie ma to jak cudny M. Roux. Kiedyś jak jeszcze nie pracowałam, mój mąż zawsze mi mówił, że jak w wakacje przyjeżdża do nas na weekend nad morze to pogoda się psuje, a cały tydzień był upał. Teraz przeżywam to samo jako kobieta pracująca. Żeby nie dołować się tą, co tydzień powtarzającą się sytuacją, dzisiaj zaplanowałam sobie wybory i pewne wyzwanie kulinarne. Jutro pewnie będzie słonecznie.
Ja nie jestem fanką tego kremu 🙂
Ale jakby Ania mi zrobiła to bym zjadła.
Aniu chyba kartka się Tobie podoba co? 🙂
ładnie wygląda na Twoim zdjęciu 😀
Bardzo mi do Ciebie pasuje i już! 🙂 Taka Ania wrażliwa …
Wybacz dzisiaj mnie wzięło na uzewnętrznianie się.
Aj Anulka mogłabyś bliżej mnie mieszkać 🙁
słońce na talerzu.. i ja się do tego ostatnio stosuję. lubię bardzo.
a u Ciebie tak kremowo.. i obrazki piękne. ten ostatni szczególnie mi się podoba.
Moze i na zewnatrz szaro i ponuro ale Twoje menu jest tak sloneczne i urozmaicone , ze chyba nic juz nie jest w stanie popsuc Ci humoru 🙂
Milej Niedzieli :)))
Ha! I ja mam takiego ptaszka na ścianie:) Już teraz wiem, że mamy tą samą Wróżkę od quinoa:)
Muszę i ja powalczyć z tym creme.
Zdjęcia niezwykłe! Pozdrowienia:)
U nas dziś tarta cytrynowa – bezbłędna i niezawodna. 🙂 Śliczny obrazek z dziewczynką, czy to pocztówka?
właśnie-śliczny obrazek
przepis mi znany bo mam książkę mistrza Roux
pozdrawiam serdecznie!
Ta ciabatta ze śledziem podziałała na moją wyobraźnię… Mniam!
Ja do creme też dodaję mąkę, przynajmniej łyżeczkę.
Miłej niedzieli, Aniu 🙂
Zrobiłam krem wg tego przepisu. Bez zgrzytów, zrobił się szybko. :):)
a ja właśnie creme p. lubię za jego uniwersalność, ożywi każdą babeczkę, tartę i ciacho 🙂
miłego koniuszka dnia!
Ciekawy ten krem,ale pewnie nie zrobię, bo jakoś tak kremowe ciacha to rzadko u mnie bywają. Natomiast chetnie sobie popatrzę u Ciebie i tak sobie mysle,ze z rabarbarem taki kremik to smakuje pysznie.
Pozdrawiam Aniu:)
Jakie piękne choć bez słonka chwile.
Kartka cudowna.
A krem lubię, tak jak Agatek – za uniwersalność.
Aniu, truskawki coraz słodsze – słonko zaraz wróci.
Pozdrawiam
M.
Teraz, kiedy się wreszcie przekonałam do rabarbaru mogę napisać: przepyszne te Twoje tartletki! Pozwolę się sobie trochę powymądrzać w kwestii kremu, do kremu patissiere można nie dodawać mąki, tylko wtedy się nazywa creme anglaise (o ile mnie pamięć nie myli), to jest coś takiego, jak baza creme brulee. Tylko creme anglaise jest jednak rzadszy i zwykle się go używa jako sosu, albo deseru w formie kremu, a patissiere raczej do ciast. Pozdrowienia.
ha, widzę, że Jelly-bean napisała mniej więcej to samo, wiec może nie jestem aż taka mądra jak sobie wyobrażałam 😉
Jak nadal będę wpadała na takie pyszności, to w życiu nie zapanuję nad wagą.
Co sobie obiecam, że teraz już tylko sałatki i galaretki, to trafiam na takie cudo i zielenina z galaretką przemija jak sen jakiś złoty.
Ale musiałabym być szalona, żeby nie spróbować takiej babeczki z musem truskawkowym.
Pozdrawiam
A tak mi się podobało, że bez mąki 😀
Te zdjęcia.. 🙂
Ok… Trudno… Będę się powtarzać… Pięknie tu u Ciebie! Bardzo lubię czytać Twoje wpisy i oglądać piękne zdjęcia! Gratulacje! Zazdroszczę… Pzdr Aniado
Jestem pod wrażeniem cóż za słoneczny smakołyk i jak pięknie to wszystko się ze sobą komponuje :):):)
Osobiscie kremow do ciast nie lubie, ale ten jest wyjatkiem. We Francji czesto jadalam ciasta z takim wlasnie kremem. Wczoraj w koncu zrobilam moja ulubiona tarte, wspomnienie Francji.
Milego dnia Aniu 🙂
"moje marzenia o Wielkim Plażowaniu wkładam między kartki książki, którą czytam." czyli Non-fiction i właśnie jak umieścić taki gadżet na swojego bloga?
Aniu jaki piękny krem Ci wyszedł.
Ja tam bardzo go lubię, szczególnie z dodatkiem ajerkoniaku, na drożdżowym spodzie, pod kruszonką. Ach rozmarzyłam się :))
Miłego dnia.
Podoba mi sie ten krem bo mało masła w nim 😉 Przentuje sie smakowicie
Jakie piękne zdjęcia!
A słońca i mnie brak.
Szaro, nieprzyjemnie, niewakacyjnie… Szkoda.
No niestety Wentwortha nam się nie zdobędzie, ale czy to sprawi, że świat będzie gorszy? :] Wyszperałam na Twoim blogu, że łączy nas nie tylko pasja gotowania, ale i też duży biały futrzak o czarnym nosie na pół pyska 🙂 Pozdrawiam najsłoneczniej jak się da! 🙂
Ja też ostatnio ten krem trzaskam. Tylko z Pierre Herme i on daje skrobię kukurydziana ( jakbys kiedyś chciała bezglutenowo) i jest pyszny w wersji waniliowej, czekoladowej i kawowej. Szkoda tylko że to kaloryczne cholerstwo.
A ja z Pola sie zgodze, tez nie jestem zbytnia fanka tego kremu 🙂
Wiesz Aniu, zazwyczaj robie "custard sauce" i to jest smietanka, mleko, cukier zoltka, jakos nie moge sie przekonac do zageszczania maka, choc zdarza mi sie raz na 3 lata robic domowy budyn.
Jeszcze mnie nachodzi takie pytanie (w mojej wersji Neli rzeczywiscie w tym kremie nie ma maki), czy ten krem rzeczywiscie ma byc taki, ze lyzka w nim staje? A moze Nela lubila nieco lejacy?
Babeczka korzenna z rabarbarem (a i kardamon tam jest!) to by mi weszala nawet z kremem 😀
Aniu, ależ Ty jednak dociekliwa kobitka jesteś. 🙂 To się chwali. 🙂
Ja podobnie jak Pola i Basia, nie jestem super fanką tego kremu, bo mi za bardzo przypomina budyń, którego nie jadam. Ale od czasu do czasu, w jakimś smacznym cieście – zjem i dlatego, że niezbyt często się to zdarza – to nawet smakuje. 🙂
Buziaki przesyłam! 🙂
Piękne zdjęcia, lubuję się w szczególności w tym ostatnim:))
Pozdrawiam,
uwielbiam wydźwięk wymawianego
"CREME PATISSIERE"
Buziak
Bez dodatku mąki to przecież creme anglaise wychodzi, który nie zgęstnieje bardziej niż na "suchą krechę na szpatułce".
Gęsty być musi i mączysty, bo stosowany jest jako podkład (nie za gruby, wtedy go można polubić) pomiędzy ciastem, a bardziej mokrymi składnikami (owocami na ten przykład), w ten sposób zapobiegając nadmiernemu przemakaniu samego ciasta, to raz, a dwa służąc jako pośrednik "miąższowy", żeby załagodzić kontrast "gryza", pomiędzy chrupkim ciastem (kruchym lub listkowym) a mokrą świeżością owoców, albo ich zapieczoną miękkością.
Przesmarowując ciasto rzadkim kremem angielskim cukiernik funduje sobie ciapowatą katastrofę.
Tak sobie tylko piszę…
Pzdr
piękne maleńkie cudo :)i pewnie też super smakuje 🙂
Pozdr An
Jak zwykle cudnie,pieknie i pysznie u Ciebie. Ja może w weekend zrobię taki pyszny krem.Na uczczenie wakacji. Aniu, skąd pochodzi ta śliczna kartka/obrazek z dziewczynką??
Aga-aa, daj znać, jak zrobisz!
Majka, baaardzo się cieszę, ze crumble wszedł do Twego repertuaru 🙂
Lo, mi też się ptaszek podoba 😉
Pola, kartka zrobiłą furorę! 🙂 Aż się w komentarzach pytają o nią!
Ej, to Ty mogłabyś bliżej mieszkać!
Anna-Maria, a widzisz 😉
Marta, cieszę się! DObrze, ze poczekałaś 🙂
Karolina, bardzo dobrze, ze się wymądrzasz, to sobie utrwalę niuanse kremowe 🙂
MOnika, bez mąki będzie płynnawe, możesz zaryzykować, byle zjeść od razu! Tamten też b. mi smakował, był jednak lżejszy, ale się lekko rozpływał.
Ania, ten "gadzęt" zrobiłam sama – wklejasz zjdęcie i linkujesz wg uznania 🙂
Lu, fajny pomysł z ajerkoniakiem!
Olu, nieee… NIe bedzie gorszy :)Dobrze, ze napisałaś, ze futrzak duży, bo mamy też w rodzinnym domu małego biełago z czarnym nosem 🙂
Gospodarna, kawowy to jest to! NO cóż, a po nim na rower…
Basiu, Nela tam wspominała, ze krem mocno tężeje i trzeba uważać, by go nie 'przegotować', bo bedzie za ścisły. WIęc na pewno nie chodziło jej o anglaise… Kurczę, ja lubię budyń, a moje ukochane ciacho to napoleonka (u nas napoleonka ma budyniową masę w odróżnieniu od lżejszej kremówki), stąd moje zamiłowanie do takich kremów… 😀
Małgoś, ano jestem! Robiłam tę tartę już kilka dni po tej Neli 🙂
Szalony Kucharzu, słusznie prawisz. Aczkolwiek ciapowata katastrofa zjedzona od razu jest pyszna. BYle potem tarta nie czekała na konsumpcję, bo marnie namięknie…
Kemotko, kartka pochodzi z Anglii 🙂
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i pozdrawiam!
Aniu, co ja moge powiedziec….MNIAM! MNIAM1 MNIAM! ale bym sobie zjadla taka babeczke teraz…:)
pozdrawiam cieplo
Jaki jest poziom trudności kremu ?
Średnio trudny 🙂